Komisja Europejska odmówiła niemieckiej agencji dpa ujawnienia raportów z unijnego systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznych produktach żywnościowych i środkach żywienia zwierząt RASFF. Raporty dotyczyć miały skażenia jaj i produktów jajecznych fipronilem.
KE odmowę uzasadnia sprzeciwem Niemiec i Holandii, powołujących się na „dobro śledztwa” oraz troską o „gotowość do szybkiego przekazywania w przyszłości informacji o skażeniach”.
Przeciwko komu toczy się śledztwo i czy prowadzą je służby sanitarne, czy np. skarbówka w związku z fakturami, które wszak za zakup fipronilu winny być wystawiane – nie wiadomo. Co do „gotowości do szybkiego przekazywania informacji o skażeniach” z kolei nie mam złudzeń. To lipa, informacja o skażeniu jaj „wyciekła” do mediów na początku sierpnia – dwa miesiące od wykrycia. A przecież, skoro fipronil jest szkodliwy, to powinna być podana do wiadomości publicznej natychmiast!
I ni cholery nie wierzę w jakieś „śledztwa” i tym podobne pierdoły – moim zdaniem chodzi tylko i wyłącznie o „upchnięcie” w unijnych krajach „drugiej prędkości” skażonych jaj i produktów jajecznych. Do Polski od lat trafia żywność gorszego sortu. W pierwszej połowie sierpnia, a więc dwa miesiące po wykryciu afery, okazało się, że do Polski trafiły właśnie skażone jaja – na wszelki wypadek ugotowane na twardo i obrane ze skorupek.
https://3obieg.pl/niemieckie-jaja-gorszego-sortu
Tydzień później okazało się, że do Polski trafiło mięso drobiowe również skażone fipronilem.
https://3obieg.pl/brzydkie-kurczatko
Szczerze wątpię, czy raport RASFF kiedykolwiek ujrzy światło dzienne – dziś mogłoby to się okazać zabójcze dla przemysłu spożywczego Niemiec i Holandii – w końcu z jakiś powodów raport blokują. W przyszłości zapewne pojawiłyby się pytania o to, co się stało z tymi jajami, kurczakami i produktami, do których używa się jaj w różnej postaci (np. makarony, ciasteczka etc). Uczciwa odpowiedź mogłaby się wiązać z koniecznością wypłaty odszkodowań, a przynajmniej kłopotliwymi wizerunkowo pozwami.
Niestety, polskie władze wyraźnie „nie mają jaj”, żeby po prostu zakazać importu jajek, drobiu i produktów jajecznych z UE do czasu wyjaśnienia sprawy, posadzenia winnych i przede wszystkim – wycofania z obrotu niebezpiecznych dla zdrowia produktów.
Co zatem może zrobić „robiony w jajo” konsument? Może zainstalować aplikację „Pola”, o której dużo słyszałem, ale sam będąc sceptycznym wobec technologii – nie korzystałem. Ja osobiście po pierwsze sprawdzam, czy produkt zawiera jaja bądź jakieś ich „pochodne”, po drugie kto jest właścicielem marki. A po trzecie kraj produkcji – tu pomaga kod kreskowy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_kodów_państw_według_GS1
No i nie kupuję żywności w pewnych sklepach.