„KRET” W NACZELNEJ PROKURATURZE WOJSKOWEJ
15/01/2012
726 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Prawie dwa lata po tragedii prokuratura wojskowa szuka dowodów obecności generała Błasika w kokpicie. Wciąż nie może ich znaleźć. Jedyna nadzieja to zdjęcia z miejsca katastrofy.
Nie ma wątpliwości, że z każdym dniem jesteśmy bliżej prawdy związanej z tragedią smoleńską. Wiedzą to nie tylko zwykli ludzie obserwujący śledztwo prowadzone od wielu miesięcy, ale również ludzie obozu władzy. Oni wiedzą więcej. I z pewnością nie jest to wiedza, która pozwala im spokojnie zasnąć w zimowe wieczory przed telewizorem.
Po piątkowych przeciekach, które ujawniła „Rzeczpospolita”, związanych ze stenogramami opracowanymi przez krakowskich biegłych na temat rzekomej obecności w kokpicie Tu-154M, w sprawie zabrali głos dwaj specjaliści: Stefan Niesiołowski i były akredytowany przy MAK płk Edmund Klich.
Uderzenie prewencyjne
Stefan Niesiołowski, kiedyś działacz opozycji, teraz przeciwnik opozycji, w wywiadzie dla portalu Onet.pl powiedział:
– Drobny fakt[podkreślenie Demostenes], że gen. Błasik nie wypowiedział tych słów, a powiedział je ktoś inny, nie zmienia ogólnego obrazu katastrofy. Nie ma żadnego nowego faktu, który by zmieniał obraz katastrofy.(…) Nawet jeśli dowódcy Sił Powietrznych nie było w kokpicie, to ten fakt niczego nie zmienia. W poniedziałek PiS rozpęta na nowo piekło smoleńskie.
Poseł PO wie co, mówi, bo wie, że to gra. Niesiołowski i jego mocodawcy liczą, że w ten sposób rozbroją granat, który w każdej chwili może wybuchnąć im w rękach. Jeśli bowiem nie można czegoś przemilczeć, trzeba zaatakować.
Poczekajmy na poniedziałkową konferencję w sprawie ustaleń ekspertów[podkreślenie Demostenes] – powiedział Marcin Maksjan rzecznik NPW. Dodał, że mamy dużo do przekazania; proponuję poczekać do poniedziałku.
Szukają. Czy znajdą?
Pierwszyzimowy weekend upłynął prokuratorom z NPW pod znakiem wytężonej pracy. Już w piątek 13 stycznia połączone siły MON i Naczelnej Prokuratury Wojskowej spotkały się, by omówić medialne przecieki związane z odczytaniem głosów w kokpicie Tupolewa. Według mojego informatora rozmówcy byli zgodni: trzeba raz jeszcze przejrzeć zdjęcia z miejsca katastrofy i sprawdzić czy generała Błasika rzeczywiście mogło nie być w kokpicie… Po co? Po to, by znaleźć takie, które potwierdzi, że jednak generał Błasik tam był. Prawdopodobnie o wnioskach z tajnej narady w MON dowiedział się poseł Niesiołowski.
W wywiadzie dla portalu Onet.pl na pytanie:
– Ale możliwe, że gen. Błasika w ogóle nie było w kokpicie…
dziennikarz usłyszał:
– "Rzeczpospolita" może sobie pisać, co chce. Ciało gen. Błasika zostało znalezione w kokpicie. Tak twierdzą eksperci[podkreślenie Demostenes].
Czy to znaczy, że jeszcze przed zakończeniem śledztwa Naczelna Prokuratura Wojskowa wbrew dotychczasowej praktyce, chce ujawnić ważne dowody tylko po to, by bronić fałszywej tezy z raportu MAK i ustaleń komisji Jerzego Millera?
Z tego, co twierdzi mój informator, może się to okazać trudne. Na zdjęciach wykonanych przez oficerów BOR na miejscu katastrofy, którymi dysponuje wojskowa prokuratura, zwłoki generała Błasika leżą w znacznej odległości od ciała II pilota i nawigatora. Pytanie jeszcze: jak zostanie to pokazane? Czy będziemy musieli po raz kolejny uwierzyć na słowo, czy może staniemy się świadkami precedensu i w świetle jupiterów obejrzymy zdjęcia zmasakrowanych zwłok polskiego generała? Jeśli tak się stanie, będzie to twórcze rozwinięcie metod towarzyszy z MAK. Oni „odważyli” się już zaprezentować światu przedśmiertne krzyki zarejestrowane na pokładzie Tu-154M.
