13 października 1923 r. Warszawą wstrząsnęła potężna eksplozja. W okolicach Cytadeli runęły budynki, z setek okien wyleciały szyby. Nad miastem pokazała się chmura gęstego dymu.
Gigantyczny wstrząs odczuto w odległości kilkudziesięciu kilometrów od stolicy.
Na miejsce katastrofy pospieszyła zaraz policja, straż ogniowa oraz tłumy obywateli chętnych do pomocy. W prochowni Cytadeli, która jeszcze niedawno mieściła 40 wagonów artyleryjskiego prochu, w miejscu wybuchu ział dziesięciometrowy lej. Spod gruzów wydobywano zabitych i rannych.
Przystąpiono do oszacowania strat. Ofiary były zarówno wśród personelu wojskowego, jak i robotników zatrudnionych w Cytadeli, również wśród zamieszkałych tam rodzin zawodowych żołnierzy. Ogółem zginęło 28 osób, a 89 odniosło rany.
Tymczasem w celi więzienia przy ul. Dzielnej słychać było bojowy śpiew. Dwóch aresztantów, których poderwał na nogi odgłos dalekiej detonacji, stało na baczność i śpiewało „Czerwony sztandar”, hymn rewolucyjnej lewicy:
„Krew naszą długo leją katy,
wciąż płyną ludu gorzkie łzy,
nadejdzie jednak dzień zapłaty,
sędziami wówczas będziem my!”
źródło: cristeros