Katastrofa gospodarcza UE, czy tylko to?
Recesja gospodarki unijnej spowodowana paktem fiskalnym zwróciła uwagę ekonomistów na sytuację, która była sygnalizowana już od dawna, właściwie od czasu przekształcenia EWG w UE.
Chciwość władzy i zachowanie przywilejów dla wybranych spowodowały powstanie potworka, który nie mógł przynieść innych rezultatów jak tylko powolniejszy lub szybszy upadek.
Tym wszystkim wybitnym ekonomistom, częstokroć laureatom rozlicznych nagród z Noblem na czele tylko można pogratulować szybkiej orientacji w tym, co dla przeciętnego obserwatora było widoczne od dawna.
W dobie globalizmu polegającego głównie na produkowaniu coraz to nowych kryzysów, kiedy emisja pieniędzy stała się całkowicie odmienną specjalnością nie mającą nic wspólnego z gospodarką realną, ekonomia stała się sztuką abstrakcyjną.
Jedynym wyjściem z błędnego koła, w jakie został świat wmanewrowany po zerwaniu z pieniądzem kruszcowym byłby powrót do korzeni ekonomii, czyli do pieniądza ekwiwalentnego w stosunku do określonych dóbr rzeczywistych.
Tylko w takich warunkach można badać wzajemne relacje, trendy rozwojowe i projektować rozwiązania przyszłościowe.
Problem polega na tym, że najbardziej lansowani ekonomiści przestali być bezstronnymi badaczami, a oddali się w służbę tych, którzy rządzą światowym pieniądzem i z tego względu stracili wiarygodność jako źródło rzetelnej informacji.
Na tym tle ocena, że UE grozi katastrofa gospodarcza z tytułu wprowadzenia pakietu oszczędnościowego nie może być traktowana, jako informacja wyczerpująca opis zjawiska.
Źródło zła leży strukturze gospodarki unijnej obciążonej sztucznymi barierami w przeciwieństwie do gospodarki amerykańskiej. Stany Zjednoczone ponoszą też ciężar spekulacyjnych manipulacji dokonywanych przez instytucje finansowe z bankami na czele, ale bronią się nieskrępowaną aktywnością wytwórczą.
Niestety Europa mimo posiadania wszelkich warunków ażeby dorównać amerykańskiej przedsiębiorczości kiśnie w okowach biurokracji.
Przypomina to nieco kurczową obronę oblężonej twierdzy, która broni za wszelką cenę swych skarbów, mimo że nie ma szans na ich obronienie.
W efekcie uzyskuje się stan, w którym dwie trzecie zasobów energetycznych trzeba importować z zewnątrz, rezygnować z wielu „nieopłacalnych” dziedzin wytwórczości i utrzymywać gigantyczny deficyt sięgający 250 mld euro rocznie w obrotach zewnętrznych.
Nieumiejętność zorganizowania wspólnej gospodarki chociażby w najbardziej newralgicznych dziedzinach jak energetyka, czy produkcja półproduktów dla przemysłu przetwórczego, a także wyraźna niechęć do lokowania wytwórczości w nowoprzyjętych krajach unijnych, powodują że UE pozostaje w tyle za blokiem amerykańskim i wschodnioazjatyckim.
Jedną z największych bolączek gospodarki unijnej jest brak ochrony własnej wytwórczości przez odpowiednią politykę celną i organizację wymiany zewnętrznej. Najlepszym tego dowodem są stosunki ze wszystkimi krajami dalekiego wschodu, a także z dostawcami ropy naftowej i gazu. Kolosalny deficyt w obrotach z tymi krajami wynika z braku jakiejkolwiek wspólnej dla całej Unii polityki.
Również wewnętrzny podział na kraje uprzywilejowane i pozostałe zresztą też zróżnicowane hierarchicznie nie mówiąc już o niewypale ze wspólną walutą, powodują że Unia stała się tworem anachronicznym pozbawionym perspektyw rozwojowych.
A wszystko to dzieje się w sytuacji, kiedy potrzeby krajów unijnych wymagają przyśpieszonego rozwoju, dotyczy to przede wszystkim zaległości cywilizacyjnych w krajach wschodniej i południowej rubieży UE.
Niestety Unią rządzą ludzie bez wyobraźni, mali urzędnicy, których jedynym zadaniem jest pilnowanie przywilejów wybranych. Jeżeli bowiem pan Rompuy pełniący synekuralną funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej wypowiada się, że nie ma możliwości uzyskania wzrostu w strefie euro to można mu to darować razem z jego niepoważnym stanowiskiem, ale jeżeli prezes europejskiego banku centralnego Mario Draghi stwierdza, że spowolnienie gospodarki unijnej może trwać długo i że ze względu na wysoki poziom ryzyka wszelka strategia wyjścia z kryzysu jest przedwczesna, to nie tylko, że takie stwierdzenie dyskwalifikuje go osobiście, ale co gorsze powoduje konkretne konsekwencje w zachowaniu członków UE, dla których jest to po prostu hasło do ucieczki.
Zmiany w systemie zarządzania muszą się zacząć od wymiany personalnej kadry kierowniczej i wyeliminowania obecnych instytucji władania Unią. Bez tego zabiegu nie da się stworzyć wyjściowych warunków dla stworzenia programu dynamicznego rozwoju Europy.
Do tego trzeba dodać, że sytuacja gospodarcza UE jest tylko pochodną ideowej koncepcji wspólnoty narodów europejskich, a właściwie braku jakiejkolwiek idei poza kurczowym trzymaniem się własnej wygodnej pozycji władców tego nieszczęsnego tworu. Europę, a nie tylko Unię może uratować jedynie powrót do jej chrześcijańskich korzeni i budowanie rzeczywistej wspólnoty dla wszystkich jej mieszkańców na równych prawach.
Najgroźniejsze jest to, że UE w obecnym kształcie może przetrwać jeszcze dostatecznie długo ażeby proces degradacji nie spowodował nieodwracalnych skutków.
Dla dobra sprawy byłoby lepiej gdyby UE miała się zawalić jak najrychlej w przypadku nie dokonania rewolucyjnych zmian wówczas można byłoby przynajmniej jeszcze coś ocalić.