Prawo to nie tylko zestaw norm ustanawianych, stosowanych i sankcjonowanych przez państwo. To także opis pewnych konstrukcji działań zespołowych tworzonych po to, aby uprościć nam życie. Czy zawsze upraszczają?
Podstawowym błędem demokracji jest uniformizacja prawa tam, gdzie nie ma to najmniejszego uzasadnienia. Większość parlamentarna narzuca prawo mniejszości i często robi to w swoim egoistycznym interesie. Owszem, jest wiele obszarów naszego życia, w którym prawo powinno być takie samo dla każdego. Dotyczy to zwłaszcza prawa karnego oraz prawa związanego z szeroko rozumianym bezpieczeństwem państwa. Zapominamy jednak, że istnieje też prawo, którego głównym zadaniem jest określenie procedur organizacyjnych, w których aspekt penalizacyjny odchodzi na dalszy plan. Należy do niego prawo gospodarcze. Przecież Kodeks Spółek jest, przede wszystkim, zbiorem procedur organizacyjnych, o czym często zapominamy. Ogólna swoboda umów także jest redukowana do „umów nazwanych”. Jest to wygodne w obrocie gospodarczym i prawnym, gdyż z góry wiadomo czym różni się np. umowa o dzieło od umowy zlecenia, spółka komandytowa od spółki akcyjnej. Często podnoszony postulat „prostego prawa dla wszystkich” jest zatem anachronizmem. Oby sprostać potrzebom życia musi przybywać rozdziałów w kodeksie spółek i umów nazwanych w kodeksie cywilnym. Te różnice zapewne odłożą się w prawie podatkowym i innych prawach pokrewnych. Nie istnieją zatem żadne powody, aby rządząca większość ograniczała prawo wyboru w zakresie:
form włączania zasobów do obrotu gospodarczego,
form zabezpieczenia potrzeb wieku emerytalnego czy,
form edukacji.
Są to bowiem obszary prawa często ochraniające ukryte egoizmy grupowe. Właściciele kapitału przykładowo, będą chcieli kupować pracę na podyktowanych przez siebie warunkach i będą zwalczać wszelką pojawiającą się w tym obszarze konkurencje. Firmy ubezpieczeniowe także będą miały w tym interes, aby strumień wdowiego grosza płynął do nich obficie a szkoły będą walczyć o podstawy programowe pod kątem posiadanego personelu a nie potrzeb gospodarki.
Dodatkowy aspekt. Gdyby przeanalizować występujące w gospodarce typy osobowościowe na płaszczyźnie pewnych samoistnych wartości uzyskalibyśmy następujący model. Patrz Rysunek2.
Tymi samoistnymi wartościami są własność i zarządzanie. Współczesne systemy gospodarcze zwykle te wartości w mniejszym lub większym stopniu ograniczają, więc będziemy mówili o wysyceniu zapotrzebowania na współwłasność i współzarządzania.
Znajdziemy tu przypadki, w których brak wpływu na zarządzanie i brak posiadania własności nie wpędza ludzi w dyskomfort, aż po przypadki, w których osobnicy nie wyobrażają sobie życia bez nieograniczonego prawa do wszystkiego. To daje wskazówkę dla sposobu modyfikacji naszego ustroju gospodarczego. Szczególnie interesujące są osobowości:
„partnera gospodarczego” skłonnego zaakceptować pewne ograniczenie dominium nad własnością oraz konieczność uzgadniania stanowisk. Stanowią one obszar do zagospodarowania przez „partnerski model stosunków przemysłowych” jakie proponują klastry gospodarcze i spółki właścicielsko-pracownicze.
„najmici”, czasem bardzo sumienni pracownicy, którzy jednak nie mają większych talentów do samodzielnego funkcjonowania w obrocie gospodarczym. Oczekują pracy zorganizowanej. Warianty gospodarcze, wymagające od nich zdecydowanie większej odpowiedzialności za własne działania, przerastałyby ich wrodzone możliwości.
„przedsiębiorcy” to osobnicy o szczególnych walorach wynajdywania szans rynkowych i są skłonni do podejmowania stosownego ryzyka. Powiedzmy szczerze: nie ma ich zbyt wielu i stanowią swoisty skarb narodowy.
„Najmici” i „przedsiębiorcy” mają komplementarne zalety i mogą stanowić zaplecze kadrowe dla gospodarki paternalistycznej (paternalistyczny model stosunków przemysłowych). Coś na kształt tego co mamy w Polsce: oligarchów i roszczeniowe związki zawodowe.
Jak zatem zmieniać nasz ustrój gospodarczy:
Po pierwsze: idealnie byłoby, gdyby w sejmie znaleźli się reprezentanci tych wszystkich „typów osobowościowych” zorganizowanych w partie polityczne.
Po drugie: prawo gospodarcze powinno być co najmniej dwu wariantowe: z wariantem partnerskiego modelu stosunków przemysłowych oraz wariant paternalistycznego modelu stosunków przemysłowych. Zbyt duża ilość wariantów nie jest wskazana, gdyż każdy z wariantów wymaga zbudowania procedur i systemu kompetencji. To kosztuje.
Po trzecie: prawo powinno być tak stanowione, że wariant „opozycyjny” (psujący interes) do partii będącej przy władzy pisze i przyjmuje opozycja. Jedni nie wtrącają się do drugich, jeśli tylko nie łamie to zasady „żyć to znaczy płacić”.
Po czwarte: preferencje obywateli mogą być zmienne w czasie. Należałoby zadbać o stworzenia jasnych procedur przejścia pomiędzy tymi wariantowymi rozwiązaniami. Te „procedury przejścia” powinny być procedowane na ogólnych zasadach.
Po piąte: obszary decyzyjne dające opozycji prawo do wariantowego prawa powinny mieć rangę prawa konstytucyjnego. Powinny być zapisane w konstytucji.
Czasy saskie minęły bezpowrotnie. O całkowitej wolności musimy zapomnieć. Skazani jesteśmy na świat zinstytucjonalizowany. Jednak, powinniśmy uratować prawo wyboru. Ktoś znajdzie swoją szansę w klastrze, ktoś w spółce właścicielsko-pracowniczej a może nawet „wolnościowcy” zrozumieją argumenty „redystybucjonistów”..
Ważne!
Możliwość tworzenia wariantowego prawa gospodarczego nadałaby sens istnieniu opozycji parlamentarnej. Obecnie jest ona zbędna (odstawiona na boczny tor) i stanowi jedynie kosztowną fasadę systemu demokratycznego.
Postulat 3.
Określenie w Konstytucji obszarów decyzyjnych, w których opozycja uzyskałaby prawo legalizacji rozwiązań alternatywnych. Dotyczyłoby to głównie form prawa gospodarczego, ubezpieczeniowego oraz w zakresie szkolnictwa.