Kraj dziadów zostaw dziadom
22/11/2012
487 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
Jak większość tygodni, tak i tym razem zaczynam od odpisywania na pisma urzędowe. Dzień zapowiadał się wyjątkowo udany, tylko 2 pisma muszę napisać.
Jak większość tygodni, tak i tym razem zaczynam od odpisywania na pisma urzędowe. Dzień zapowiadał się wyjątkowo udany, tylko 2 pisma muszę napisać.
Pierwsze to podanie o zamianie grzywny na prace społeczne. Jak sąd się zgodzi to dokonując takiej zamiany sąd musi anulować odsetki i koszty sądowe. Wtedy się zapłaci samą grzywnę i potem sąd musi anulować prace społeczne. Przerabiałem to już z 10 razy, będąc systematycznie karany za uchylanie się od płacenia podatków czy mandaty.
Drugie pismo dotyczy ścigania przez prokuraturę Macieja Lisowskiego z www.fundacja.lexnostra.pl. Straszny łajdak, pomimo prokuratorskiego śledztwa ciągle naciąga ludzi, a ja staram się pisać jego klientom o jego dokonaniach, ale to temat na inny post. W każdym bądź razie prokuratura prowadzi śledztwo.
Napisałem pisma, zjadłem śniadanie i przyszedł listonosz. Przyniósł między innymi wezwanie do Urzędu Skarbowego. Taki świstek z kilkoma brakami formalnymi, ale ok, niech im będzie, sprawę trzeba wyjaśnić. Nie bardzo mam czas iść do nich wtedy kiedy im to pasuje, bo wyjeżdżam do Anglii, nie bardzo mam czas iść teraz, więc poprosiłem żonę.
Żonie, która jest prokurentem kobita nie chciała nic powiedzieć, że chce rozmawiać ze mną i po krótkiej pyskówce oświadczyła, że “ściągnie mnie do urzędu siłą”. Żona udała się do znajomego, który pracuje w urzędzie i ten zajrzał do komputera i jej powiedział o co chodzi. Mam dostać kolejny mandat tym razem za to, że podatek od jakiejś umowy o dzieło z 2 lat do tyłu został opłacony 3 dni po terminie (SIC!). Oczywiście żona żadnego mandatu nie przyjęła i oświadczyła, że jak chce nas karać to zapraszamy do sądu. Kiedy poszła do p.o. naczelnika o to, aby anulować ten mandat, bo jest bez sensu ten jej z dumą oświadczył, że od kiedy jest p.o. naczelnika to przez te 6 lat czy ileś nigdy nikomu nie umorzył żadnych podatków, kar ani odsetek. Według mnie nie pozostaje nic tylko pogratulować nieustępliwości.
Następnego dnia wstaliśmy rano, walizki przygotowane do lotu, ale nie mamy kłódek do walizki. Na szczęśćcie sklep jest za rogiem, żona poszła. Kłódka kosztowała 3 zł, a sprzedawca nie chciał jej wystawić faktury Vat tłumacząc się oszczędzaniem, że faktury nie ma sensu pisać bo kwota jest śmieszna. Jest to większy sklep w internecie znalazłem email do właściciela opisałem sprawę, powołałem się na kilka przepisów. Powiedziałem, że on zaoszczędzi 1 kartkę papieru wartą 1 grosza, a ja przez jego oszczędności stracę 1 zł gdyż nie odliczę sobie tego od CIT i VAT. Musiałem cholera pogrozić, że prześlę to do skarbowego. Nie lubię tego, ale bardziej nie lubię jak mnie ktoś okrada.
Lądujemy. Marek Niedźwiedź, nadający w www.kontestacja.com po nas wyjeżdża. Zaczynamy zwiedzać okolicę i rozmawiać. Marek pomógł mi wcześniej zarejestrować spółkę LTD. Wyglądało to tak, że zadzwoniłem do niego z prośbą o pomoc, on się zgodził. Poprosił abym przesłał mu mój adres oraz numer dowodu. Wieczorem odesłał mi dokumenty z ichniejszego KRS. Bez żadnego notariusza, bez żadnego podpisu, nawet elektronicznego. Ot 1 telefon i 1 email. Oraz oczywiście opłata za rejestrację oraz wynajem skrytki pocztowej.
