Sejm głosami PiS-u, PSL-u i SP nie zgodził się na ratyfikację konwencji o zapobieganiu przemocy i odesłał projekt ustawy na powrót do komisji. Lewica dostała szału, prawica wzniosła dziękczynnie oczy od nieba i na tym się skończyło. A ja mam taką zagwozdkę, która mi od dłuższego już czasu spokoju nie daje.
Podczas debaty poseł Biedroń grzmiał (na ile mu pozwalał jego głosik), że rok za rokiem sto pięćdziesiąt kobiet ginie w wyniku rodzinnej przemocy. Miał to być argument na rzecz przyklepania przez władzę ustawodawczą rzeczonej konwencji. Otóż ja chciałbym się pana posła i wszystkich mających podobne do niego zdanie zapytać – czy gdyby głosowanie zakończyło się inaczej kobiety przestałyby umierać? Skończyłyby się jak ręką odjął domowe awantury, zniknęłyby katowane dzieci a ludzie w jednej chwili przeistoczyliby się w anioły? Jeżeli lewicowi politycy i działacze zagwarantują mi tu i teraz, że po ratyfikacji konwencji przez polski parlament nastąpi cud i powszechna szczęśliwość to ja z miejsca stanę się jej wielkim zwolennikiem. A jeżeli mi takiej gwarancji udzielić nie są w stanie to niech mi powiedzą, po cholerę tak strasznie się biją o wprowadzenie do naszego porządku prawnego obcych rozwiązań niechcianych przez większość społeczeństwa? O ile się nie mylę, mamy demokrację – czyli rządy większości właśnie – zatem może by pan Biedroń, panie Szczuka, Środa et tutti quanti uszanowali obowiązujący ustrój?
Nie będę się kopał z koniem i tłumaczył jak sołtys tępej krowie na między, że polskie prawo jest pod względem ochrony kobiet i dzieci przed przemocą wystarczająco dobre i nie potrzeba w nim żadnych zmian. Pod względem ochrony mężczyzn też. Kulturowych problemów też – wbrew temu co sądzą postępowcy – nie mamy. Przeciwnie nawet, polska kultura szacunek do kobiet i słabszych ma wdrukowany w samą swoją istotę, czego dowodzi choćby ten fakt, że na tle oświeconych krajów zachodniej Europy idziemy w ogonie, jeżeli chodzi o ilość przypadków domowej przemocy i bicia kobiet przez mężów/partnerów czy znęcania się nad dziećmi. A skoro nie ma problemów w prawie i kulturze to gdzie są? Ano w głowach postępowców, którzy chcieliby przenicować rzeczywistość na swoją modłę i nie cofną się przed niczym, by swoje chore postulaty wprowadzić w życie.
Ma być pięknie, lewicowo, nowocześnie i nie ma znaczenia czy się to ludziom podoba, czy nie. I temu właśnie służy konwencja, ona nie ma niczego wspólnego z ochroną kobiet – to tylko wybieg dla zamydlenia oczu. Przecież każdy normalny człowiek nad krzywdą słabszego się pochyli, pomoże, będzie chciał zapobiegać, ratować te nieszczęsne, mordowane przez kulturowo polskich mężów żony. A boczkiem przy okazji ten normalny, pełen empatii człowiek przyłoży rękę do rozwalenia wartości, które wychowywały i kształtowały całe pokolenia Polaków. Tych wartości, dzięki którym w naszym umęczonym kraju żony/partnerki są bite znacznie rzadziej niż w Danii, Niemczech czy postępowej i nowoczesnej Francji.
Ale tego lewacy nie zauważają, tego nie chcą widzieć bo to by całkowicie rozwaliło ich jedynie słuszną prawdę…
– – – – – – – – – –
R E K L A M A 🙂
Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć więcej o celach zwolenników wprowadzenia konwencji to polecam kilka książek dostępnych T U T A J
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.
4 komentarz