Dlaczego Święto Flagi z piękną defiladą wojska nie przyciągnęło absolutnie nikogo i wydarzenia te odbyły się z udziałem tylko i wyłącznie całkowicie przypadkowych i nielicznych przechodniów?
Byłem niedawno świadkiem dwóch wydarzeń. Pierwsze miało miejsce przed południem 2 maja. Na niemal pusty wrocławski Rynek wjechało kilka wojskowych samochodów. Żołnierze rozbili namioty z ekspozycją broni służb specjalnych. Można było oglądać pojazdy doświadczone wojną w Afganistanie. Kilku jej weteranów czekało na pytania zainteresowanych. Tych jednak – prawie nie było. O tej porze Rynek jest bowiem zwykle pustawy… Nie inaczej potoczyły się wydarzenia na Placu Gołębim. Dziarsko wkroczyła nań orkiestra wojskowa a za nią kilka pododdziałów wojskowych różnych formacji oraz jeden, też pięknie maszerujący, pododdział policji. Wyglądali naprawdę dobrze – starannie umundurowani, wyćwiczeni, maszerowali ze sztandarami w rytm muzyki granej przez prezentującą się bardzo pozytywnie i pięknie grającą orkiestrę. I tylko – widzów tego wydarzenia zabrakło. Pod masztami przy wyjściu z Sukiennic zebrało się odświętnie ubrane grono ojców miasta, parlamentarzystów, samorządowców, urzędników. Z przemówienia dowiedziałem się, że chodzi o Święto Flagi. Prezydent Dudkiewicz wygłosił krótką mowę, w której przywitał między innymi mieszkańców Wrocławia. Wrocławian było parę razy mniej, niż żołnierzy z orkiestrą… Nie wiem, czy to było w planie, ale także ci wojskowi, którzy wcześniej porozstawiali swoje namioty i wozy bojowe i którzy wyglądali niemal jak posterunek na gołej pustyni, też po krótkim czasie spakowali się i odjechali.
Parę dni później gościł we Wrocławiu król Szwecji Karol Gustaw z małżonką. Od rana na maszcie w Rynku wisiała szwedzka flaga, znacznie więcej kręciło się w okolicy patroli straży miejskiej i policji. Szczerze powiedziawszy współczesnych monarchów Europy postrzegam jako operetkowych celebrytów i niespecjalnie przejmuję się ich losem. Niemniej jednak król Szwecji jest głową państwa. We Wrocławiu był chyba po raz pierwszy i ostatni. Czyli – było to jednak jakieś wydarzenie. A jak ono wyglądało w Rynku, z perspektywy kogoś, kto miał sposobność faktowi temu przyglądać się z okna jednej z kamienic? Rzecz działa się w południe. Na Rynku dość przeciętny ruch. W zespole ogródkowych piwiarni, zaczynających się sławnym „Spiżem” biesiadowały gromadki czasem już nieźle podchmielonych jegomościów. Nagle podjeżdża parę samochodów, stają pod ścianą Nowego Ratusza. Wychodzi z nich kilka osób. Na czele – król z królową i jakiś przewodnik, obok kilka osób z najwyższych władz miasta. Orszak co najwyżej kilkunastoosobowy. Jedynie kilkoro paparazzich biegających z aparatami fotograficznymi zwraca uwagę, że to nie wycieczka z Psich Kiszek, lecz ktoś znany i chyba ważny. Tego, że to król, domyślają się pojedyncze osoby. Karol Gustaw przechodzi obok piwnych ogródków, z których nie spogląda na niego ani jedna osoba. Trasę orszaku niemal przecina człowiek – reklama przebrany za wielki widelec. Przez chwilę wydaje się, że podejdzie do króla i wręczy mu kupon na rabatową zupkę w którejś z knajpek. Poza kilkoma oficjelami w czarnych garniturach widok królewskiej pary nie zatrzymał na Rynku ani jednej osoby. Głowa dużego, sąsiedniego państwa w sercu dolnośląskiej stolicy wygląda na potraktowaną z krańcową obojętnością. Król wchodzi po schodach do Ratusza. Po obu stronach drzwi stoją strażnicy miejscy w czapkach. Czy nie powinni chociaż zasalutować? Nic z tych rzeczy…
Dlaczego Święto Flagi z piękną defiladą wojska nie przyciągnęło absolutnie nikogo i wydarzenia te odbyły się z udziałem tylko i wyłącznie całkowicie przypadkowych i nielicznych przechodniów? Dlaczego nikt ze „zwyczajnych wrocławian” nie przybył na Rynek, by spotkać się czy zobaczyć pierwszą parę Królestwa Szwecji? Przecież żadne gazety nie mają nakładów takich, jak te kolorowe, zajmujące się takimi właśnie wydarzeniami! Odpowiedź jest prosta: o tych wydarzeniach nikt we Wrocławiu nie został poinformowany. Milczały o tym gazety i media, także te tzw. publiczne. Telewizja, która poświęca codziennie kawał czasu antenowego na emitowanie kompletnych bzdur – o wydarzeniach takich, jak defilada, państwowe uroczystości, król na Rynku – nie poinformowały. Wrocławskie gazety, wrocławskie rozgłośnie radiowe a w szczególności – wrocławskie telewizje od dawna już żyją w swoim świecie. Nie służą rzeczywistości, co najwyżej – zajmują się jej kreowaniem, o ile dostrzegają w tym własny interes. Poświęcają wiele uwagi wydarzeniom takim, jak wszystkie możliwe konkursy psich piękności (ewidentnie ktoś w TVP Wrocław ma takie hobby), wydarzenia naprawdę znaczące – lekceważą w stopniu absolutnie krańcowym. Stąd tylko wąski krąg wtajemniczonych w ogóle dowiaduje się o ważnych wydarzeniach, do jakich ma dojść we Wrocławiu. To dlatego na wojskowej paradzie jest parę razy więcej żołnierzy, niż widzów i absolutnie nikt nie miał w naszym mieście pojęcia, że w Rynku pojawi się koronowana głowa znaczącego kraju.
Artur Pietrzak