W każdym bądź razie minął miesiąc od rejestracji, a ja pierwszy raz zobaczyłem siedzibę mojej spółki, czyli skrytkę numer 119 z tego co pamiętam. Miałem już nawet trochę korespondencji. Większość to były reklamy, ale był też list z ichniejszego urzędu skarbowego. Dostałem od ichniejszego urzędu gratulację z decyzji zostania przedsiębiorcą, życzenia sukcesu itp, oraz jeden formularz do wypełnienia. Dałem Markowi, bo on jest bieglejszy w tych formularzach, a on się bardzo zdziwił. Nie mógł uwierzyć, że w kopercie oprócz formularza nie dali koperty zwrotnej z naklejonym znaczkiem, aby ten formularz im odesłać (SIC!!). On jak rejestrował swoje spółki to taką kopertę zwrotną dostał. Okazało się, że zmieniły się przepisy w międzyczasie, a formularz który dostałem to nie był ten sam, który dostał Marek. Ja dostałem tylko formularz wskazania biura rachunkowego, które mnie będzie obsługiwać. Ale pierwsze zeznanie muszę złożyć dopiero za ponad rok, więc spoko.
Wieczorem tego samego dnia mieliśmy spotkanie klubu networkingowego Polaków z Sheffield i okolic, na którym poznałem Szymona, mojego księgowego. Chłopak w moim wieku, energiczny. Wyjechał do Anglii i robił za minimalną stawkę na dziadoskich robotach. Interesował się podatkami i innymi przepisami. Dobrze znał angielski, zaczął doradzać znajomym i wypełniać za nie jakieś formularze. Potem zaczął za to brać jakieś drobne pieniądze, potem zaczął rozliczać firmy trochę na czarno bo nie miał uprawnień. Ale kiedy ludzie byli z niego zadowoleni miał więcej klientów i pomyślał aby takie uprawnienia zrobić. Niestety to długa droga. Poznał więc Steva, księgowego anglika z którym założyli spółkę. Steve ludzi rozliczał oficjalnie czego Szymon nie mógł robić, a Szymon załatwiał Stevowi klientów, których on z kolei nigdy by nie miał chociażby ze względu na język.
Zaczynam zadawać pytania odnośnie przepisów, podatków i tego jak zorganizujemy naszą współpracę. Okazuje się w mieście wielkości 70-100 tys. mieszkańców w Anglii jest tylko 2 pracowników urzędu skarbowego. Że wszystko załatwia się przez infolinie, a call-center umieszczone jest gdzieś w Indiach. Okazuje się, że aby odliczyć VAT wystarczy zwykły paragon ze sklepu, a aby coś wpisać w koszty wystarczy aby sprzedawca na kartce mi napisał takie coś – Data, długopis, 2 funty. Bez żadnych NIPów, adresów firmowych, numerów rejestracyjnych na fakturze za paliwo. Robi się ciekawiej.
Następnego dnia seminarium, gdzie ludzie opowiadają jak oni rozkręcali biznesu w Anglii. Z ciekawostek był chłopak, który handluje na Amazon i E-Bay. W Anglii jest tak, że firmę musisz zarejestrować dopiero po 3 miesiącach od pierwsze sprzedaży. Do tej pory nikogo nie musisz informować o niczym. Normalnie wystawiasz rachunki, ktoś sobie je w koszty wpisuje itp. Problem był taki, że kolega zaczął tym handlować, ale firmę zarejestrował dopiero po 9 miesiącu. Zastanawiał się czy wpisać prawdę w formularzu rejestrowym. Skwitował to powiedzeniem, aby nie sprowadzać Polski do Anglii i napisał prawdę. Od urzędu dostał po kilku dniach, że co prawda powinni nałożyć na niego 100 funtów kary za spóźnienie, ale odstępują od tego i życzyli sukcesów. Z tego co pamiętam, bo musiałem wyjśc na chwilę z sali, to kolega te 100 funtów przesłał na jakąś organizację charytatywną i odesłał potwierdzenie urzędnicze podziękowania za odstąpienie od karania. W tym momencie przypominam sobie, co mój p.0. naczelnika powiedział żonie i krew mnie zalewa.
Takich historii przez weekend usłyszałem dziesiątki. Długo by opisywać. Wiedziałem, że prowadzenie tam działalności jest prostsze i przyjaźniejsze, ale żeby aż tak.
W niedzielę podjąłem trudną i chyba jedną z ważniejszych decyzji w życiu. Wyprowadzam się z kraju dziadów.
W poniedziałek założyłem w Anglii konto, kupiłem angielską kartę SIM do telefonu i zacząłem układać plan całej operacji, bo przy moich działalnościach nie jest to takie proste.
We wtorek powrót do Polski. Otworzyłem drzwi, włączyłem komputer, zdjąłem buty (zawsze w takiej kolejności i włączając boiler myślałem o gorącej kąpieli po tygodniu wojaży. Po 10 minutach ktoś puka, a tu listonosz przynosi wezwanie do urzędu.
Na drugi dzień żona poszła wyjaśnić sprawę z wezwaniem. Okazało się, że chodzi o inną sprawę. Chcieli się dowiedzieć dlaczego nie złożyłem jakiegoś tam załącznika do PITu. Żona wyjaśniła, wzięła z biura rachunkowego brakujące papiery i zaniosła. Ja natomiast miałem wezwanie z zeszłego tygodnia do tej wrednej kobity. W sprawie wezwania napisałem do urzędu skarbowego 3 pisma.
