DAGONG: „kontrolowania głównych branż gospodarki narodowej przez zagraniczne fundusze i starzenie się społeczeństwa nie sprzyja zrównoważonemu rozwojowi gospodarczemu” w Polsce
Żyjemy w ciekawych czasach kiedy to wiedza finansowa sączona w postaci PRowej papki w mediach rozlatuje się w kawałkach. A ci którzy mówili o konieczności powrotu „zaufania” na rynkach w celu obniżenia ryzyka powinni być usatysfakcjonowani gdyż jak powiedział Joseph Stiglitz: „nowa pewność się pojawiła: zaufanie, że sytuacja się pogorszy”. Mimo miliardowych interwencji EBC skupującego obligacje włoskie i hiszpańskie inwestorzy nie zapomnieli że również Francja nie należy do optymalnego obszaru walutowego euromarki. A Niemcy posiadające nadwyżkę bilansu płatniczego nie uwolnią się od problemu jak jednocześnie uratować koniunkturę w kraju i wartość aktywów zagranicznych, a apel do Hiszpanii aby sprzedała posiadane zapasy złota, a Grecja swoje wyspy obieg euromarki nie udrożni. A odpowiedzią na walkę z kryzysem może okazać się niezrealizowany program gospodarczy PiS z 2005 r.: „Rozwój przez zatrudnienie” poprzez „wykorzystanie pieniędzy, doinwestycji o wysokim zwrocie.” Tak przynajmniej uważa… profesor Stiglitz w swoim ostatnim środowym artykule zamieszczonym w Financial Times’ie: ”How to make the best of the long malaise” podkreślając że:„Pozwoli to zarówno na wsparcie wzrostu gospodarczego i zwiększenia przychodów podatkowych, obniżenie zadłużenia do produktu krajowego brutto wskaźników w średnim okresie oraz możliwości zwiększenie zadłużenia publicznego. Nawet przy tej samej sytuacji budżetowej, wydatki na restrukturyzację i podatków na rzecz wzrostu – poprzez obniżenie podatków od wynagrodzeń, a zwiększenie podatków od bogatych, a także obniżenia podatków dla firm, które inwestują i podniesienie ich tym, które tego nie robią- może poprawić zdolność kredytową.” Wypisz wymaluj program z 2005 r. w połączeniu z rekomendacjami dotyczącymi optymalizacji wydatków budżetowych które proponujemy na portalu NE.
W tym samym czasie Chińska agencja ratingowa Dagong (Dagong Global Credit Rating Co.) właśnie ogłosiła obniżenie ratingu Polski ze stabilnego na negatywny. Mało kto jednak doczytał że w ocenie perspektyw długoterminowych wystąpiły argumenty które trudno znaleźć w ocenach zachodnich agencji ratingowych, a które lansujemy na NE. Gdyż już w drugim punkcie opinii Chińczycy napisali że fakt „kontrolowania głównych branż gospodarki narodowej przez zagraniczne fundusze[sic!] i starzenie się społeczeństwa[!] nie sprzyja zrównoważonemu rozwojowi gospodarczemu” w Polsce.
Zagrożenia związane z wyzwaniami które nas czekają zmusza do powrotu do pryncypiów. Gdyż wyzwanie demograficzne weszło w studium krytyczne i brak reakcji spowoduje że nie odwracalne. Gdyż o ile przeciętna europejska rodzina w wieku dziewiętnastym miała piątkę dzieci, w wysoka dzietność Polaków doprowadziła do odrodzenia państwowości, o tyle obecna dzietność jest zaledwie frakcją poprzedniej i doprowadzi do że populacja Europy a zwłaszcza Polski już w ciągu najbliższych stu lat będzie stanowiła ułamek obecnej. I jak pisze Walter Laqueur w „The Last Days of Europe.Epitaph for an Old Continent” „w ciągu lat dwustu niektóre kraje mogą przestać istnieć”, a biorąc pod uwagę tragiczną dzietność w naszym kraju my ze swoją tysiącletnią tradycją do nich będziemy należeć. A jak znaczne to będą ubytki to możemy sobie wyobrazić biorąc pod uwagę przewidywania co do krajów które mają znacznie wyższą dzietność i prowadzą politykę prorodzinną. Kraje o tysiącletniej tradycji takie jak Niemcy, Włochy, Hiszpania i Grecja doświadczają po raz pierwszy w historii sytuacji kiedy żyje u nich więcej osób po sześćdziesiątce niż poniżej dwudziestki. Więc nic dziwnego że nawet w takiej Francji do końca wieku ma ubyć 20 mln mieszkańców, a w Wlk. Brytanii 15 mln i to mimo znacznego zredukowania udziału rdzennych Francuzów i Anglików w całości populacji. Gdyby nie liczyć imigracji to zgodnie z szacunkami Laqueur’a ludność Włoch by się skurczyła do ¼, Hiszpanii do 1/3, a Niemiec spadłaby o 60% już do końca obecnego wieku. A przecież Polska nie tylko że ma mniejszą dzietność od tych krajów, ale na dodatek eksportuje emigrantów, oraz nie kreuje miejsc pracy które przyciągnęłyby potencjalnych imigrantów. Gdy uwzględnimy rozważania długoterminowe to zgodnie z prognozami ONZ dla roku 2300 przy obecnych trendach populacja Europy zmalałaby do 59 mln, a co poniektórych państw do 5%, a tych najmniej dzietnych do poniżej 1% obecnej wielkości. Wprawdzie jest to rozważanie bardzo futurystyczne okresu w którym może nie być osób które mówiłyby dialektem Polskim, lecz nie bardzo wiadomo jak można zatrzymać nieuchronność tych samobójczych procesów przy jednoczesnym ignorowaniu roli rodziny.
