Hiszpanie wyszli na ulice, protesując przeciwko katastrofalnej polityce gospodarczej rządu. Tak samo niebawem będzie w Polsce. Pytanie tylko kiedy.
Demonstracje w Hiszpanii zgromadziły – jak podają niektóre agencje informacyjne – około 60 tysięcy ludzi, którzy protestują przeciwko rażąco złym decyzjom ekonomicznym państwa. Hiszpania zmaga się z gigantycznymi problemami gospodarczymi, z których dwa najważniejsze to bezrobocie sięgające 50% i odpływ inwestycji zagranicznych. To ostatnie oznacza dalszy wrost bezrobocia i spadek wpływów z podatku dochodowego. Co ciekawe: manifestacje w Hiszpanii mają swój paradoks. Z jednej strony demonstrują bowiem niezadowoleni z dzisiejszej sytuacji gospodarczej, z drugiej demonstrują przeciwnicy cięć i polityki oszczędnościowej. Czyli jedni demonstrują przeciwko temu, co jest, drudzy w obronie tego, co jest. Dla jednych i drugich winna wszystkiemu jest władza.
Demonstracje oczywiście nić już nie pomogą, gdyż kryzysu nie da się zażegnać. Kryzys gospodarczy w Hiszpanii jest wynikiem wieloletniej źle prowadzonej polityki gospodarczej. W obecnej chwili nic już mu nie pomoże. Hiszpański eurosocjalizm diabli już biorą i ustrój ten za chwilę zbankrutuje, bo zbankrutować musi. Rzecz jednak w tym, że to, co obecnie mamy w Hiszpanii, za kilka miesięcy powtórzy się w Polsce. Polityka gospodarcza polskiego rządu jest bowiem kalką polityki hiszpańskiej.
Po sezonie letnim bezrobocie w Polsce rośnie. Gdy piszę te słowa przekroczyło już 12% i podnosi się systematycznie. Sądy ogłaszają coraz więcej upadłości konsumenckich i coraz więcej firm bankrutuje. Zwijają się również inwestycje zagraniczne. A dynamiczne rozwija się tylko jeden sektor: sektor urzędniczy. Przypomnijmy, że armia urzędników liczy już ponad 700 tysięcy osób i ciągle rośnie. Za chwilę urzędników utrzymywanych na państwowym garnuszku będzie już milion.
Od ponad roku obserwujemy również dramatyczny wzrost cen. Nie obserwujemy natomiast wzrostu pensji. Pensje, albo stoją w miejscu, albo maleją. I to w przypadku tych, ktrzy wciąż jeszcze mają pracę. Ta sytuacja doprowadzi do społecznych niepokojów i zamieszek, na wzór tych, które mają miejsce w Hiszpanii. Albo stanie się to jeszcze w tym roku, albo na początku przyszłego.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że dzisiejsza stagnacja gospodarcza to nie kryzys. To rezultat. Rezultat polityki gospodarczej polskiego rządu, który robił, co mógł, aby zdławić gospodarkę. Gospodarka poddała się i umrze niebawem śmiercią naturalną. Zabiją ją wysokie podatki, złe prawo pracy, nadmiernie rozdęta biurokracja, oraz gigantyczne, niewyobrażalne marnotrawstwo.
Za kilka tygodni lub miesięcy gospodarka wejdze w fazę agonalną, której nie wyleczy już ani kreatywna księgowość Jacka Rostowskiego, ani PR doradców Tuska. Na ulice, w geście niezadowolenia, wyjdą tysiące Polaków. My, konserwatyści, którzy od dawna to przewidujemy, zapytamy wówczas: na kogo głosowaliście durnie? Na PO, PiS, PSL, SLD? To miejcie pretensje do siebie