„Kret”
Według poufnych informacji które otrzymałem, w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej jest coraz bardziej nerwowo. Gorączka nie jest związana ani z pobytem prokuratora płk Przybyła w klinice psychiatrycznej, ani z zapowiadaną poniedziałkową konferencją prasową. Powód nerwowości śledczych jest zgoła inny. Zdjęcia z miejsca katastrofy zostały skopiowane. Nikt nie wie, przez kogo i kiedy. Mogę się jedynie domyślać, że zdjęcia mogłyby być wykorzystane przez NPW jako koronny dowód w narracji przyjętej po katastrofie przez MAK i komisję Millera mówiącej o winie polskich pilotów i tzw. naciskach na załogę.
W jakiej sytuacji są więc śledczy NPW z gen. Parulskim na czele przed zapowiadaną konferencją prasową?
Mogą zdjęcia opublikować z odpowiednim tzw. „fachowym” komentarzem, by uprzedzić kolejny przeciek do mediów w tej sprawie. Dziennikarze to przecież kupią.
Możliwy jest też inny scenariusz. Nie opublikują nic, próbując ustalić „kreta”. Ale co będzie, jeśli zdjęcia wyniesione przez „kreta” będą się znacznie różnić od tych, która ma prokuratura?
Ja nie wiem.
Edmund Klich się pogubił
Kto pierwszy podał informację, że ciało dowódcy polskich Sił Powietrznych znajdowało się tuż przy zwłokach II pilota Roberta Grzywny? Rosjanie. A za nimi płk Edmund Klich. Rosjanie mówili nawet, że nie był przypasany, że stał w tej kabinie, bo tak oceniono na podstawie obrażeń, więc w kabinie był. To, że nie ma głosu, to nie znaczy, że nie był w kabinie. Dla mnie to nie ma większego znaczenia .
Ciekawe, że Klich w innym wywiadzie mówi coś jeszcze bardziej dziwnego:
Dziennikarz:
Czy jeśli okaże się, że Błasika nie było w kokpicie, to przeprosi pan wdowę po generale? To pan jako pierwszy, w maju 2010 roku w TVN24 powiedział, że jej mąż był w kokpicie.
E.Klich:
Oczywiście. Ja w ogóle żałuję, że wtedy wypowiedziałem te słowa. Trzeba jednak wziąć poprawkę na okoliczności, w jakich one padły. W Polsce powstawały wtedy teorie spiskowe o zamachach. Myślałem, że redaktorzy[podkreślenie Demostenes], którzy tę informację o Błasiku podawali, mają pewne źródła.
To pierwsza wypowiedź Klicha po medialnym przecieku mówiąca, że informacje o obecności gen. Błasika w kokpicie otrzymał nie od bliżej nieokreślonych, choć jak się można spodziewać z okolic komisji MAK – Rosjan, lecz od jeszcze bardziej anonimowych redaktorów.
Wrzutki i igrzyska
Tuż przed świętami Naczelna Prokuratura Wojskowa otrzymała opinię biegłych z Wrocławia dotyczącą zwłok Zbigniewa Wassermanna. Ekshumację przeprowadzono na wyraźne żądanie rodziny. Do dziś opinia publiczna nie poznała wyników badań, mimo że pojawiły się niepokojące informacje świadczące o obecności środków wybuchowych na ciele posła.
W tym samym czasie (przed świętami) Naczelna Prokuratora Wojskowa otrzymała także stenogramy rozmów z kokpitu Tu-154M. Jeśli przecieki z dokumentu okażą się prawdą, to obydwa raporty: MAK i Komisji Millera można wyrzucić do kosza. Wie o tym nawet Edmund Klich, o którym coraz częściej pisze się, że powinien się nim zająć kontrwywiad. Oddaję mu więc raz jeszcze głos:
Ja ciała generała nie oglądałem[podkreślenie Demostenes], nie wyciągałem z kabiny i nie analizowałem. Opieram się tylko na wnioskach Rosjan. Jeśli okaże się jednak, że te dowody są nieprawdziwe, to zasadne będzie pytanie, co w ogóle jest prawdą w rosyjskim raporcie? I wtedy oba raporty trzeba będzie zmieniać[podkreślenie Demostenes].
Gdy po raz pierwszy od wielu miesięcy pojawia się wreszcie szansa na odkrycie przynajmniej ułamka prawdy o katastrofie smoleńskiej prokuratura wojskowa urządza spektakl iście szekspirowski.
Występują w nim: niedoszła ofiara niby samobójstwa, szef dla którego warto poświęcić życie i gigantyczne afery korupcyjne w Wojsku Polskim w tle, a na końcu bajka o honorze oficera. Potem opinia publiczna otrzymuje kolejne odsłony dramatu. Pojawia się rzekomy konflikt, a później jego brak pomiędzy prokuratorem Seremetem (tym dobrym) a generałem Parulskim (tym złym). Oczywiście każdy z nich jest czyjś: Seremet Tuska a Parulski Komorowskiego.
Dziennikarze i komentatorzy mają pełne ręce roboty, by te sprawy rozwikłać. Np. kto jest gorszy a może lepszy: Komorowski czy Tusk?
To ciekawsze przecież niż Smoleńsk. Prawda?