Rząd PiS walczyłby z łamaniem prawa na stadionach jeszcze twardziej niż obecny – mówi Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Uważam rze”.
Ale na pewno nie pozwalałby też na sytuację, w której rosyjscy kibice mogą łamać bezkarnie prawo, mogą afiszować się z symbolami komunistycznymi, a z polskich robi się kozły ofiarne – dodaje Kaczyński.
Prezes PiS stwierdza w rozmowie z braćmi Karnowskimi, że on i jego partia nigdy nie podpisywali się pod działaniami kiboli. Na pytanie, czy ręczenie Beaty Kempy za "Starucha" było błędem, odpowiada, że "na pewno błędem pani poseł było zrobienie tego bez wyjaśnienia, o co naprawdę chodzi". Dodaje, że w działaniu "Beaty Kempy nie było jasnego stwierdzenia, że nie "oznacza to zgodny na bandytyzm, ale niezgodę na montowanie przeciw komuś spraw tylko dlatego, że jest przeciw rządowi Tuska i organizuje akcję 'Donald, matole, twój rząd obalą kibole’".
Kaczyński uważa marsz rosyjskich kibiców za prowokację, której celem było wywołanie rozruchów. Przyznaje, że relacjonowano mu, że na moście Poniatowskiego szedł "potężny mężczyzna z napisem 'Moskwa’ na koszulce, wyraźnie próbując wywołać agresję". Za nim miało stać kilku innych podobnej postury. Dodaje, że jest też prawdą, że pewne grupy polskich kibiców chciały wszcząć awantury.
Na pytanie, czy rząd nie wiedział, że to może doprowadzić do bójek, mówi, że wiedział, ale "chyba nie miał nic przeciw". Przekonuje, że władza czuje się zupełnie bezkarna i próbuje wmówić Polakom, że "wszystko jest dobrze, choćby wszystko szło źle". Kaczyński tłumaczy, że bez względu na to, czy Polska zajmie ostatnie miejsce w grupie, czy zabiorą ludziom emerytury, władza zawsze krzyczy "Polacy, nic się nie stało".
Uwarzam Rze, gazeta.pl