Czy profesor Witold Modzelewski powinien znaleźć się w gronie „autorytetów” debatujących o ekonomii?
Jednym z gości biorących udział w debacie ekonomicznej PiS-u był profesor Witold Modzelewski – prezes Instytutu Studiów Podatkowych. Profesor Modzelewski udawał eksperta od podatków i chciał wtrącić swoje trzy grosze w ekonomiczną debatę. Problem polega jednak na tym, że profesor Modzelewski w ogóle nie powinien się tam znaleźć.
Kilka tygodni temu opublikowaliśmy na portalu PolandLeaks zeznania Jarosława Sokołowskiego ps. "Masa". W 2000 roku opowiedział on przesłuchującym go prokuratorom o relacjach między mafią pruszkowską a profesorem Modzelewskim. Z zeznań świadka koronnego (dostępne na naszej stronie, można sprawdzić) wynika, iż pan profesor udzielał przestępcom informacji na temat planowanych zmian prawnych, oraz wprowadzał w życie ustawy odpowiadające mafii. Dzięki temu, że przestępcy z wyprzedzeniem wiedzieli o planowanych zmianach prawnych, mogli się do nich odpowiednio przygotować i zarabiać na tym miliony złotych. Nie został za to pociągnięty do odpowiedzialności karnej, nie ostawiono mu zarzutów, nie oskarżono go o nic – to jest prawda. Tyle tylko, że wszystkie wątki "polityczne" w zeznaniach "Masy" zlekceważono, choć sąd uznał go za świadka wiarygodnego.
Wiarygodność świadka koronnego można oczywiście podważać (co sam profesor czynił wielokrotnie). Jednak w życiorysie szacownego pojawia się druga sprawa. To fakt, iż w latach 1992 – 1993 najpierw jako wiceminister finansów wprowadzał w życie ustawę o VAT (był jej współautorem), a potem jeździł po Polsce i prowadził płatne wykłady o tym, w jaki sposób nie płacić VAT-u. Innymi słowami: jako urzędnik państwowy tworzył ustawę, a później za pieniądze uczył jak ją omijać.
To dobrze, że posłowie PiS – kompletni ekonomiczni dyletanci – chcą zgłębiać swoją wiedzę o funkcjonowaniu gospodarki. Warto jednak, aby popracowali również nad doborem ekspertów.