Pierwszy to powiadomienie, że uznaję to wezwanie za nieskuteczne ze względu na niezgodność z art. 159 ordynacji podatkowej. Baboli tam była cała masa.
Drugie pismo to skarga na biurwę, która nie zna przepisów. Prośba o zmianę urzędnika w mojej sprawie na innego w obawie przed rzetelnością postępowania i braku zaufania do jego profesjonalizmu oraz prośba, aby przeprowadzić kontrolę wszystkich wysyłanych przez tę osobę wezwań. Skargę (jak zawsze) zaadresowałem do tej kobity z pouczeniem, że jest ona zobowiązana zanieść ją do swojego przełożonego.
Trzecie pismo to podanie o zwrot kosztów poniesionych tytułem doręczenia pism urzędowych – art. 265 § 1, pkt 5. W skład kosztów zaliczyłem 6,05 zł listu poleconego i 5,20 zł kosztów dojazdu do najbliższej placówki pocztowej według kilometrówki.
Mija kolejny dzień. Przychodzi listonosz … . Okazało się, że zamienili mi grzywnę na prace społeczne, anulowali odsetki,anulowali koszty postępowania sądowego i zamiast 400 zł muszę zapłacić tylko 130 zł. I znowu trzeba wystosować pismo do sądu, z informacją że się opłaciło grzywnę, bo jeszcze zgubią taką informacje i mnie policja zatrzyma do wyjaśnienia. A za co ta kara? Jak robiłem 3 lata temu kolonie dla młodzieży to jechałem w nocy autem i miałem spaloną jedną z żarówek od rejestracji.
Popołudniu jadę do Kielc do Urzędu Celnego, bo muszę jakiś tam numer EORI uzyskać i PDW czy coś tam, aby wysłać rzeczy do Zambii. Na szczęście HellMann to super firma i oprócz darmowego przejazdu załatwią nam też wszystkie papiery celne, ale najpierw muszę uzyskać te numery. Po 45 km widzę urząd celny, parkuję, wchodzę, proszę o formularze które muszę wypełnić. Wypełniam, oddaję, a Pan mi mówi, że nie wniosłem opłaty. Pytam się jakiej opłaty, on mówi, że za upoważnienie trzeba zapłacić 17 zł. No trudno, zapytałem się gdzie mają kasę to wpłacę, oni mówią, że to trzeba jechać do Urzędu Miasta w centrum Kielc (12 km) tam wpłacić i przywieźć im potwierdzenie. Zapytałem się grzecznie czy ich powaliło? Zamurowało ich moje pytanie, więc chyba ich jednak powaliło. No nic proszę o numer konta. Człowiek nie chce mi dać, mówiąc, że jak pojadę do Urzędu Miasta to tam będą wiedzieć na jakie konto wpłacić. A ja im mówię, że nie będę jechał 45 minut w jedną stronę i proszę o numer konta. On się mnie pyta, jak nie w kasie to jak zamierzam wpłacić. Powiedziałem, że mam takie urządzenie, co nazywa się komputer, który jak podłączy się do takiego pudełka zwanego telefonem to będę miał dostęp do takiego internetu … .
Człowiek nadal nie bardzo chce dać numer konta, żona prosi o rozmowę z przełożonym i jak to powiedziała to numer konta mieliśmy w 30 sekund. Włączam komputer, robię przelew, pobieram na pendriva potwierdzenie. Wychodzimy przed urząd, patrzymy hurtownia jakaś. Idziemy na hurtownie i prosimy tam Panią o wydrukowanie jednej strony. Pani się zgadza. Wracamy do urzędu … . Numer załatwiony.
Kolejny dzień się rozpoczyna. Włączam komputer i piszę 3 zdania podziękowania dla kobiety co wydrukowała mi tę kartkę i wysyłam te podziękowania na adres hurtowni. Niech jej szef wie, że ma super dziewczynę w zespole. Janek Fijor kiedyś tak napisał do KLM, że jedna ze stuardess była bardzo mu pomocna i po kilku miesiącach dostał list, z podziękowaniami i że dali jej 200 euro premii. O tego czasu jak mi ktoś pomoże to też czasami wyślę mile słowo.
Jak tylko skończyłem pisać list, przyszedł listonosz. Przyniósł 2 listy z urzędu skarbowego. Pierwszy to informacja od naczelnika urzędu skarbowego, że skarga została przekazana wyżej do Kielc. Na co mi to wiedzieć? Nie mam zielonego pojęcia.
