Jako użytkownik Legijnego forum (forum.legionisci.com) często je przeglądam. Na forum pojawił się nowy post w temacie „Media o kibolach”. Pomyślałem – sprawdzę. Ale wstawiony tam artykuł ze strony RP.pl przyprawił mnie o prawdziwy ból głowy.
Tekst „Koszmar w Warszawie” autorstwa Mirosława Żukowskiego to kolejny przykład kompletnego zmanipulowania rzeczywistości oraz mówiąc wprost – stek bzdur. Przeanalizujmy więc jego najbardziej nietrafione fragmenty.
„Drużyną Legii chyba rządzi strach i dlatego nie strzela bramek w Lidze Europejskiej. Nie jest to ani strach przed trenerem, ani przed surowym prezesem, który płaci i wymaga, tylko strach przed kibicami.”
Już od pierwszych zdań w pańskim tekście Panie Żukowski, wiedziałem że jest Pan kolejnym pseudopublicystą, który szuka na stadionach wszystkiego co najgorsze. Prawdopodobnie nigdy Pan na meczu nie był, ale czy jest to powód do pisania takich, za przeproszeniem głupot? Z pańskiej wypowiedzi wynika, że piłkarze Legii Warszawa przegrywają mecze i nie strzelają bramek tylko i wyłącznie z powodu… kibiców! Dzięki ludziom, którzy jeżdżą za tą drużyną na dobre i na złe, czy słońce czy deszcz są na meczu i zostawiają na trybunach więcej serca niż niejeden z piłkarzy na murawie. Ale pójdźmy dalej.
„Widać to było wyraźnie po przegranym meczu z Trabzonsporem. Ci z piłkarzy Legii, którzy ośmielili się zostać na boisku, zbili się w gromadkę jak niegrzeczni chłopcy czekający na rozkaz. I rozkaz z „Żylety” padł: „Chodźcie do nas”. Po chwili wahania skazańcy pod wodzą kapitana Jakuba Rzeźniczaka, z duszą na ramieniu, podeszli do kibicowskiej trybuny i usłyszeli ryk: „Legia grać, kurwa mać”.
Ale to wcale nie był koniec upokorzenia. Potem trzeba było jeszcze podziękować za obelgi osobiście, podając rękę kibolom z pierwszego rzędu. Ludziom oczytanym w literaturze objaśniającej istotę totalitarnych systemów kojarzy się to jednoznacznie: nie wystarczy zadać ból, trzeba jeszcze, by bity podziękował oprawcy. Wspomniany wyżej Rzeźniczak ma to już za sobą: pytany przez sąd, czy herszt ultrasowskiej trybuny „Staruch” go pobił, gotowy był przyznać, że nie bił, tylko kupił mu kwiaty.”
I znowu pudło panie Żukowski! Po każdym meczu, czy jest to mecz wygrany czy przegrany „Żyleta” zawsze śpiewa do piłkarzy „Chodźcie do nas” i przybija z nimi „piątki”, choćby dlatego, by piłkarze podziękowali za 90 minutowe wsparcie. A skoro piłkarze w ostatnich 5 meczach zdobyli 4 punkty, a w fazie grupowej LE nie wygrali ani jednego meczu, to chyba nie należą im się oklaski… A porównanie zjawiska dziękowania za doping do totalitarnych systemów? Proszę się nie ośmieszać…
Co do sytuacji na linii Staruch – Jakub Rzeźniczak, sytuacja została dawno wyjaśniona, obaj Panowie podali sobie rękę, więc po co roztrząsać dalej tą ponad 2 letnią sprawę?
„(…) też przechodzą mnie ciarki, gdy słyszę „Starucha” na Legii. Jego głos – niezależnie od tego, do czego zachęca – brzmi jak zachęta do mordu. I ci sami ludzie, których jeszcze przed chwilą mijałem, gdy szli grzecznie na stadion, wielu z dziećmi i kobietami u boku, reagują jak posłuszna tłuszcza. Tak wygląda dziś magia futbolu, nie tylko na Legii. (…)”
Drodzy Czytelnicy, sytuacja dorasta do kompletnej paranoi! Zastraszeni kibice w tym matki z dziećmi są zmuszane do słuchania się takich morderców jak Staruch! Panie Żukowski, czy pan przeczytał drugi raz własne słowa? Proszę wskazać chociaż jedną osobę, która chodząc na Żyletę, czuje się zastraszana przez Piotra Staruchowicza… Skoro kilka tysięcy osób pojawia się na Żylecie co mecz, to czy są oni zastraszeni? Proszę sobie odpowiedzieć na to pytanie.
A kwestię, czy głos gniazdowego „zachęca do mordu” niech rozstrzygną czytelnicy. Pomoże wpisanie hasła „Staruch” w wyszukiwarce na stronie youtube.
„Na Legii mogłoby być naprawdę pięknie, ten klub ma wszystko – tradycję, wspaniały stadion, rozsądnego właściciela, stoi za nim stolica, ale na razie nic z tego nie wynika. Przyjemność kończy się już przed meczem, gdy cichną ostatnie słowa „Snu o Warszawie”. Potem jest raczej koszmar niż sen.
Argumenty moich kolegów dziennikarzy futbolowych, że tak jest na stadionach w wielu krajach odrzucam z góry. Płonące trybuny w Belgradzie, to jest ból dla kogoś, kto jechał z ojcem przez pół Jugosławii, by pójść na mecz Crvenej Zvezdy czy Partizana. Ja z moim jechałem przez pół Polski, by zobaczyć Legię, a dziś gdy obaj od dawna mieszkamy w Warszawie, on nie chce ze mną pójść na Łazienkowską. Mówi, że to już nie jego świat, woli czwartoligową Polonię, a najczęściej zostaje w domu. Może lepiej byłoby zostać razem z nim.”
Po raz kolejny zwracam się do Pana, Panie Żukowski o przeczytanie własnych słów po raz drugi. Gdzie kibicowska Serbia, a gdzie kibicowska Polska? Porównanie derbów Belgradu i meczu Legii z kimkolwiek jest co najmniej nietrafione, żeby nie powiedzieć idiotyczne – w Polsce wybudowano wiele nowych stadionów, których w Serbii nie ma, więc liczba awantur na obiektach piłkarskich została zredukowana właściwie do zera. Proste i logiczne. A skoro za Legią stoi cała stolica, jest to klub z tradycjami i porządnym stadionem, to dlaczego nakłania Pan do zaprzestania chodzenia na ten stadion? Jedno zdanie przeczy drugiemu…
A jeśli chodzi o podsumowanie: nie podoba się Panu fanatyczny doping przez 90 minut? W porządku. Nie podobają się Panu oprawy? Bardzo proszę. Chce Pan zostać w domu? Nikt Panu nie powie, by Pan z niego wyszedł. Ale podczas pobytu w domu można robić o wiele pożyteczniejsze rzeczy od manipulowania rzeczywistością. Zdecydowanie wyjdzie to Panu na dobre.