Najlepszym sposobem na rozwiązanie problemów resortu Joanny Muchy jest likwidacja Ministerstwa Sportu i odejście od polityki ingerencji państwa w sport.
Minster Joanna Mucha oświadcza publicznie, że ma już dość zamieszania wokół jej osoby. Pani Minister, która ostatnio podała się do dymisji (a premier jej dymisji nie przyjął) istotnie była w ostatnich miesiącach bohaterką wielu skandali politycznych i miała szansę awansować na pierwszą pozycję wśród najbardziej nieudolnych szefów resortów. Gdy okazało się, że w PZPN, ministerstwie sportu i podległych mu instytucjach mają zostać wdrożone "plany naprawcze", awantura wokół ministry Muchy nie ustała. Wiadomo oczywiście, że jedynym sposobem na likwidację gangreny w polskim sporcie jest… likwidacja ministerstwa sportu.
Kierowany przez Joanną Muchę resort nazywa się Ministerstwo Sportu i Turystyki. Turystyką zajmować się winni turyści (wczasowicze), oraz osoby i formy oferujące usługi turystyczne (np. biura podróże, hotele). Ingerencja państwa w turystykę jest wyłącznie szkodliwa i nigdy nie przyniosła żadnych pozytywnych skutków. Turyści radzą sobie bez państwa znakomicie i państwo nie jest im do niczego potrzebne. Podobnie jest ze sportem. Sportem powinni zajmować się zawodnicy, menadżerowie, właściciele klubów, właściciele stadionów, a nie państwo. Ingerencja państwa w sport daje takie rezultaty, jakie ostatnio widzieliśmy na Stadionie Narodowym.
Ministerstwo Sportu i Turystyki ma tylko uzasadnienie polityczne. Jest to miejsce, w którym można zatrudnić kilkuset "znajomych królika", kupując sobie ich głosy w wyborach. Dodatkowo jest to też miejsce, w którym ci "sami swoi" mogą wziąć łapówki w zamian za rozstrzyganie kontraktów na budowy stadionów i innych obiektów sportowych.
Obiektywnie więc patrząc, funkcjonowanie ministerstwa sportu nie ma żadnego sensu i opowiadanie o konieczności naprawy polskiego sportu nic tutaj nie zmieni.