Jedna opozycja to za mało by wygrać
26/04/2011
471 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Mamy w kraju jeden podstawowy cyrk udawania. Polega on na stworzeniu wrażenia, że rządzi Tusk razem z PO, a cała reszta ulubieńców mediów jest w opozycji.
Już nie wspominam o pomijaniu milczeniem faktu, że za wszelkie złe działania i zaniechania jest współodpowiedzialny PSL z Pawlakiem na czele. Chodzi o coś zupełnie odmiennego. Otóż forsuje się opinię, że opozycją jest nie tylko Prawo i Sprawiedliwość, ale też SLD z Napieralskim i PJN z byle kim (Kluzik z Ponckiem i Kamionckiem), Balcerowicz za swym rowem, oraz Palikot ze swymi kotami. To zwyczajnie nieprawda. Opozycja dzisiaj jest jedna. Jest nią partia Jarosława Kaczyńskiego, reszta to konsumenci torciku pichconego przez Boskiego Donalda, z których każdy na swoim odcinku robi wszystko by prawdziwa opozycja nie doszła do władzy. Mamy, więc festiwal opluwania PiSu, w którym się prześcigają wszyscy udawani opozycjoniści. Poznać można ich także po pakcie o nieagresji „ę”, „ą” w stosunku do siebie na tle walenia w Kaczyńskiego jak w bęben. To zresztą znamienne, dlaczego tak walą, czy nie dlatego, że faktycznie jedynie PiS jest dzisiaj rozpaczliwym werblem narodu?
Takie ustawienie sceny politycznej ma jednak szereg bardzo ściśle określonych konsekwencji.
Po pierwsze każde działanie PiS demaskujące kłamstwa i podłość rządzących skazane jest natychmiast na ostrą kontrakcję ze strony wszelkich innych ugrupowań. Trzeba dodać – mocno nagłaśnianą medialnie. Po drugie nie ma wielkiego znaczenia dla Polski czy wygra PO z SLD, PO z PSL, PO z PJN, czy PO z Palikotowcami (wiem, że się nie liczą, ale daję, jako teoretyczny przykład). Tam, bowiem jest pakt i ręka rękę myje. Sprawy są poukładane. Kto więc chce dalszego oszukiwania, okradania i upodlania Polaków może sobie głosować równie dobrze na PO, co każde inne z tych wymienionych ugrupowań. I po trzecie (najważniejsze) okopany PiS wygra tylko wtedy, gdy osiągnie bezwzględną większość w Parlamencie. Tak by mógł rządzić samodzielnie. Każdy inny wynika, nawet najlepszy, albo doprowadzi do sytuacji konieczności zawiązania destrukcyjnej koalicji z SLD lub PSL (która da tylko chaos i pozór rządzenia wobec kompromisów niemożliwych do realizacji – co musi się skończyć zaprzaństwem albo przedwczesnymi wyborami) albo wobec braku „koalicyjności” PiS spowoduje, że Komorowski radośnie zrealizuje swoje groźby i powierzy misję tworzenia rządu którejkolwiek z formacji przegranych. Może nawet PSL-owi. Oczywiście teoretyzuję, ale to naprawdę nie ma dziś żadnego znaczenia komu spoza PiS.
W tej sytuacji Polska ma dwa wyjścia. Albo natychmiastowe olśnienie ludzi oszukanych przez PO, zrozumienie, że są wkręcani przez media i że Kaczyński to nie smok z siedmioma głowami – co spowoduje prawdziwe wygranie wyborów przez Prawo i Sprawiedliwość. Tyle tylko, że doprawdy nie wiem, co za cud dziś musiałby się stać, żeby to nastąpiło. Jeżeli tragedia w Smoleńsku została „łyknięta” przez większość obywateli, jeżeli sięgnięcie brudną łapą do ich kieszeni i po ich emerytury nie wywołało protestu, jeżeli 400 afer PO, kompromitacja na arenie międzynarodowej i kolejne łamania Konstytucji (zamach stanu Komorowskiego, 2-dniowe wybory, kpina z wolności słowa) nie doprowadziły do identyfikacji PiS, jako ratunku – to trudno liczyć na to kilka miesięcy przed wyborami. A dodajmy, ze walka będzie nierówna, bo kompani z PO-SLD-PSL-PJN-Balcer i Palikot będą pieszczeni i głaskani we wszystkich głównych telewizorach, a jedyna prawdziwa partia opozycyjna jak zwykle w tych telewizorach lżona i zepchnięta ze swoją kampanią do Internetu. Co niezbyt pocieszające, nawet, jeśli Internetu nie zdąży liberalna PO spacyfikować. Pozostaje wiec drugie wyjście. Musi powstać oddolnie druga prawdziwa partia opozycyjna. Życzliwa dla obecnej partii opozycyjnej, a rozliczająca rządzących (tych głównych i tych z nimi skonfederowanych). Punktująca celnie wszystkie oszustwa (nie tylko wyborcze), niedotrzymane słowa, niekompetencje, skurwysyństwa, działania ocierające się o zdradę, zaniechania, wulgaryzmy, mistyfikacje oraz quasi mafijne powiązania. Przypominająca, kto za co konkretnie jest odpowiedzialny i jakie powinien ponieść konsekwencje. Mająca pozytywny plan rozwoju, plan naprawy Polski i misję asenizacji jej struktur.
