Bez kategorii
Like

Krótkie bezkrólewie

08/04/2011
424 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Królestwo, którego byt polityczny zakończył się w roku 1795 nie umarło tak naprawdę nigdy.

0


Nie bacząc na granice, kordony i represje żyło w przestrzeniu publicznej przez cały czas rozbiorów. Miejscem gdzie najwyraźniej manifestowały się jego atrybuty były dwory i kościoły.
Biskupi, księża i szlachta przenieśli królestwo przez czasy najgorsze licząc na jego polityczną odnowę i polityczny sukces. Tak się jednak złożyło, że sukces, który naród ogłosił w roku 1918 nie był sukcesem królestwa. Był sukcesem socjalistów, sukcesem ludzi bez ziemi, wpływów, ludzi zrzeszonych w młodych i łatwych do manipulowania strukturach. Sukces ten był sukcesem nietrwałym, wręcz pułapką. Państwo bowiem, ta cała republika, której nie starczyło odwagi by zająć dawny obszar królestwa, republika która się tego wyrzekła w zamian za papierowe koncepcje i pakty z szatanem, zbudowała swój byt niepodległy na zasobach i ziemi tych, którzy królestwo przenieśli przez otchłań. Republika zdradziła ich i pozostawiła samym sobie, wierząc w traktaty sojusze, pomysły socjologów i we własną pychę.

 
Człowiek który stworzył republikę, litewski szlachcic, socjalista, przerobiony przez prasowych karykaturzystów na starego szlachciurę zorientował się bardzo szybko, że droga która idzie państwo zmierza ku otchłani. Próbował je ratować. Nie udało mu się to z dwóch powodów – nie miał żadnego kredytu zaufania wśród biskupów i bogatej szlachty i miał niesłuchanie mało czasu na realizację swoich planów. Ludzie zaś którzy go popierali nie mieli więcej wyobraźni politycznej ile trzeba by być powiatowym starostą. Stanisław Mackiewicz pisał wprost, że Piłsudski doskonale rozumiał, że Polska jako republika to pomyłka. Mówił wprost o tym, że jego córka Wanda powinna być królową po jego śmierci. W świeci, który nadchodził takie pomysły nie mogły być jednak zrealizowane.
 
Przez całe dwudziestolecie, mimo zewnętrznych pozorów Rzeczpospolitej, mimo drakońskich podatków i źle wytyczonych granic królestwo żyło w sercach i głowach poddanych, a sam Piłsudski, były lewicowy terrorysta i katorżnik uważany był za jego władcę, nie koronowanego co prawda, ale rzeczywistego i właściwego. Jego popularność równała się niechęci jaką wzbudzał i tak zwykle jest z każdym władcą, który wie jak kierować nawą państwa.
 
Po wojnie, która zburzyła republikę zniknęły także niektóre miejsca, gdzie znajdowało ono zawsze schronienie. Nie było już dworów, nie było pałaców, królestwo mogło znaleźć schronienie jedynie w katolickich świątyniach. Rezydencje szlachty zamieniono zaś na muzea, te dziwne, funkcjonujące do dziś składowiska kradzionych i znalezionych przypadkowo przedmiotów.
 
Czerwoni, którzy zajęli republikę, zmienili jej granicę i wymordowali szlachtę uważali, że nie ma już królestwa, że zostało ono pobite definitywnie i pokonane raz na zawsze. Było to oczywiście kłamstwo i projekcja przerażonych rabów, które nie dają sobie rady z władzą. Królestwo istniało a jego uosobieniem był prymas Stefan Wyszyński. Nikt w Polsce nie może mieć co do tego wątpliwości, że to właśnie on uratował królestwo i ocalił je dla przyszłych pokoleń. Pod koniec jego panowania było już łatwiej, bo znalazł się następca, jeszcze większy i jeszcze silniejszy. Panował przez 28 lat, i był władcą jakiego Polska nie miała od czasów Jagiellońskich. Jego śmierć nie pogrzebała nadziei, ale powinna wywołać trwogę, bo praca jaką wykonał jest systematycznie niszczona od pierwszego dnia po pogrzebie. I nie ma się co łudzić, że zniszczenie to zostanie przerwane. Po śmierci Jana Pawła II nastąpiło pierwsze prawdziwe bezkrólewie, pierwsze od czasu śmierci Stanisława Augusta Poniatowskiego. Trwa do dziś, a złudzenie siły jakie dawała niektórym ludziom republika zostało pogrzebane pod Smoleńskiem. Czas więc porzucić ten oszukany sztafaż i powrócić do symboli, wiary i walki, a także bezpieczeństwa, które właściwe były naszemu istniejącemu bez przerwy od roku 1025 królestwu. Czas przywrócić mu powagę i czas wynieść go z kościołów na świat. Miejmy bowiem w pamięci to, że dworów, gdzie królestwo obecne było przez wieki już nie ma. Z kościołami może stać się podobnie. Winno ono więc znaleźć się w naszych domach. Tak samo jak pamięć o Tragedii Smoleńskiej i nadzieja na wybór króla. Od tego trzeba zacząć. Już jesienią. To czy będzie on nazywany premierem, czy jakoś inaczej nie ma znaczenie. Musi być władcą. Póki co mamy jedynie jednego człowieka, którego możemy z czystym sumieniem ogłosić władcą. Jest to brat tragicznie zmarłego prezydenta Kaczyńskiego. Innego wyjścia nie ma. Lepiej uwierzcie, bo chodzi o wasze życie.

Zamieszczam tu jeszcze link do filmu, który skręcił Kacper Gizbo, film ten w pewien szczególny sposób koresponduje z tym tekstem;

 

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758