Bez kategorii
Like

Krótki poranny wywiad z Premierem

01/04/2011
373 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Donald Tusk: – Nie czas żałować róż kiedy lasy płoną. Nie możemy myśleć o kłopotach, które będą w dalekiej przyszłości i nie wiadomo jeszcze kto będzie wtedy rządził i w jakich warunkach. Pieniądze są potrzebne już, by się państwo nie rozleciało.

0


Warszawa, godz. 8.40, piątek

– Panie premierze. Kiedy umawialiśmy się na ten dzisiejszy króciutki wywiad obiecaliśmy sobie dwie rzeczy. Ja mam panu zadawać wyłącznie merytoryczne pytania, pan natomiast szczerze odpowiadać na pytania dotyczące mijającej kadencji pańskiego rządu. Szczerze, czyli nie odwołując się do populistycznych haseł. Dzień jest szczególny, w razie czego zawsze się Pan zasłoni datą 1 kwietnia. Oto pierwsze pytanie. Mijają cztery lata rządów PO – PSL. Z zapowiadanych przez pana reform większość się nie odbyła. Zacznijmy od administracji publicznej, która miała być odchudzona, tymczasem nadmiernie się rozrosła…

– To miała być krótka swobodna rozmowa a Pan buduje takie pytania. Cóż, przyrost administracji był uzasadniony. Złożyliśmy w okresie wyborów pewne obietnice i musieliśmy się z nich wywiązać.
 
– Przecież nie obiecywał Pan społeczeństwu rozrostu administracji.
 
– Nie mówię o społeczeństwie tylko o konkretnych ludziach i środowiskach, którzy nam pomogli wygrać poprzednie wybory.
 
– Rząd jest zakładnikiem lobbystów?
 
– Nie oszukujmy się, taka jest polityka. Najpierw trzeba realizować obietnice osobiste.
 
– A Polska?
 
– Takie górnolotne rzeczy robi się przy okazji dzięki temu, że konkretni ludzie, biznesmeni, właściciele mediów, instytuty międzynarodowe umożliwią sprawowanie władzy. Coś za coś. Można być oczywiście hurra-idealistą jak Kaczyński, ale wtedy się rządzi niecałe dwa lata. Nasz sposób jest lepszy, będziemy rządzić osiem.
 
– Mimo to wciąż cieszycie się relatywnie dużym poparciem społecznym. Nie rozumiem jednak optymizmu PO – w styczniu podnieśliście podatki. Wbrew pozorom właśnie w taki sposób, który najmocniej uderza w najbiedniejszych. Ceny paliwa osiągają poziom, którym groziliście w kampanii cztery lata temu, gdyby u władzy pozostało PiS. Podniesienie podatków Polacy coraz mocniej odczuwają. I nie pomogą wcale telewizyjne komunikaty, że ceny aż tak bardzo nie wzrosły. Jest drożej i bezspornie jest to wina rządu. Lubi pan grać w piłkę nożną, więc skorzystam z boiskowego słownika. Nie boicie się czerwonej kartki?
 
– Mamy swoje sposoby by utrzymać ten dobry wizerunek. Nie jest bowiem tak ważne co robi polityk, bo ludzie się nie znają, nie wiele rozumieją a nikt nikogo z rękę nie złapał, ale jak się to sprzeda w mediach. Dobrze ustawiona polityka to samograj, wszyscy ważni mają interes by korzystny dla nich rząd trwał i utrzymają go z własnej inicjatywy. Dlatego wciąż mam czas by co drugi dzień grać w piłkę. Zresztą prawdziwej polityki nie robi się przed kamerami ale przy różnych nieformalnych okazjach.
 
– Na przykład w szatni?
 
– To pan powiedział, ale taka jest prawda.
 
Kolejna niezałatwiona przez rząd sprawa to kwestia nadmiernego deficytu budżetowego. Rośnie nam dług publiczny i ani myśli się zatrzymać. Studzenie deficytu zmianami w systemie emerytalnym to działanie wyłącznie doraźne. Tym gorsze, że odbije się w dalekiej przyszłości na wysokości emerytur. Również pańskiej, czy mojej. Choć pańskiej, to chyba mniej… Czy rząd w ogóle ma jakiś pomysł na zmniejszenie tego deficytu?
 
– Deficyt to sprawa księgowa, a na szczęcie nawet Unia nie ma pomysłu jak powinno się liczyć we właściwy sposób. To gra i taką grę prowadzimy.
 
– Ale pański rząd pieniądze roztrwonił i nie bardzo ma z czego łatać.
 
– Nie roztrwonił tylko realizował ważne zobowiązania o których już mówiłem. A z czego łatać jest póki istnieje taki twór jak OFE. Ostatnia ustawa to pierwszy krok. Po wyborach podważymy zasadność istnienia OFE, a tam czeka do zagospodarowania 200 mld złotych. Polska musi odzyskać te pieniądze.
 
– A emerytury? Przecież z tego miały być nasze emerytury.
 
– Nie czas żałować róż kiedy lasy płoną. Nie możemy myśleć o kłopotach, które będą w dalekiej przyszłości i nie wiadomo jeszcze kto będzie wtedy rządził i w jakich warunkach. Pieniądze są potrzebne już, by się państwo nie rozleciało. Zresztą, czas przestać się oszukiwać, wskaźniki demograficzne podpowiadają, że czy to będzie OFE czy ZUS to za 20 lat pieniędzy na emerytury i tak nie będzie. Jedyna szansa, że skarb będzie na tyle pełen, że będzie można obywateli jakoś poratować.
 
