Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Stadion Narodowym w Warszawie od początku był oczkiem w głowie platformerskiej mafii Donalda Tuska. Zaczęło się od tego, że udało się przy budowie tego obiektu solidnie nakraść. Nawet raport NIK nie pozostawił w tej kwestii żadnych wątpliwości. Stadion Narodowy, który wzniesiono chyba „na chwałę” obecnego „króla Europy” za „nędzne” 2 mld. złotych, został przepłacony, według „skromnych” obliczeń NIK-u, o 460 milionów złotych. Jako podał, zazwyczaj dobrze poinformowany „Przegląd Sportowy”: „Według NIK odpowiedzialność za niepotrzebny wzrost nakładów finansowych odpowiadają kolejni ministrowie sportu, którzy kierowali resortem podczas trwania budowy rozpoczętej w 2008 roku”. Nikomu jednak zarzutów nie przedstawiono, bo żeby przedstawić urzędnikowi w Polsce zarzuty, w takiej sprawie, trzeba mu udowodnić, że kradł z premedytacją i kradzież zaplanował w najdrobniejszych szczegółach i miał świadomość, że kradnie. Kto nie wierzy niech sobie poczyta moje artykuły na temat art. 231 Kodeksu karnego. Zostawmy jednak sprawy kodeksowe i przejdźmy do klątwy, która bez wątpienia zawisła od początku nad sztandarową budowlą III RP.
Już podczas prac budowlanych „1 grudnia 2009 r. zginęło dwóch pracowników, którzy pracowali przy instalacji oświetlenia i byli przenoszeni przez dźwig w specjalnej klatce, która urwała się. Mężczyźni spadli z wysokości 18 metrów. Jeden z nich zginął na miejscu, drugi kilka godzin później zmarł w szpitalu. 9 maja 2011 podczas budowy zginęła trzecia osoba – mężczyzna w wieku około 30 lat spadł z rusztowania”. Wygląda na to, że organizacja oraz bezpieczeństwo i higiena w pracy stały na Narodowym na najwyższym europejskim poziomie. Stadionu nie można było oddać w terminie, bo fuszera budowlana goniła fuszerę i nawet schody stadionowe, przez jakiś czas uznano, za na tyle niebezpieczne, że towarzyski mecz otwarcia z reprezentacją Niemiec przeniesiono do Gdańska. O tych wszystkich tragicznych wydarzeniach mainstream szybko jednak zapomniał, bo przecież należało nadymać z całych sił balon sportowy.
Jak pamiętacie polska reprezentacja piłkarska, pod wodza „Franza” Smudy miała zdobyć mistrzostwo Europy w 2012 roku. Marzenia, jak wiadomo, prysły jak bańka mydlana już w fazie rozgrywek grupowych i Donald Tusk, a także Bronisław Komorowski, opatuleni w szaliki z napisem „Polska” musieli robić dobrą minę do złej gry i opowiadać gawiedzi, że nigdy wcześniej nie zorganizowano tak perfekcyjnie żadnego turnieju piłkarskiego. Stadion Narodowy nie okazał się jakoś specjalnie przychylny dla polskich piłkarzy. W meczach z Grecją i Rosją nie udało nam się w każdym razie wygrać (w obu meczach padły remisy 1-1). To były jednak kłopoty czysto sportowe. Po mistrzostwach okazało się bardzo szybko, że utrzymanie tego przepłaconego kolosa nie będzie łatwe. Na dodatek Narodowym Centrum Sportu wstrząsnęła afera jego szefa Rafała Kaplera, który został „odwołany z NCS po tym jak okazało się, że obiekt nie jest gotowy na rozegranie planowanego meczu o Superpuchar Polski w piłce nożnej. Kapler formalnie sam podał się do dymisji, ale zgodnie z kontraktem, zażądał premii w wysokości ponad pół miliona złotych. Ponieważ minister sportu Joanna Mucha wypłatę wstrzymała, były szef NCS domagał się pieniędzy z odsetkami, które gwarantował mu kontrakt. Premię – w wysokości 570 tysięcy złotych – Rafałowi Kaplerowi zawarta umowa (…) gwarantowała pod dwoma warunkami: oddania Stadionu Narodowego do użytku i sprawnego przeprowadzenia na nim meczów podczas Mistrzostw Europy 2012”. Rewelacyjna umowa! Mało kto już dzisiaj pamięta, że Rafał Kapler wygrał przed warszawskim Sądem Okręgowym proces z ministerstwem i budżet państwa grzecznie i spokojnie wypłacił złodziejskie apanaże swojemu byłemu prezesowi.
