Po tym, jak przy „wydatnym” udziale naszego ex premiera (nie wiadomo, czy po jakimś czasie nie będzie to nazwane niedźwiedzią przysługą) wynegocjowano kompromis z Grecją w mediach pełno opinii o tym doniosłym fakcie. W zależności od przyjętej optyki, albo upatruje się w nim szansy na powrót Grecji do „normalności” , albo obnaża jego kompromitujący wymiar. I tu mówi się o drapieżności Niemiec, które nie chcą zrestrukturyzować długu Grekom, machiavellicznej roli banków (wierzycieli, którzy są zapewne autorami pomysłu o tzw. Funduszu Prywatyzacyjnym, czyli narzędziu przejmowania greckiego majątku), czy rozpasaniu greckich polityków i roszczeniowości greckiego społeczeństwa. Obecnie protestującego, ale przez dekady korzystającego z interesowności swoich rządzących, korumpujących je (to społeczeństwo) do woli różnorakimi i rujnującymi budżet przywilejami.
W naszej opinii każdy, kto myśli, że to początek końca greckich problemów jest w błędzie. Można tak sądzić widząc, że nagłówki w serwisach równolegle prezentują tematykę grecką i porozumienie z Iranem w sprawie jego programu atomowego. Jest to zaledwie pierwszy akt greckiej tragedii. Ten, w którym zawiązuje się intryga i dlatego dla całej sfery medialnej najciekawszy. Na resztę przyjdzie czas po antrakcie. Jeśli nic nowego i dramatycznego, co na powrót przykuje uwagę mediów, się nie zdarzy grecki dramat przybierze formę pełzającą, czyli codziennych zmagań społeczeństwa konfrontowanego z powolnym odbieraniem tego, co kiedyś mu tak ochoczo dawano.
Przy okazji fakt zamknięcia greckich banków daje przykład, co znaczy utrata gospodarczej i finansowej suwerenności. Możności szybkiego i autonomicznego reagowania na kryzysową sytuację. Kiedy decyzje podejmują inni i nawet nie politycy rodzimy rząd staje się teatrem marionetek chodzących na sznurkach wszystkich ukrytych za kulisą demiurgów. I nawet odruchy naszej wściekłości nie są w stanie ich dosięgnąć. Pozostaje nam się wyładować w zupełnie chybionych protestach, które zakulisowych decydentów jedynie śmieszą. Rząd staje się wygodnym, bo podęcznym i miotającym się pomiędzy niemożliwymi rozwiązaniami chłopcem do bicia.
Na naszych oczach ujawniają się dyskredytujące tzw. demokrację jej zafałszowane wymiary. Bo jeśli kogoś przy okazji tego ( i jemu podobnych) zamieszania rozgrzeszać, to raczej społeczeństwo, a nie elity polityczne, biznesowe etc. W ramach mechanizmów tejże demokracji ludzie, którzy przyznają się do swoich słabości i małości wybierają przecież tych, mających ich reprezentować o wysokich standardach etycznych, dużej wiedzy, po prostu profesjonalistów, którzy mają temperować społeczne zakusy i sterować pewnie nawą państwową. Tacy się oni przynajmniej jawią w politycznej autopropagandzie uprawianej, jak Europa długa i szeroka na potęgę. Jakie rzeczywiście są te standardy, którymi establishment się kieruje widać w sytuacji rzeczywistego kryzysu.
Kolejny fałszywy wymiar demokracji jaki coraz bardziej odczuwamy, to ignorowanie woli większości i demokratycznych procedur. To nad czym demos sprawuje kontrolę przestało już dawno się liczyć (lokalne rządy, ciała wybierane poprzez akt głosowania powszechnego, jak choćby PE, referenda). Władza już bez ogródek jest sprawowana poprzez niedemokratycznie powołane gremia i w arbitralny sposób. Demokracja jako konsensus i porozumienie rządzących z narodami umiera i staje się wydmuszką na rzecz porozumienia elit zdążających ku celom, które są nam niekiedy całkiem obce. W takim scenariuszu nietrudno o propagowanie spiskowej teorii, zgodnie z którą elity te pragną utworzenia rządu światowego i władztwa powszechnego nad narodami.
Wychodzi więc na to, że tzw. wyborcy są głupi podwójnie, bo raz, że głupotą swoją a dwa głupotą swoich elektorów, która wsparta pazernością i cynizmem prowadzi nas od jednego kryzysu do drugiego. Różnica pomiędzy oboma tymi rodzajami głupoty jest taka, że jeden zubaża a drugi wzbogaca. Wszystko przebiega zgodnie z tym, co zgrabnie scharakteryzował w „Strategii Antylop” Jean Hatzfeld: wykształcenie (i wiedza), nie czynią lepszym, ale bardziej skutecznym. I z tego punktu widzenia jeden ze wspomnianych rodzajów „głupoty” ( mając na względzie humanistyczny punkt widzenia) wcale nią nie jest. Raczej wydaje się być przebiegłością w nieustannej wręcz odwiecznej rywalizacji o status, kasę i władzę. To trzeba mieć na względzie stając przed wyborczą urną.
Wracając do tego zespołu czynników, które spowodowały problemy Greków, to warta jest odnotowania pewna wypowiedź z filmu uznawanego za ten z tzw. klasy „B”. W „The International” reprezentujący Interpol Clive Owen przesłuchuje powiedzmy bankiera, który odpowiadając pytaniem na pytanie mówi coś takiego: „ nie wiesz na czym polega biznes bankowy? Na tym, żeby wszyscy byli zadłużeni”… Uwaga celna i rzeczywiście oddająca istotę tego, co stało się już akceptowalnym (pytanie, jak długo jeszcze) elementem naszego świata. Czy to nam coś mówi o jego stanie i o nas samych? Na pewno tyle, że Koń Trojański stojący pod naszymi murami nie skrywa już garstki żołdaków, tylko całkiem inną daleko liczniejszą i silniejszą bandę złoczyńców.
Z pozdrowieniami Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
4 komentarz