Drugi list to było wezwanie do stawienia się w urzędzie skarbowym odnośnie złożonej deklaracji. Okazało się, że w jednym polu nie było nic wypełnione, a powinno być wpisane 0 czyli zero. Taka ważna sprawa (SIC!), a godzinę zajmuje wyjście do urzędu.
Dwa dni później otrzymuję ponownie wezwanie do urzędu. Gdyż przez przypadek te 3 pisma które wysłałem nie były przeze mnie podpisane. Tylko było nadrukowane imię i nazwisko. Dostałem więc wezwanie, abym przyjechał i podpisał się na podaniu o zwrot kosztów. Dziwne, bo skarga przeszłą bez podpisu, a zwrot kasy nie. O taką pierdołę nie będę szedł. Wydrukowałem właśnie jeszcze raz to podanie podpisałem i zastanawiam się czy nie napisać kolejnego podania o zwrot kosztów wysłania do nich właściwego podania. Wszak ustawa mówi, że za wezwania należą się zwroty kosztów, nie precyzuje że nie podlegają pod to takie wezwania w sumie z mojej winy, bo to nie ja się podpisałem.
W sumie mam jeszcze 2 możliwe skargi do napisania. Pierwszy na p.o. naczelnika, który przyjął niepodpisaną przeze mnie skargę, a ustawa z tego co wiem, mówi, że jak coś przyjdzie niepodpisane to trzeba wezwać do podpisania. A druga skarga to niech zostanie dla mnie, a nóż przeczyta to zła osoba i poprawi swoje zachowanie i stracę karty .
I tak minęły moje ostatnie dwa dni. Aczkolwiek to nie wszystkie sprawy urzędowe, czyli zbędne, którymi się zajmowałem. Było tych listów kilka więcej, ale w poście nie chodzi o dokładne relacjonowanie co ja tam gdzie wysyłam, ale o ukazanie pewnej codzienności prowadzenia większych biznesów w tym kraju jeżeli chce się te biznesy prowadzić zgodnie z prawem. I na co to komu. Może kiedy człowiek był młodszy to się mu chciało.
12 listopada w Sheffield zdecydowałem się wyprowadzić z kraju dziadów. Nie tylko gospodarczo, ale również fizycznie. Wyprowadzam wszystkie działalności gospodarcze. Wszystkie mogę prowadzić przez internet. To co jest znane jako ASBIRO oraz inne mniej znane rzeczy. Teraz nie ma tego dużo, kiedyś było naście razy więcej. Ale zawsze jakieś 1,5 miliona zł rocznie znika z obrotu w Polsce. Dochodowego nie płaciłem, ale VATu i CIT-u te kilka tysięcy było miesięcznie, a jak pomyśleć o akcyzie jaką wlałem do samochodu…
Oczywiście cała Uczelnia ASBIRO będzie funkcjonować w Polsce tak jak funkcjonowała, może ja będę tylko na 60% zajęć, a nie na 95%.
Mogę już powiedzieć, że razem z Markiem zamierzamy stworzyć Uczelnię ASBIRO w Anglii. Zarówno MBA jak i licencjat jak i Kurs Podstawowy. Zajęcia będą po Angielsku i nie tylko dla Polaków. Ruszają od października 2013. Niebawem dalsze informacje.
W maju/czerwcu w ramach powiedzmy inauguracji organizuję dla Polaków wyjazd na kilka dni do Anglii. Będzie kilka dni zajęć, spotkań, networkingów z Polakami, którzy tam prowadzą firmy, z księgowymi, będziemy cały czas mówić jak prowadzić z Polski spółkę Angielską na terytorium Polski. Będzie to interesować głównie internetowych przedsiębiorców. Może jak się dużo ludzi zgłosi to wyczarterujemy samolot. Pójdzie w świat ładny PR Wymyśliłem nawet hasło – Kraj dziadów zostaw dziadom.
To co mnie boli to, to że konsekwencją tej decyzji jest zamknięcie od nowego roku szkolnego projektu Alternatywnych Lekcji Przedsiębiorczości www.kcbe.pl. Może nie do końca zamknięcie, ale znaczne zredukowanie.
Tyle na dzisiaj. Pozdrawia
I gdy napisałem te słowa zadzwonił do mnie jeden z wykładowców. Jego babcia ma 87 lat. Dostała z prokuratury wezwanie do osobistego stawienia się pod karą grzywny, aresztu jak się nie stawi. Takie standardowe, ale w starszych ludziach budzi strach! Kobieta się poważnie przestraszyła. Ze 120 km jechania. Chodzi o jakieś wydarzenia, które bada IPN, jakieś morderstwa z lat 40-45, gdzie to właśnie jej rodzina była ofiarą. Dostała od Ukraińców ostro po dupie, a teraz na starość dostaje pod dupie od polaków, którzy chcą wyjaśnić co się stało. Pamiętajcie. Kraj dziadów zostawcie dziadom.