Z JEm. ks. kard. Stanisławem Nagym z Krakowa rozmawia Sławomir Jagodziński
Księże Kardynale, czy ten ogromny sobotni marsz w Warszawie w obronie Telewizji Trwam to nowa jakość w Polsce?
– Z całą pewnością nowa jakość! Z tym że trzeba go zdecydowanie łączyć z tymi marszami już uprzednimi, których ponad 100 przeszło w tym roku w całej Polsce. Do tej pory, szczególnie w ostatnich latach, nie zdarzało się tak, aby ludzie spontanicznie się organizowali i wychodzili na ulice swoich miejscowości w obronie czegoś.
Te małe marsze i te ogromne ogólnopolskie, prawie 2,5 miliona protestów przesłanych do KRRiT to dowód na uaktywnienie społeczne, obywatelskie milionów Polaków, milionów katolików, którzy chcą się w Polsce znów poczuć jak u siebie. Niestety, ta władza tego nie zapewnia. Ludzie dali temu wyraz, przybywając z całej Polski do stolicy.
Przecież przyszła niemal cała Polska i zawołała: "Mamy już dość". Zebrani w tak ogromnej liczbie katolicy powiedzieli tej władzy "nie". To już nie jedna miejscowość, nie jeden kapłan, który zachęcił ludzi do obrony katolickiej telewizji. Tu przyszła Polska ze wszystkich stron i powiedziała rządom, jakie panują w Polsce, bardzo stanowczo: "nie!". Bo przecież ostatecznie sprawą fundamentalną nie jest rząd, ale Ojczyzna, której on powinien służyć. Naród patrzy na tę władzę, obserwuje ją i teraz powiedział: "Takie rządzenie nam się nie podoba". To był sens tego wielkiego pochodu, ogromnego pochodu, który można nazwać krzykiem Narodu.
Czy władza usłyszy ten krzyk?
– Władza musi mieć świadomość, że to jeszcze nie ostateczny krzyk Narodu, a już jakże donośny. Rzesze ludzi z całej Polski na ulicach stolicy ostrzegły: w naszym państwie źle się dziś rządzi! I z tego powodu to jest wydarzenie bez precedensu. Ten marsz jest zapowiedzią, że jeśli nic się nie zmieni, to niezadowolenie może wybuchnąć też w innej postaci…
Marsze w obronie Telewizji Trwam mają bardzo stanowcze, ale pokojowe nastawienie, które wypływa z formacji religijnej ich uczestników…
– Dlatego też widzę w tym ogromną wagę. Ten warszawski, ale i inne marsze to były bardzo spokojne manifestacje, przeniknięte atmosferą religijną. Polityka oczywiście się na nich pojawia, ale ona nie jest wysunięta na czoło. Msza św., modlitwa, obrona katolickiej stacji – to w Warszawie było na pierwszym planie. Przemówienia, które tam się pojawiły, także były w duchu tego zgromadzenia.