Jak podają oficjalne źródła, „aby koszty utrzymania Stadionu Narodowego nie przekroczyły wpływów konieczne jest zapewnienie (…) od 120 do 150 w większości dużych imprez i wydarzeń rocznie. Tylko w przypadku niemalże pełnych rezerwacji na wszystkie wydarzenia jest możliwy zysk, ponieważ nawet organizacja 25 koncertów gwiazd dużej sławy np. Madonny, czy Paula McCartneya, przy sprzedaży biletów poniżej 85 proc. nie przyniesie dodatniego wyniku finansowego. Kluby piłkarskie wypożyczające stadion na prestiżowe mecze mogą gwarantować wystarczające wpływy, szczególnie jeśli grają w Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej. Tylko podatek od nieruchomości, na którym stoi obiekt wynosi 15 mln zł rocznie, natomiast ubezpieczenie kolejne 7 mln zł dając kwotę 22 mln”, a roczne koszty brutto, według „Gazety Wyborczej” wynoszą prawie 50 mln. złotych.
No właśnie, tylko, które kluby polskie grają w Lidze Mistrzów, a Legia Warszawa swoje mecze rozgrywa na własnym stadionie. Nawet trzy mecze rozegrane na Narodowym podczas pamiętnych Mistrzostw Europy przyniosły Skarbowi Państwa deficyt. Sprawa wygląda więc poważnie. Spoglądając tylko pobieżnie na wykaz imprez zorganizowanych w latach 2012-2014 na Stadionie Narodowym można stwierdzić z wielka pewnością, że deficyt budżetowy tego obiektu rośnie z dnia na dzień. Dla przykładu koncert Madonny przyniósł dochód brutto, ze sprzedaży biletów ok. 3 mln. złotych. Czyli niewiele, a jak pamiętamy minister Joanna Mucha dorzuciła do tej imprezy bodaj 5 mln. złotych. Do zorganizowania 120-150 dużych imprez (rocznie) na warszawskim obiekcie, jak na razie nigdy nie doszło. Marzenia ściętej głowy! Komplet publiczności udało się zgromadzić chyba tylko w 2013 roku podczas rekolekcji „Jezus na Stadione” Johna Baptisty Bashobory i w 2014 roku podczas meczu inauguracyjny siatkarskich mistrzostw świata Polska-Serbia.
Za Stadionem Narodowym ciągnie się od początku długa seria nadużyć finansowych, fuszerek budowlanych i tzw. wpadek wizerunkowych. Wszyscy pamiętamy słynny mecz Polska-Anglia na „basenie” Narodowym 16 października 2012 roku, gdy nie zamknięto dachu i ulewa zamieniła płytę stadionu w jezioro. To wtedy wyszło także na jaw, że drenaż obiektu nie tylko nie spełnia światowych standardów, ale oszczędni zarządcy budowy zarobili kilka złotych (czytaj milionów złotych) i na tej konstrukcji.
Stadion Narodowy w Warszawie, jako się rzekło, to sztandarowa budowla smutnych lat III RP. Władza wyłazi ze skóry, żeby wykorzystać propagandowo to miejsce w dziele wmawiania ludziom, że mają się cieszyć i świętować, bo Polska odniosła sukces i że „25 lat wolności”, i że od czasów Kazimierza Wielkiego nasz kraj nie przeżywał takiej szczęśliwości i „prosperity”. Koszty takiej propagandy nie są ważne!
Wczoraj na Narodowym zarządzono zawody żużlowego Grand Prix. Siła rzeczy, to miała być „sztuka na raz”. Wybudowano tor żużlowy od podstaw (ciekawe ile to kosztowało?). Zaproszono największe gwiazdy światowego speedwaya. Zorganizowano pożegnanie Tomasza Golloba. Z Polski zjechali tłumnie fani żużla, który w Polsce jest dużo bardziej popularny niż piłka nożna. I co? Klapa i strukturalna kompromitacja. Tor nie wytrzymał nie tylko sesji treningowej, ale i pełnego cyklu zawodów. Po 12. biegu zawodnicy odmówili udziału w tej hucpie z uwagi na własne bezpieczeństwo. Jeśli mnie pamięć nie myli, zdarzyło się to pierwszy raz w historii. Nawet maszyna startowa nie działała od samego początku. Jedyne pocieszenie, że kibice wygwizdali Bronisława Komorowskiego, który odkurzył biało-czerwony szalik z czasów piłkarskich mistrzostw 2012 roku i zasiadł w loży honorowej, bo przecież jest przedstawicielem Polski racjonalnej, Polski, która powinna głównie zajmować się grillowaniem i zabawą, a resztę zostawić jemu, tj. Bronisławowi Komorowskiemu a on łaskawie wpadnie z szalikiem na meczyk i roześle uśmiechy i całusy Polakom. Łatwiej im będzie znosić emigrację, bezrobocie, opresję państwa i coraz większą biedę.
Pozostaje na koniec tego felietonu odpowiedzieć sobie na pytanie. Dlaczego klątwa nad Stadionem Narodowym jak zawisła, tak wisi i w żaden sposób nie chce go zostawić w spokoju? Może dlatego, że obiekt ten bezprawnie wybudowano na prywatnych gruntach a prawowitym właścicielami nikt nie chce zapłacić choćby złotówki zadośćuczynienia? Jedno jest pewne, ten stadion, to taka III RP w pigułce, która zawiera w sobie wszystkie kłamstwa, złodziejstwo, bezduszność, oportunizm i głupotę współczesnej Polski. Dlatego ta klątwa musi trwać!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.