No to jak to jest? – gdybyśmy nie musieli wykupywać od banksterów corocznie tych 90 mld emisji, a dostali do kieszeni jakieś 30 mld, to czy naprawdę by się nam w głowach popieprzyło? Niby dlaczego…
Z ilości wejść na notkę "Kotwiczenie waluty" – nowe elementy mogę być zadowolony. Z ilości kliknięć „Lubię to” też. Z pogłębiającego się rowu pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami Nowej Architektury Finansowej zdecydowanie nie.
Najpierw zwierzą się z tego czego nijak zrozumieć nie mogę, później będzie o tym czego brak zrozumienia mi zarzucają.
Otóż nie mogę zrozumieć jednej rzeczy:
wielu blogerów na dźwięk słowa „emisja” dostaje białej gorączki zupełnie nie obrażając się na fakt , że banksterzy średniorocznie „sprzedają” nam około 90 mld nowej emisji. Dokładnie od lipca 2011 ilość pieniądza M3 ze stanu 798 mld zł. wzrosła na stan lipca 2012 do 886 mld zł. Tutaj... Nic się nie dzieje. Nikt z oponentów nie podnosi wrzasku, że inflacja wzrosła, nie nie można było się wzbogacić na spadku cen i że cały naród zapłacił (według FREEDOM ponoć idealny) podatek inflacyjny. Jednocześnie
propozycja „wyemitowania” i „rozproszenia” około 30 mld zł (bo tyle wychodzi z formuły emisyjnej) spotyka się z atakiem prawie zoologicznym.
Wytłumaczcie mi kim my Polacy tak naprawdę jesteśmy? Kochamy kupować emisję ( te nieszczęsne 90 mld rocznie) i jeszcze płacić odsetki od zadłużenia (też około 100 mld rocznie).
Piłem kiedyś wódkę w Leningradzkiej knajpie SADKO z młodym Finem pracownikiem firmy Nokia, który w tamtym czasie (rok 1978) zarabiał niewyobrażalną dla mnie sumę 2 000 USD. W pewnym momencie zdenerwował mnie słowami, które miej więcej miały taki sens „wam Słowianom nie można zbyt wiele płacić, bo by się wam w głowach popieprzyło. Są na to liczne dowody”. Wtedy chciałem mu dać w mordę a dzisiaj mówię, że miał rację. Jak Polskiemu ćwokowi się tłumaczy, że nie musi kupować emisji a może ją dostać za darmo, to gotów jest zmobilizować wszystkie diabelskie siły, wskrzesić wszystkich zidiociałych nieboszczyków od Misesa po Friedmana, aby udowodnić „formalny błąd” na siódmym miejscu po przecinku.
Niektórzy starają sie mnie ekonomicznie oświecić. Ale niby dlaczego mam przyjmować takie argumenty:
„każda emisja pieniądza jest kradzieżą” i podlewa się to „ekspercką ekonomiczną wiedza”, że ilość potencjalnych transakcji na rynku nie zależy od ilości pieniądza w gospodarce i że przy pomocy jednej złotówki można obsłużyć wszystkie transakcje biznesowe, oraz potrzeby gromadzenia skarbu. Bijcie mnie, katujcie, ale tego do mojej głowy nie wepchacie. Każdy zdrowo myślący uzna to za idiotyzm.
„każda emisja to redystrybucja dóbr”. Ktoś, jakiś austriacki lub amerykański nieboszczek coś takiego napisał i to staje się święte. A ja chłop spod Przeworska powiem, że to „gówno prawda”. Wystarczy tylko zadać sobie trud, aby wyemitowany pieniądz trafił do prawowitego jego właściciela czyli do narodu. Nie jest to trud mały, ale już na poniższym schemacie widać, że emisja trafiałaby prawie do wszystkich rodzin.
Jak Polaczkom nie chciało się pomyśleć, to zrobił to za nich pejsaty i wcale nie jest zainteresowany abyśmy wreszcie zaczęli posługiwać się rozumem. Marcin P. Z Amber Gold to przy nich mały pikuś.
„emisja pozbawia wszystkich korzyści że spadku cen”. No tu kilku „ekonomistom” należałoby zastosować elektrowstrząsy. Siedzi taki ćwok na fotelu i czeka aż wzrośnie produkcja i spadną ceny, a wszystko to za sprawą konkurencji. I tu znowu nasuwa się „a gówno prawda”. Spadek cen ma wielu sprzymierzeńców. Praktycznie każdy przedsiębiorca (pomijając moralny rynsztok w postaci korporacji prawniczych i lekarskich) stara się produkować taniej, aby sprostać wyzwaniom rynku, przeto podejmuje działania organizatorskie, uczestniczy w badaniach, podejmuje działania konstruktorskie, technologiczne i inwestycyjne. W ten sposób tworzą się warunki do spadku cen. Mówię po chłopsku, niby dlaczego mam kupić ten kit „jak produkcja rośnie to ceny spadają”. W samej istocie może to być prawdą, tylko kolejność nie ta!. Inwestycje modernizacyjne podejmuje się lub się ich nie podejmuje, w zależności od perspektywy ekonomicznej. Jak się ich nie podejmuje to się wypada z rynku. Jednak żaden przedsiębiorca nie wybuduje nowej fabryki mydła w kraju w którym zarobki ludzi nie przekraczają 300 USD. My też mieliśmy pewne doświadczenia z Zabłockim i z mydłem.
„na formule Locke’a – Ricardo nie można zbudować systemu emisji, bo nie umożliwia aprecjacji pieniądza z rynku i musiałby to zrobić system podatkowy” (zarzut @Andariana). Odpowiedź – czynnikiem osłabiania wartości nabywczej waluty jest inflacja. Ta forma „aprecjacji waluty” działa zawsze i zawsze można na nią liczyć. Dodatkowo: pojawia się o właściwej porze z punktu widzenia operacji dostrajających.
„emisja w oparciu o formułę Locke’a – Ricardo doprowadziłaby do oscylacji i destrukcji systemu” (@Andarian). A niby dlaczego? Budując system nadążny (emisja nadąża za wzrostem PKB) należy jedynie zadbać o właściwą częstotliwość działań dostrajających oraz precyzję pomiaru parametrów wejściowych. Niby dlaczego to jest niemożliwe? A co? Aprecjacja waluty przez sprzedaż bonów pieniężnych NBP i stopa lombardowa to takie regulacyjne mecyje?
No to jak to jest? – gdybyśmy nie musieli wykupywać od banksterów corocznie tych 90 mld emisji, a dostali do kieszeni jakieś 30 mld, to czy naprawdę by się nam w głowach popieprzyło? Niby dlaczego…