W przedświątecznym ‘Piśmie Osiedlowym – Pawłowice’ przeczytałem ‘Felieton o liberalizmie i Bożym Narodzeniu’.
‘Scholastyk’, który podpisał się pod felietonem, napisał m.in.: „Wolność, jak wiemy, to główne hasło wszystkich odmian liberalizmu. A że Kościołowi było zawsze nie po drodze z filozofami liberalizmu, zwłaszcza dlatego, że środka do celu, do czegoś większego, zrobiono z wolności cel …”.
Dalej ‘Scholastyk’ pisze jeszcze ‘ciekawsze’ rzeczy: „A jednak … to bliższa ciągle jest Polakom nauka Kościoła, że nie każde pojęcie wolności jest dobre i tak np. pełna wolność na wolnym rynku np. miedzy kapitalistą a robotnikiem, wspomniana w encyklice Leona XIII „Rerum novarum” może być zwyczajną niemoralną krzywdą i przeciw tej wolności krzyczy sprawiedliwość. Dlatego Kościół w walce z liberalizmem zawsze uczył, że wolność jednostki kończy się tam, gdzie zagrożona jest wolność drugiego czy dobro wspólne, a prawa są ściśle związane z obowiązkami.”
Kiedy czytałem ten felieton (a zwłaszcza to o ‘walce Kościoła z liberalizmem’) przypomniało mi się zdarzenie sprzed wielu, wielu lat, kiedy to po kolędzie zawitał do nas proboszcz parafii na Osiedlu Kiełczowskim we Wrocławiu (gdzie wówczas zamieszkaliśmy). Po modlitwie siedliśmy przy stole i zaczęła się miła rozmowa, najpierw na tematy ogólne, potem o rodzinie i w którymś momencie rozmowa zeszła na tematy zawodowe. Proboszcz zapytał się czym się zajmujemy, gdzie pracujemy? Rozmowa przebiegała bardzo przyjemnie do momentu, kiedy powiedziałem, że zajmuję się także ekonomią i, że bliski mi jest wolny rynek i liberalizm. Kiedy stwierdziłem, że jestem zadeklarowanym liberałem, a liberalizm klasyczny, wigowski jest mi najbliższy, w proboszcza jakby piorun strzelił, popatrzył na mnie jak na antychrysta i (dosłownie) wybiegł z naszego mieszkania. Do tego stopnia stracił kontrolę nad swoim zachowaniem, że zapomniał wziąć biretu i potem musieliśmy go szukać w innych mieszkaniach by mu go oddać.
Przyznam się, że nie wiem skąd bierze się ta wrogość przedstawicieli Kościoła wobec liberalizmu. Liberalizm nie przeciwstawia się doktrynie Kościoła, zwraca jedynie uwagę, że nauczanie Kościoła i nauczanie liberalizmu dotyczą dwóch odrębnych sfer życia. Kościół troszczy się o sferę ducha a liberalizm o sferę materialnego dobrobytu, która jest w dłuższej perespektywie podstawą realizacji tego co duchowe. Jak to ujął Ludwig von Mises w napisanym w 1927 roku Liberalizm w klasycznej tradycji: „Liberalizm jest doktryną dotyczącą całkowicie wzajemnego postępowania ludzi w stosunku do siebie w tym świecie. W końcowej analizie, liberalizm nie ma nic innego na widoku, ale tylko postęp ludzi w ich zewnętrznym materialnym dobrobycie, i nie interesuje się bezpośrednio ich wewnętrznymi, duchowymi i metafizycznymi potrzebami. Liberalizm nie przyrzeka ludziom szczęśliwości i zadowolenia, ale tylko możliwie najobfitsze zaspokojenie tych pragnień, które mogą być zaspokojone rzeczami zewnętrznego świata.
