Tematyka martyrologiczna przedstawiana w sztuce filmowej przechodziła przez wiele lat specyficzną ewolucję. Od relatywizmu do propagandy – jeżeli mamy operować tak właściwie idącym skrótem myślowym.
Oczywistą jest rzeczą, że po 1945 roku w Polsce skupiano się głównie na martyrologii w aspektach zbrodni dokonywanych przez Niemców, skutecznie pomijając ogrom zła popełnianego przez bolszewików w ZSRR i państwach opanowanych przez demokrację ludową – zarówno przed jak i po II Wojnie Światowej. Zbrodnie niemieckie zostały sprowadzone do rangi czynów popełnianych przez nazistów, faszystów, hitlerowców- słowem wskazuje się winnego bez podania jego nacji.
Manipulacja faktami historycznymi zmierza od lat w stronę absurdu, bowiem okazuje się, ze jedynymi ofiarami owych nazistów są prawie tylko i zawsze żydzi. Nachalność w kreowaniu martyrologii żydowskiej na ziemiach polskich, dokonywanej, bądź co bądź, polskimi rękoma- myślę, ze ten temat wierutnego antypolonizmu powinien znaleźć swój finał w sztuce, jako skuteczne antidotum na inwazję kłamstwa. Niestety, dogorywająca Polska jest bezsilna, aby mogła stworzyć film na miarę ekspresji „Listy Schindlera” – za to odkłamujący język konfabulacji oraz nienawiści, którym posługują się wyznawcy Religii Holokaustu.
Mało kto więc pamięta polski film z 1988 roku w reżyserii Leszka Wosiewicza, pt. „Kornblumenblau”. Jest to historia oparta na motywach wspomnień Kazimierza Tymińskiego- „Uspokoić sen”. Od razu przy tym pragnę uspokoić czytelników, iż nie jest to film oscylujący wokół schematu martyrologiczno- symbolicznego, co stawia go w alternatywnym świetle wobec obowiązujących trendów. Jednak obraz ten kreuje nowe spojrzenie, a w zasadzie sprowadza widza do specyficznych realiów panujących w obozach koncentracyjnych, o których można przeczytać chociażby w prozie Grzesiuka. Oglądając ten film po raz pierwszy byłem zaskoczony nowatorskim podejściem reżysera, który położył nacisk na egzystencjalne aspekty życia za drutami.
Główny bohater- Tadeusz Wyczyński (w tej roli Adam Kamień) – trafia do obozu koncentracyjnego, z wyroku niemieckiego sądu za udział w konspiracji. Chociaż stanowi to dla niego niesamowite zderzenie z inną rzeczywistością i już na początku pobytu zapada na tyfus w związku z doświadczeniami medycznymi, a więc ma nikłe szanse na przeżycie. Udaje mu się to przetrwać. Dopisuje mu szczęście. Blokowy szuka muzyka akordeonisty, a te umiejętności odmieniają życie obozowe Tadzika. Zadowala intelektualnie swojego dobroczyńcę i proste poniekąd rzeczy, tutaj stają się walką o życie i przepustką do awansu w obozowej hierarchii.
Przychylność niemieckiego blockfuhrera to jedno, ale rozgłos jaki temu towarzyszy odsuwa od naszego bohatera widmo śmierci. Zmiana zakwaterowania, możliwość pracy w lepszym komandzie pozwala oderwać się od koszmaru. Reżyser ukazuje jakby drugą rzeczywistość w obozie koncentracyjnym. Ona biegnie równolegle tuz obok wrzasków kapo, egzekucji, szubienicy, bicia, znęcania się, głodu, rezygnacji, rozpaczy, wycieńczenia, donosicielstwa… To wszystko oddziela bardzo cienka linia, o czym nasz bohater się przekona…
Problemy historyczne tego filmu umożliwiają reżyserowi na zastosowanie pewnej symboliki odnoszącej się do przyszłości. Może właśnie nieco profetyczny charakter ostatnich dziesięciu minut „Kornblumenblau” zadecydował, iż obraz ten jest nieobecny w naszych mediach? W każdym razie autor filmu alegorycznie przedstawił wizje „rasy panów”, w której rola wyselekcjonowanych podudzi- wyselekcjonowanych przez aborcję, sterylizację i eutanazję- będzie dźwigać na swoich barkach zręby przyszłej, nowej cywilizacji, oddającej hołd germańskiej bożycy z runicznymi znakami SS na czole, przy dźwiękach „Ody do Radości”. Ofiary i kaci zbudują wspólną przyszłość. Alles fur Alle – Wszystko dla Wszystkich; oto credo-klucz nowej ery, której tamten etap zakończyły alianckie bombowce.