Wszak to nieprawda, że polski świat polityczny podzielił się tylko na luzackich przeciwników PiS (PO z resztą bandy) i faszystowskich zwolenników PiS. Chciano by tak Polacy myśleli i robi się wszystko w tym kierunku, właśnie po to by ukryć, że ponad połowa elektoratu wprawdzie nie jest zakochana w Jarosławie Kaczyńskim (z różnych przyczyn, i wizerunkowych i programowych), ale przede wszystkim ma już dosyć bycia okłamywanym i robionym w konia przez Tuska, Nowaka, Grasia, Sikorskiego, Niesiołowskiego, Napieralskiego, Kalisza czy Pawlaka, ma już dość obrażania ich inteligencji przez Poncyljusza, Palikota albo Schetynę, ma serdecznie dosyć aroganckiego stawiania ich pod ścianą w stylu „i tak zagłosujecie na nas, bo przecież nie na Kaczora”. Większość wyborców (co próbuje się ukryć) nie zagłosuje nie dlatego, że są bierni, ale dlatego, że z ich punktu widzenia wtłacza się ich w partyjniacki wybór „mniejszego zła”. A jeśli tak to wolą szopkę olać. Co innego, gdyby dano im okazję pokazania „takiego wała jak Polska cała” tym wszystkim brylującym i opatrzonym politykom, tym wszystkim listom wyborczym Panów Prezesów i tym wszystkim celebrytom rządowym poprzez stworzenie własnych list, własnych struktur i obywatelskiej formacji. Taka partia oddolna oparta na wartościach takich jak odpowiedzialność, wolność, profesjonalizm, patriotyzm, honor czy uczciwość byłaby z pewnością solą w oku dla wszystkich partii hochsztaplerów, gdyż w naturalny sposób byłaby koalicyjna tylko dla partii przyznającej się do podobnych wartości. Według mnie, to jest jedyny ratunek dla Polski.
Należy stworzyć drugą prawdziwą opozycję. Silną, wyłanianą oddolnie, złożoną z ludzi wybitnych, przyzwoitych i aktywnych, niemającą kompleksów i świetnie czującą się w przekazie internetowym – bo tam się stoczy bój wyborczy. I pierwszy, który powinien zabiegać o jej stworzenie (i życzliwie w tym pomagać) powinien być PiS. Bo to w Polski i Jarosława Kaczyńskiego interesie mieć partnera w rządzeniu, nie kurwę. Nie ulega, bowiem wątpliwości, że trudniej Prawie i Sprawiedliwości będzie przekonać do siebie tych zniechęconych przez lata kampanii negatywnej lub pewne kwestie programowe (prosta zasada marketingowa: dziesięć razy łatwiej pozyskać zaufanie przez nowy podmiot niż je odbudować) niż pokazać klasę i życzliwie potraktować ludzi, którzy pojawią się dzięki aktywności społeczeństwa przeciwko kłamstwom i styliźmie rządzących. Komuniści nie raz „tworzyli sobie opozycję” i byli w tym tragicznie skuteczni. Może najwyższy czas by Jarosław Kaczyński pomógł w powstaniu nowego politycznego partnera, z którym przecież nie musi się kochać, ale za to w przyszłości może wspólnie i skutecznie rządzić. To ten moment. Zadanie: jak to zrobić żeby sie udało?
Rozwiązanie tej zagadki jest proste: trzeba zadziałać odwrotnie niż działali bolszewicy i PO. Oni sięgali po najgorszych, obiecując im kasę, układy, synekury i bezkarność. Trzeba sięgnąć po najlepszych, obiecując im ciężką pracę, służbę ojczyźnie, współdecydowanie o rozwoju Polski, krew, pot, łzy i pełną odpowiedzialność za swoje błędy. Na pewno się wielu takich znajdzie. Czy nie za późno jednak? Nie! Bo były już takie przypadki wielkich pozytywnych ruchów społecznych, że wspomnę jeden: Solidarność – powstała ona w 2 miesiące. Wystarczy chcieć (to MY) i nie przeszkadzać (to do PiS), a będzie dobrze. Elektorat nie musi służyć politykom, może sam robić politykę.
Pytanie: czy naprawdę chcemy?