– Pan wie i ja wiem, że owa legendarna „zielona wyspa na mapie Europy”, którą tak pan pokazywał nie była sukcesem rządu tylko efektem konsumpcji wewnętrznej. Poziom tej konsumpcji w dużym stopniu był zasługą banków, które kredytowały każdego konsumenta. Przyszedł czas na spłacanie kredytów, a Polska z zielonej wyspy stanie się niechlubnym miejscem o najgłębszym odcieniu czerwieni. Nie ma pan wrażenia, że sytuacja wymknęła się rządowi spod kontroli?
 
– My tej kontroli nigdy nie mieliśmy. Rząd to tylko administrator. Naprawdę rządzi finansjera. Mówi pan o kredytach, no właśnie na nie będziemy potrzebować te 200 mld. Teraz tylko zastanawiamy się jak o tym ludziom tak opowiedzieć by nie wyszli na ulicę. Nie chcemy drugiej Grecji. Gdy ktoś myśli inaczej to znaczy, że chce.
 
– Podsumowując pana kadencję muszę pana również zapytać o Mira i Zbycha, czyli krótko mówiąc aferę hazardową. Wszyscy wiedzą, że pana ministrowie i partyjni koledzy dali się skusić korupcji. Pan zaś deklaruje, że żadnej afery nie było powołując się na sejmową komisję śledczą, która pracowała tak, żeby udowodnić, że nic się nie stało. To, jak to jest – była ta afera, czy też puszczane przez telewizję rozmowy telefoniczne Zbycha i Mira były zbiorową halucynacją?
 
– To nie była afera tylko proza rządzenia. Gdy partia dochodzi do władzy musi zacząć spłacać swoje długi. To nic złego, mocny biznes to miejsca pracy. Cała afera to kwestia złej woli szefa CBA, który polityki nie rozumie i kwestia fatalnego stylu w jakim Chlebowski i inni moi koledzy to załatwiali.
 
– Czy pan, magister historii, nie czuje dyskomfortu wypowiadając się o gospodarce? Nie ma tygodnia, aby decyzje rządu, czy pana słowa nie były negowane przez ekonomistów.
 
– Człowiek wiele się uczy gdy musi podejmować decyzje. Ja jestem teraz mniej kompetentny w historii niż w rządzeniu. Nie mogę się oglądać na ekonomistów, bo raz – nikt nie ma monopolu naprawdę, a dwa – wtedy biznes i media postawią na innego konia. Platforma Obywatelska zna realia i wie jak to zrobić by – oczywiście znając swoje ograniczenia – sprawować władzę przez 8 a nawet 12 lat. Przekona się pan.
 
– Swojemu poprzednikowi zarzucał pan hegemonię w strukturach własnej partii. Spośród trzech polityków zakładających PO został już tylko pan. A po drodze zdarzyło się panu pozbywać się z partii innych kolegów. Jaka jest granica władzy, której pan nie przekroczy?
 
– Partią trzeba zarządzać umiejętnie, nie tylko batem ale i marchewką. Ja to nie jestem Kaczyński i mając możliwości szefa rządu oraz wsparcie z najbardziej wpływowych środowisk w Polsce umiem korzystać także z marchewki. Nie ma nikogo lepszego ode mnie w zarządzaniu i członkowie Platformy Obywatelskiej to wiedzą.
 
– Ostatnie pytanie, czy spiskował Pan z Putinem przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu.
 
– To nie był żaden spisek, zwykła zbieżność politycznych interesów. Lech Kaczyński był wrogiem politycznym PO czego nigdy nie ukrywał i wrogo nastawiony do Rosji. Nie ma się co dziwić, że Putin mnie zaprosił do Katynia jednocześnie marginalizując rolę niechętnego mu Prezydenta Polski. Sprawa była negocjowana przez wiele miesięcy. I nie ma w tym przecież nic dziwnego. To także się dzieje w Parlamencie Europejskim. Europosłowie PiS, sympatyzujący z byłym Prezydentem RP, są w innej frakcji parlamentarnej niż Europosłowie PO i często tam się spieramy miedzy sobą i realizujemy odmienne interesy. To kwestia innego pomysłu dwóch polskich partii politycznych na gospodarkę oraz polską politykę międzynarodową. PiS jest nihilistą zasłaniającym się jakimiś wartościami i ideami oderwanymi od rzeczywistości. PO jest partią praktyków. Tu nie ma sentymentów. W naszych rękach Polska będzie może mniej ważna ale bezpieczniejsza.
 
– Panie Premierze, dziękuję za rozmowę ale muszę przyznać, że nabrałem Pana.
 
– Taak?
 
– Prima aprilis, nie nazywam się Tomasz Brochocki i nie jestem z Gazeta.pl, nazywam się Łażący Łazarz i jestem z serwisu NowyEkran.pl
 
– Tak się nie robi, nigdy nie zautoryzuję Panu tego wywiadu.
 
– Dziękuję, nie trzeba, i tak opublikuję, mam Pana na dyktafonie. Do widzenia.
0

Persona non grata

Blog przeznaczony do publikacji materialów dziennikarzy obywatelskich przygotowanych na zlecenie Nowego Ekranu lub artykulów i listów nadeslanych do Redakcji

422 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758