Liberalizmowi często zarzuca się jego chętne czysto zewnętrzne i materialne ustosunkowanie się do tego co ziemskie i przejściowe. Życie człowieka, mówiono, nie składa się z jedzenia i picia. Istnieją wyższe i ważniejsze potrzeby niż żywność i napoje, schron przed pogodą i ubrania. Nawet największe ziemskie bogactwa nie mogą dać człowiekowi szczęścia; pozostawiają jego wewnętrzne duchowe życie, jego duszę, niezadowoloną i pustą. Najważniejszym błędem liberalizmu było, że nic nie miał do oferowania człowiekowi i jego głębszym i szlachetniejszym aspiracjom.
Ale krytycy, którzy wypowiadają się w takim nastawieniu pokazują tylko, że mają bardzo wadliwe i materialistyczne pojęcie tych wyższych i szlachetniejszych potrzeb. Społeczna polityka, ze środkami do jej dyspozycji, może uczynić ludzi bogatymi lub ubogimi, ale nigdy nie może zdołać uczynić ich szczęśliwymi lub zadowolić ich najgłębsze pragnienia. Tutaj wszystkie zewnętrzne usiłowania zawodzą. Wszystko co może społeczna polityka to usunąć zewnętrze przyczyny bólu i cierpień; może sprzyjać systemowi który nakarmi głodnych, ubierze potrzebujących odzienia, i da mieszkanie bezdomnym. Szczęście i zadowolenie z losu nie zależy od żywności, odzienia, i mieszkania, ale, przede wszystkim, od wewnętrznych myśli i marzeń człowieka. … Liberaliści pragną produkować tylko zewnętrzny dobrobyt, ponieważ zdają sobie sprawę z tego, że inne, duchowe bogactwa nie mogą przyjść do człowieka z zewnątrz, ale od wnętrza jego własnego serca. Liberalizm nie dąży do tworzenia niczego innego, ale tylko zewnętrzne konieczne warunki do wewnętrznego życia. I nie może być najmniejszej wątpliwości, że względnie zamożny człowiek XX-go wieku może łatwiej zadowolić swoje duchowe potrzeby, niż powiedzmy, człowiek X-go wieku, który nie miał wytchnienia od troski o wypracowanie żywności zaledwie wystarczającej na przeżycie lub zabezpieczenie od niebezpieczeństw, które groziły mu od jego nieprzyjaciół.”
Wracając do felietonu ‘Scholastyka’ można powiedzieć, że reprezentuje on typową postawę niezrozumienia istoty liberalizmu. Po pierwsze nieprawdą jest, że ‘Kościołowi było zawsze nie po drodze z filozofami liberalizmu’. Prawda historyczna jest taka, że to ‘filozofowie kościoła’ położyli podwaliny pod współczesny liberalizm. Późnośredniowieczni scholastycy analizując proces gospodarczy wyrażali opinie jako żywo przypominające współczesne poglądy rynkowe i liberalne. Dlatego często nazywa się ich protoaustriaklami (poprzednikami szkoły austriackiej w ekonomii). By się zbytnio na ten temat nie rozpisywać polecam poczytanie książek Alejandro Antonio Chafuena Chrześcijanie za wolnością. Ekonomia późnoischolastyczna oraz Wiara i wolność. Myśl ekonomiczna późnych scholastyków (jest to w istocie jedna książka wydana pod dwoma tytułami). Warto też przeczytać Murraya Rothbarda Economic Thought Before Adam Smith: An Austrian Perspective on the History of Economic Thought, Volume I, a zwłaszcza Rozdział 4 pt. ‘The late Spanish scholastics’ oraz Rozdział 3 ‘From Middle Ages to Renaissance’. Myśliciele późnoscholastyczni (w tym także św. Tomasz z Akwinu) nie widzieli żadnej sprzeczności pomiędzy wolnością gospodarczą a doktryną Kościoła.
Nieprawdą jest też to co twierdzi felietonista-scholastyk, że liberałowie uznali, wolność za cel, a nie środek do celu. Wystarczy zainteresować się podstawami ekonomii liberalnej a wtedy takich niedorzeczności nie będzie się pisało.