Nie da się odebrać tego filmu jedynie w kategoriach historycznych. Sądząc po tym jak bardzo reżyser podkreślił stosunki interpersonalne, dla której zagłada jest tłem, możemy się domyślac, że realizm obrazu jest zwierciadłem relacji społecznych panujących dzisiaj. Albo tez jest wizją przyszłości, do której świat zmierza coraz szybciej.
Film Leszka Wosiewicza zdobył w Locarno na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w 1989 roku Brązowego Leoparda. Rok później Jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przyznało nagrody za reżyserię, zdjęcia oraz za montaż. Leszek Wosiewicz w 1991 roku nakręcił jakby symetryczne odbicie „Kornblumenblau” – film pt. „Cynga” przedstawiający losy łagierników w jednym z Gułagów na Syberii. Ciekawy jest również obraz „Rozdroże Cafe” z 2005 roku, opisujący naszą polską rzeczywistość po 1989 roku – film również zdobył wiele krajowych nagród.
Jednak „Kornblumenblau” pozostaje wizytówką reżysera; pozostanie również w świadomości widzów, dla których tematyka obozowa do tej pory kojarzyła się jedynie z martyrologią żydów oraz dwuznaczną rola Polaków. Leszek Wosiewicz zdejmując monopol na ukazywanie cierpienia w jednoznaczny sposób, jednocześnie wyeksponował coś bardziej gorszego od samej rozpaczy i śmierci- OBOJĘTNOŚĆ. Tak, obojętność utożsamiana jest bardzo często z brakiem nadziei, co powoduje różne i nieprzewidziane reakcje ludzi. Obojętność za drutami obozu koncentracyjnego odejmuje ofiarom wszelką godność, zwalnia z każdej moralnej odpowiedzialności. Zachowując człowieczeństwo – taka osoba staje się wrogiem drugiego człowieka, dzielącego ten sam los, gdyż nie wtapia się w stado istot gotowych na wszystko za cenę przeżycia. Zabijanie jest aktem łaski, a śmierć kolejną cyfrą w rubryce blokowego szrajbera.
Krytycy zarzucili filmowi, iż stął się swoistą antytezą w stosunku do całej artystycznej spuścizny wojennej, jaką dźwigał na swoich barkach PRL. Jak wiemy, kultura była ściśle wpisana w dialektykę jedynie słusznej linii, co i teraz ma przecież miejsce. Myślę że taka interpretacja artystyczna historii najnowszej- z niesamowicie dużą dawką ładunku psychologicznego- w latach wcześniejszych byłaby nie do zaakceptowania. Jednak rok 1989- czas pewnych zmian pozwolił wymknąć się historii na chwilę z nomenklatury poprawności.
Realizm historyczny twórcy „Kornblumenblau” jest tylko bramą do innego wymiaru. Film jest zaskakujący, podobnie jak zaskakujące mogło być życie obozowe. Tragizm oraz groteska nieustannie przenoszą widza w różne sfery. Dokładnie, jak w przypadku głównego bohatera, który dzięki swoim muzykalnym umiejętnościom, przygrywa ss- manom w kasynie, za co dostaje solidny obiad z porcją piwa. Upojony alkoholem, gra poloneza As-dur Chopina. Przy dźwiękach naszej narodowej muzyki, pijani hitlerowcy wznoszą toasty pełnymi kuflami. Prawda, że trudne do wyobrażenia? Cała ta scena byłaby nic nie znaczącym epizodem, gdyby nie okoliczności, w jakich się rozegrała. O wiele łatwiej pojmujemy zbrodnie bezpośrednie- owe rutynowe oraz mało skomplikowane zabijanie, technicznie szybkie, przewidywalne i masowe. Z takim nastawieniem przychodzą widzowie do kin, aby oglądać filmy wojenne. I dopiero „Kornblumenblau” ubiera koszmar w maskę groteski, nad którą nieustannie unosi się chichot diabła.
Bo, jak ujął to Montaigne; „Większość naszych zatrudnień jest natury komediowej… Trzeba odgrywać przystojnie swe role, ale z maski i pozoru nie trzeba czynić rzeczywistej istoty”.
Tomasz J. Kostyła