Oto dlaczego PiS nigdy nie będzie rządzić.
Wczorajszy dzień powinien zapaść głęboko w pamięć wszystkim wyborcom PiS, bo w genialny sposób pokazał, dlaczego ich ulubiona partia nigdy nie będzie rządzić. Pokazał, że miałem rację, kiedy półtora roku temu pisałem, jeszcze jako człowiek obozu PiS, że bez Jarosława Kaczyńskiego PiS nie przetrwa, ale z nim nie wygra. Pokazał, że Donald Tusk nie ma lepszego sojusznika, nad prezesa. Że dopóki na czele największej partii opozycyjnej stać będzie Kaczyński, dopóty obecny premier może być spokojny o swoją przyszłość, a Platforma może rządzić tak, jak do tej pory. Nie musi robić nic, nie musi dobrze rządzić – wystarczy, że za przeciwnika ma pana prezesa.
Przypomnijmy – wczoraj obchodziliśmy „studniówkę” gabinetu Donalda Tuska i wystarczyło tylko dać spokojnie mediom pogrillować premiera. Od kilkunastu dni jest on w wyraźnej defensywie i musi tłumaczyć się za „sukcesy” minister Muchy, czy ministrów Arłukowicza i Nowaka. To, co należało zrobić, to lekko zaznaczać swoją obecność, bez jadu punktować rząd, proponować jasną i spokojną alternatywę, pokazywać młodych, zdolnych ludzi z PiS, którzy merytorycznie uderzaliby w słabe punkty obecnego gabinetu (inna rzecz, że ich w PiS dzisiaj jak na lekarstwo). Ale jednak prezes postanowił przypieprzyć z grubej rury – mówił coś o Gomułce, o Gierku, o Niemcach. Odsunięcie PO od władzy uznał za elementarny warunek istnienia Polski (uznał więc tym samy, że w naszym kraju nie mamy do czynienia z walką partyjną, ale w wojną między patriotami i zdrajcami – pierwsi chcą trwania Polski, drudzy kontynuowania jej obecnego upadku). No i wystarczyło – na jego tle premier zaczął się nagle jawić jako, może nie geniusz, ale przynajmniej człowiek o zdrowych zmysłach, jako nieudacznik (ale obliczalny), jak fajtłapa (ale normalny). I to właściwie już dało mu oddech, już pozwoliło na skierowanie świateł dziennikarskich kamer na PiS i kolejne dywagacje o tym, w jakiej formie jest Kaczyński. I wyborcy PiS mogą mieć pretensje do wszystkich, którzy będą się wyzłośliwiać na prezesem, ale to nie kto inny, jak właśnie ich wódz po raz kolejny niepotrzebnie zaabsorbował sobą media, chociaż mógł spokojnie siedzieć i przyglądać się, jak uśmiercany jest – przez owe media – jego polityczny konkurent.
Nie może zatem dziwić, że premier zupełnie szczerze wyznał, że brakowało mu przez ostatnie dni Kaczyńskiego. Bo zaiste – nikt inny nie mógł go wyratować, choć na krótki czas, od dalszego młotkowania. Bez prezesa już dawno byłby politycznym trupem. I to najświętsza z prawd – za trwanie tego rządu, za jego bezkarność, za jego nieróbstwo, za nijakość, słabość i beznadziejność współodpowiedzialny jest Jarosława Kaczyński. I takie mózgi, jak Hofman czy Poręba, mogą sobie wymyślać kolejne otwarcia i kampanie, a i tak na końcu wyjdzie ich szef i walnie coś o Merkel, Gomułce lub Ruskich. I Tusk będzie mógł spokojnie przygotowywać się na trzecią kadencję. Wbijcie to sobie do głów, wyznawcy Kaczyńskiego – to on gwarantuje długoletnie rządy Platformy Obywatelskiej. To nie zdrajcy w PiS, nie Ruscy, nie masoni, nie agenci, nie Szwaby i nie liberalne media zapewniają Tuskowi komfort rządzenia przez kolejne lata. To Jarosław Kaczyński. Tak, ten sam, od którego oczekujecie, ze Polskę zbawi. Na razie bawi – Tuska.