Proponuję też ‘Scholastykowi’ dokładniej przeczytać encyklikę Leona XII z 1891 roku. W Rerum novarum Papież nie pisze o złej wolności wyznaczającej relacje pomiędzy kapitalistą i robotnikiem. Wprawdzie znajdujemy w Rerum novarum następujący fragment: „Chociaż więc pracownik i pracodawca wolną z sobą zawrą umowę, a w szczególności ugodzą się co do wysokości płacy, mimo to jednak ponad ich wolą zawsze pozostanie do spełniania prawo sprawiedliwości naturalnej, ważniejsze i dawniejsze od wolnej woli układających się stron, które powiada, że płaca winna pracownikowi rządnemu i uczciwemu wystarczyć na utrzymanie życia. Jeśli zatem pracownik zmuszony koniecznością, albo skłoniony strachem przed gorszym nieszczęściem, przyjmuje niekorzystne dla siebie warunki, które zresztą przyjmuje tylko pod przymusem, ponieważ mu je narzuca właściciel warsztatu lub w ogóle pracodawca, wtedy dokonuje się gwałt, przeciw któremu głos podnosi sprawiedliwość.”, to jednak nie odnosi się to do sytuacji wolności, swobody zawierania umów (papież mówi o przymusie) a po drugie także liberałowie zwracają uwagę, że nadrzędnym jest prawo naturalne (‘prawo sprawiedliwości naturalnej’).
Podobnie chybiony jest argument ‘Scholastyka’, że liberalizm nie uczy, że granica wolności jednostki wyznaczona jest zagrożeniem wolności innych. Toż to liberałowie powtarzają od dawane i aż do znudzenia, że granicą mojej wolności jest wolność innych. To przesłanie zawarte jest też w tradycyjnej ‘Złotej zasadzie’, która trafnie ujął Immanuel Kant w 1785 roku (a którą przyjęło wielu liberałów, m.in. Friedrich von Hayek): „postępuj według takiej zasady, którą mógłbyś chcieć uczynić prawem powszechnym”.
W dyskusji z Kościołem proponuję postawę bliską klasycznemu liberalizmowi: szukajmy punktów wspólnych w naszych poglądach, pamiętając o różnicach nie czyńmy z nich czegoś co uniemożliwia dialog, bo przecież każdemu z nas chodzi o to by żyjącemu na tym padole człowiekowi było z dnia na dzień coraz lepiej (patrz np. Thomas E. Woods, Kościół a wolny rynek. Katolicka obrona wolnej gospodarki). Taką postawę przyjąłem kiedy w 2005 roku poproszono mnie o to bym powiedział coś na temat ‘Kapitalizm i rynek w encyklice Centesimus annus’, czy ostatnio na konferencji ‘Rynek-Demokracja-Kościół’, gdzie mówiłem o ‘Kapitalizm i rynek w encyklikach społecznych’.
Dla zbliżenia stanowiska Kościoła oraz ekonomii liberalnej ważnym wydaję się przesłanie zawarte w Centesimus annus, gdzie Jan Paweł II potwierdza wyraźnie, że „Kościół nie proponuje żadnych modeli. Realne i naprawdę skuteczne modele mogą się zrodzić jedynie w ramach różnych historycznych sytuacji, dzięki wysiłkowi tych wszystkich, którzy w sposób odpowiedzialny podejmują konkretne problemy we wszystkich ich aspektach społecznych, gospodarczych, politycznych i kulturalnych, zazębiających się ze sobą. Temu wysiłkowi Kościół ofiarowuje, jako niezbędną ideę przewodnią, swoją naukę społeczną, która … uznaje pozytywny charakter rynku i przedsiębiorstwa, ale jednocześnie wskazuje, że muszą być one nastawione na dobro wspólne.”