W przeszłości doszło do upadku starożytnej Grecji która niemalże wymarła na terenie Azji Mniejszej, jak i implozji Imperium Rzymskiego do którego poza czynnikami etycznymi doprowadził jego dekadentyczny charakter. Który Edward Gibbon w „Zmierzchu i upadku Cesarstwa Rzymskiego” już w XVIII wieku opisał jako sytuację kiedy elity ogarnięte błogim dobrobytem tracą zapał. Wprawdzie ten czynnik może mieć charakter cykliczny i pokoleniowy jednak w sytuacji Polski brak reakcji w ciągu najbliższych 5 lat doprowadzi do sytuacji kiedy zabraknie całego pokolenia które mogłoby wydać na świat dzieci. Gdy nie nastąpi otrzeźwienie to z niemal matematyczną dokładnością będzie można powiedzieć że spadek będzie trwał do połowy wieku. I aczkolwiek możemy rozważać najróżniejsze czekające nas scenariusze, to jednak z całą siłą należy podkreślić, że nawet najbardziej optymistyczne z nich dają negatywny efekt końcowy. Konsekwencją wzrostu średniej wieku która rośnie w tempie jednego roku co dwa lata będą olbrzymie koszty społeczno-ekonomiczne. Przy czym o ile średnia wieku w Ameryce będzie się utrzymywała na tym samym poziomie to podobnie do Polski w Europie wzrośnie ona z poniżej 40 lat do 53 w połowie wieku. Zmiany średniego wieku muszą doprowadzić do wyhamowania wzrostu gospodarczego, obcięcia świadczeń socjalnych, zdrowotnych jak i wypłat z systemu ubezpieczeń społecznych przy jednoczesnym zaostrzeniu i przesunięciu w czasie okresów po których się je nabywa. A jeżeli za pięćdziesiąt lat wojsko będzie nadal potrzebne to pytaniem pozostanie jak zostanie ono sformowane i czy znajdą się ochotnicy, nawet za pieniądze, do obrony kraju w sytuacji realnego zagrożenia. I z tego punktu widzenia analogie z upadkiem Cesarstwa stają się jak najbardziej uprawnione.
Podobnie w artykule Financial Times’a „New Word brings demographic challenges” z 20 czerwca Edwin Heathcote dochodzi do podobnych konkluzji. Oskarża: „W momencie kiedy wyż demograficzny osiągnie wiek emerytalny, pokolenia oskarżone o przetrwonienie złotej ery dobrobytu i nie pozostawienie niczego dla swoich wnuków i siebie, samo stanie się ofiarą mniejszych emerytur i konieczności dłuższej i cięższej pracy.” Pyta: „Co się stanie z osobami starszymi? Z tymi pozostawionymi na wsi i tymi którzy zestarzeli się w mieście? Spadek liczby urodzeń na zachodzie doprowadził do starzenia się społeczeństwa, bez tradycyjnej infrastruktury powiązań w rodzinnych i przyjacielskich”. Dopytuje dalej: „Kto w takim razie będzie pracował? Zwykle odpowiedź brzmi: imigranci. Przyszłość leży w ekonomicznych imigrantach, lecz rzadko który z mieszkańców Zachodu jest gotów polecać.” Z jednej strony przytacza społeczny opór ze strony dawniej ultra-liberalny północnych państw europejskich, w Szwecji, Danii i Holandii, dodajmy po ostatnich wydarzeniach Norwegii, jako echo dyskomfortu z coraz z coraz większej liczby imigrantów których „nie udało się zintegrować.” Przy czym „źródłem poważnych napięć” stało się zderzenie liberalnej tradycji autochtonów z imigrantami o bardziej konserwatywnych przekonaniach, których materialne konsekwencje widzimy podczas aktualnych fal zamieszek w Anglii. W USA imigracja radykalnie zmieniła dotychczasowy model demograficzny, poprzez wymiana dotychczasowych potomków dziewiętnastowiecznych europejskich imigrantów napływem obywateli krajów latynoskich w znacznym stopniu oswojonych z kulturą amerykańską w swoich własnych krajach.
O ile Laqueur wskazuje że w państwach demokratycznych „polityka pronatalistyczna” nie była zbyt skuteczna, o tyle podkreśla, że w krajach w których osiągnęła względny sukces zostały przyjęte „strategie mogące potencjalnie zmniejszyć obciążenia finansowe[!] związane z posiadaniem dzieci.” A wśród nich „urlop wychowawczy na wiele miesięcy przed i po urodzeniu dziecka (oraz gwarancję stałego zatrudnienia), obniżenie podatków, świadczenia gotówkowe oraz różne inne rozwiązania motywujące, w tym możliwość pracy w niepełnym wymiarze”, a więc to wszystko co musimy wprowadzić w Polsce aby nie zniknąć jako Naród.