…..Z instrumentem jest jak z… sercem – gdy otoczysz je uwagą i czułością i twój puls zleje się z ich pulsem to wsłuchaj się, a uslyszysz jak ich z wnętrza płynie Harmonia Mundi…
– Idziemy w gości, idziesz z nami ?…
To było kilka lat temu podczas kolejnego wypadu artystycznego do Barcelony. Nie wiedziałam kto będzie gospodarzem tego wieczoru i trochę nieśmiało weszłam do nieznajomego mieszkania. Przywitała nas z uśmiechem dama, zapewniając po hiszpańsku, że anfitrion wróci en un momento, że mamy się rozgościć zatem ona prosi do salonu.
Weszliśmy do sporego pokoju. Ze ścian biło ciepło melanżu różanego popiołu i dojrzałej pomarańczy, kontrastującego z na oko kruchym stołem o szklanym blacie na czarnych pałąkowatych nogach i równie kruchymi krzesłami z pomarańczową tapicerią i czarnymi oparciami.. Serwantka w stylu stołu, pomarańczowo-czarna kanapa, ze ścian zerkało kilku impresjonistów. Na błyszczącym parkiecie w sąsiedztwie dużego okna kompozycja z ładnej ceramiki z ciekawymi zielonościami. W sumie elegancko i ze smakiem.
Jednak nie sympatyczny interior zajmował mą uwagę. W kącie wparty ślimakiem o styk ścian stał… kontrabas, szpikulcem wbity w przytwierdzoną do parkietu specjalną podstawkę. Przyglądałam mu się… Na górnej dece miał wypisaną burzliwą i długą historię swego życia choć wszystkie rysy, pęknięcia i wyszczerbienia były pięknie zakitowane i pokryte lakierem. Piękna precyzyjna lutnicza robota…
– Przecież ja ten instrument znam ! – chodziło mi po głowie – no ale… z innego miejsca, odległego o 3 tys. km od Barcelony. Jak on się tu znalazł ? Nie, to niemożliwe !…
Rzeczywiście znałam podobny, stary kontrabas, o pięknych kształtach i pięknym brzmieniu, dalekim od bzyczenia tych lśniących tandetnie fabrycznych „mebli” i długo przyglądałam się efom instrumentu. I dziwnym wgnieceniom wokół nich. Podobne… zrobił pewnemu kontrabasowi w mojej operze kolega wystukując zawartość fajki do wnętrza instrumentu kumpla. Taki „żarcik” koleżeński… I wróciły wspomnienia z czasów gdy zgraną paczką przemierzaliśmy autokarami Europę, dziś koncert tu, jutro tam. Autokar był naszym domem – jadalnią, sypialnią i często… suszarnią… Zaszokowane miny panów celników na granicach gdy odgarniali rękami przypięte klamerkami do rozciągniętych między półkami sznurków męskie gacie i skarpetki, obok których dyndały damskie staniczki i „barchany”, które w autokarze się dosuszały to mistrzostwo świata. Przypomniało mi się też jak przed każdorazowym wejściem celników szybko zdejmowaliśmy z nóg adidasy by smrodek przepoconego obuwia wybił im z głowy wielogodzinne często sprawdzanie czy ilość, rodzaj i marki instrumentów zgadzają się z opieczętowaną przez ministerstwo kultury listą, którą wręczaliśmy im na każdym przejściu granicznym. Były to wypróbowane metody by skrócić do minimum pobyt na granicy, a celnicy to niestety wyjątkowo podejrzliwe plemię, widzące w nas najczęściej nie artystów, a przemytników – starych wydawnictw nutowych, instrumentów, a w tych instrumentach to przecież… no ile flaszek albo pukawek może pomieścić taki na ten przykład kontrabas ??? A jak takich kontrabasów jedzie w trasę 6-7 sztuk ? Toż to kontrabanda całą gębą, Kolumbijczycy mogą się schować…
