Nóż się w kieszeni otwiera, gdy uświadamia sobie czlowiek, kto decyduje dziś o dobrym imieniu państw, gospodarek czy ludzi.
PAP:Agencja Moody’s Investors Service obniżyła we wtorek rating obligacji rządu Irlandii do poziomu "śmieciowego" co interpretowane jest jako kolejny dotkliwy cios dla krajów strefy euro. Agencja obniżyła rating Irlandii z poziomu Baa3 do Ba1 motywując to "wzrastającym prawdopodobieństwem", że kraj ten, borykający się z olbrzymim zadłużeniem, będzie potrzebował kolejnej pomocy finansowej po wygaśnięciu obecnego programu pomocy w końcu 2013 r. >>> więcej
Mnie interesuje jedno – kto kontroluje takie agencje? Dla niektórych to pytanie retoryczne, jednak ja wolałbym usłyszeć wytłumaczenie lepsze od standardowego "koszerni" albo "pejsaci".
Jakiś czas temu podniosły się głosy, że trzeba jakoś opanować w świecie finansów wulgarną samowolę agencji ratingowych i wszelakich nie do końca wiarygodnych instytucji, uzurpujących sobie prawo do wydawania glejtów wiarygodności rządom, gospodarkom czy ludziom. Potem sprawa ucichła, choćby mimo niedawnej awantury o wycenę Lotosu.
Jak to możliwe, że dopuszczono w systemie światowych finansów do tak dramatycznej samowładzy pojedyńczych tzw. "analityków", którzy swoimi raportami są w stanie trząść w posadach firmami wartymi miliardy dolarów? Przykład Lotosu to oczywiście betka przy ratingach całych państw, jednak mechanizm jest podobny – grupa ludzi, na podstawie tylko sobie znanych kryteriów i na podstawie subiektywnych informacji z rynku ma prawo do realnych w skutkach (i to boleśnie dla milionów ludz!) ocen wiarygodności w skali całych gospodarek narodowych bez ponoszenia z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Nawet w przypadku rażącego bądź celowego błędu!
Na jednym z forów komentujących sprawę irlandzkiego ratingu znalazłem dowcipny w zamierzeniu komentarz: "Czy agencja Moody’s gra jednocześnie na Forexie? Może wystawiają krajom strefy EUR śmieciowe ratingi i grają na zwyżkę CHF :)". Wbrew pozorom to wcale nie jest śmieszne, raczej winno skierować uwagę nadzorów finansowych na działalność tego typu instytucji. Samowola i praktyczne oderwanie się międzynarodowego kapitału od jakichkolwiek wpływów rządów na finanse i przepływy każe postawić pytanie o stan i sens demokracji oraz spytać, czy my już żyjemy w ponurym świecie "Blade Runnera" albo "Johnny Mnemonic", czy dopiero za chwilę świat takim sie stanie?
Jeśli nikt nie spróbuje wziąć za mordę systemu finansowego, w którym wąska grupa ludzi jest w stanie doprowadzić dla sobie znanych celów do – najwyraźniej tylko chwilowo uciszonego – kryzysu, zapoczątkowanego upadkiem "banku inwestycyjnego" Lehman Brothers w 2008 roku – to ja cienko widzę przyszłość finansową świata. Mądrzejsi ode mnie napisali miliony znaków w tym temacie – skutek jest żaden. Poza takim, że pod pozorem "uratowania" systemu przed zawaleniem setki miliardów, może biliony dolarów pompowane są z pieniędzy podatników do prywatnych kieszeni banków i instytucji finansowych na całym świecie, podczas gdy tak naprawdę to chyba największy w historii ludzkości skok na kasę.
Czy kogokolwiek w ciągu ostatnich 3 lat zastanowiło, dlaczego – przy tylu próbach znalezienia analogii z Czarnym Czwartkiem 1929 roku – obecny kryzys w żadnym wypadku nie kojarzy się z setkami managerów i prezesów banków skaczących z okien biur(w)owców na Wall Street, a raczej z nigdy nie zwróconymi wielomilionowymi, bezczelnie inkasowanymi premiami zarządów zagrożonych upadkiem banków (np. AIG)?
Myślę, że odpowiedź jest jasna dla każdego o ilorazie inteligencji wyższym od ryjówki…
I co? I nic.
* * *
Ciekawy wywiad z byłym wiceprezesem Lehman Brothers można przeczytać tutaj. Włosy stają dęba…