Zdarzało się, że aromat obuwia nie pomagał, wtedy była zrzutka co kto miał – tu flaszka, tam papierosy, czekolada, sok, jakaś maskotka wieziona dla młodszego rodzeństwa czy dziecka, szły na haracz bo na spóźnienie nie mogliśmy sobie pozwalać. Przecież czekała na nas publiczność i nie mogliśmy iść do niej tak prosto z drogi, zakurzeni i skuci wielogodzinnym siedzeniem…
Tak rozmyślając nad sobowtórem dobrze znanego mi instrumentu doczekałam gospodarza. Gdy wszedł do pokoju już wiedziałam, że ten instrument zachowany w mej pamięci to ten sam, który stoi przede mną. Ale jak do diaska on tu się znalazł ? Przecież był spisany na straty przez komisję bo po prostu zaczął się rozpadać…
Gdy towarzystwo trochę się przerzedziło, na stole znalazło się specjalne winko na specjalne okazje, płomyki zapalonych świec rzucały roztańczone refleksy na struny milczącego w kąciku kontrabasu i popłynęła piękna opowieść…
Kolega grający na tym kontrabasie przez długi czas starał się o odkupienie go od opery, która nie zgadzała się na remont, renowację bo za kosztowne. Odsprzedać też go nie chciała bo niby instrument zabytkowy itd. Kolega dostał nowy kontrabas ale o starym nie zapomniał i dokonywał różnych sztuczek by uratować go przed wyrzuceniem na śmietnik albo spaleniem. W operze nie brak zakamarków i kontrabas wędrował po nich by pojawić się na kolejnej inwentaryzacji, po czym był natychmiast znikany… Gdy instrument zaczął się rozsychać i rozpadać, kolega ukradkiem wynosił odpadłe części do domu i tam je przechowywał. W końcu gdy gryf już ledwo ledwo trzymał się tylnej deki i śmierć kontrabasu była przesądzona, dyrekcja opery zlitowała się nad zakochanym grajkiem i mu instrument sprzedała.
Oczywiście po cenie komercyjnej.
– „Jak już tak bardzo chcesz, to masz ! Zrób sobie barek z niego !” – usłyszał nowy właściciel gdy wręczano mu akt sprzedaży…
Kolega zabrał kontrabas do domu. Był na prawdę w opłakanym stanie….
Potem jakoś tak wyszło, że wzięłam rozwód z operą, kolega krótko po mnie też. Ja znalazłam zajęcie w orkiestrze kameralnej, kolega wyjechał do Hiszpanii i ścieżki nam się rozeszły. Wyjeżdżając zabrał rozkawałkowany instrument ze sobą… Opowiadał jak celnicy grzebiący na granicach w jego samochodzie cmokali i pytali „Po co pan ciąga te deszczółki ze sobą ?”. Potem przez kilka lat składał go do kupy, przy pomocy lutników i sam, „ćwiczył” przeróżne proporcje składników lakieru by przywrócić instrumentowi dawną barwę i zatuszować spoiny. W końcu udało się przykryć wizualne rany czasu ale ran duszy instrument już nigdy nie wyleczył…
Pewnie stoi do dziś w kąciku pomarańczowego salonu i dożywa na zasłużonej emeryturze swych dni w pobliżu pięknej sali koncertowej „L’Auditori”, patrząc przez okno na wieże Sagrada Familia…
…..Z instrumentem jest jak z… sercem – gdy otoczysz je uwagą i czułością i twój puls zleje się z ich pulsem to wsłuchaj się, a uslyszysz jak ich z wnętrza płynie Harmonia Mundi…
(Z cyklu "tajemnice instrumentów" by contessa :
http://contessabalcanese.nowyekran.pl/post/70574,harfa
Foto – źródło: http://www.henglewscy.com.pl/mod_catalog3/view/5…
widziane okiem skrzypka na dachu... Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart