Jeśli chce się przeprowadzić polityczną akcję eksterminacyjną, w celu neutralizacji wroga, należy przy użyciu usłużnych mediów rozgłosić, że wróg szykuje agresję, a więc wszelkie działania przeciwko niemu stanowić będą jedynie obronę.
O ile się nie mylę, w mojej dotychczasowej karierze publicystycznej, chociaż różnego rodzaju zarzutów pod moim adresem było co nie miara, akurat z oskarżeniem o antysemityzm się nie spotkałem. Również, o ile pamiętam, nawet w moim długim już dość życiu, nie zdarzyło mi się, by ktoś mnie wytargał za uszy z powodu mojej niechęci do Żydów. Czy stało się tak dlatego, że ja Żydów bardzo lubię i daję temu nieustanny wyraz? A może dlatego, że ja tematu tak zwanego żydostwa w ogóle nie poruszam i tym samym nie daję nikomu okazji do ataków? Chyba jednak nie chodzi tu ani o jedno, ani o drugie. A mimo to, fakt pozostaje faktem. Wygląda na to, że do grona żydożerców nie zostałem, przynajmniej oficjalnie, przyjęty. Natomiast jest szansa, że zostanę faszystą.
Czemu akurat dziś postanowiłem poruszyć ów intrygujący temat faszyzmu i antysemityzmu? Otóż tylko i wyłącznie ze względu na postać Stefana Bratkowskiego. Czy dlatego że uważam go za Żyda? A może dlatego że podejrzewam go o antysemityzm? Otóż nie. Ja ani nie wiem, czy Bratkowski to Żyd, ani też nie biorę pod uwagę, że z niego jest jakiś paskudny antysemita, natomiast mam podejrzenie – całkowicie irracjonalne naturalnie – że po tym co dziś chcę powiedzieć, jest szansa, że zostanę wreszcie sam zidentyfikowany jako osoba ogarnięta fobią antyżydowską. Dlaczego? No przecież mówię – z powodów całkowicie irracjonalnych. No ale wiem, że mimo to, pewne rzeczy powiedzieć należy.
Otóż Stefana Bratkowskiego nie lubiłem nigdy. Nawet w czasach, kiedy w pewnych środowiskach funkcjonował jako ktoś, kto z komunistami trzyma się na dystans i kogo komuniści też nie darzą jakimś szczególnym zaufaniem. Za co więc nie lubię Bratkowskiego? Oczywiście, na pierwszym miejscu za jego wygląd. Jedni nie lubią ludzi, którzy wyglądają jak Piotr Semka, inni ludzi którzy wyglądają jak Jarosław Kaczyński, inni nie mogą patrzeć na taką powiedzmy Justynę Pochanke, a ja po prostu nie lubię ludzi, którzy wyglądają jak Stefan Bratkowski. Oczywiście, mam też wiele innych powodów, żeby Bratkowskiego nie lubić – z jego wyglądem nie mających już nic wspólnego – a zatem jestem pewien, że gdyby Bratkowski nie wyglądał jak Bratkowski, ale jak na przykład inny Stefan, tyle że Niesiołowski, we mnie nie odzywałby się mój wyssany z mlekiem matki antysemityzm, lecz zaledwie, również w tym samym mniej więcej stopniu wysysana, pogarda dla „szpiclów, katów i tchórzy, oni wygrają”. Jednak, jak mówię, na pierwszym miejscu, jeśli idzie o ludzi takich jak Bratkowski, Kuczyński, czy Lityński determinuje mnie to jak oni się na mnie patrzą. Pojawia się w telewizji Bratkowski i zaczyna coś opowiadać. Ja natychmiast zaczynam się irytować, a jeśli ktoś mnie spyta, w czym problem, to najuczciwiej jednak będzie z mojej strony powiedzieć, że nie mogę patrzeć na ten nos i te oczka i słuchać tego skrzekotu. Natomiast to, że ten skrzekot tylko potwierdza słuszność moich emocji, to już sprawa drugorzędna. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś jednak będzie o skrzekocie.
Występ Stefana Bratkowskiego u Piaseckiego w programie ‘Piaskiem po oczach’ oglądałem. I to, muszę przyznać, wbrew radom mojej żony, która w pierwszej chwili, gdy go tylko zobaczyła, zawołała do mnie – oczywiście! – „po cholerę go słuchasz?” Ponieważ jednak cała ta aura – czy, jak to mówią artyści, forma – jaką ludzie typu Stefana Bratkowskiego wokół siebie wytwarzają, uniemożliwiła mi skuteczne wsłuchiwanie się w wypowiadane przez nich słowa, ograniczałem się jedynie do zanotowania tematu wypowiedzi, a więc „faszystowskich źródeł publicznej działalności Jarosława Kaczyńskiego” i już tylko patrzenia. Owszem, bardzo intensywnego, niemniej jednak już tylko patrzenia. Dopiero parę dni temu dowiedziałem się, że Stefan Bratkowski, przedstawiając swoje poglądy na odradzanie się w Polsce hitlerowskiego faszyzmu, kiedy ja nieroztropnie poświęcałem się kontemplowaniu tego nosa i tych oczu, wspomniał i o mnie. A dokładnie o moim artykule zamieszczonym w Warszawskiej Gazecie, zatytułowanym: ‘Rewolucja w końcu nadejdzie’. Obejrzałem więc uważnie rozmowę z Bratkowskim dostępną na youtubie i potwierdzam. To prawda. Bratkowski, dowodząc słuszności swojej tezy co do tego, że Prawo i Sprawiedliwość to partia faszystowska, a Jarosław Kaczyński to drugi Adolf, powołał się też i na mnie, a dokładniej, na mój tekst.
I wszystko właściwie pozostałoby bez większych konsekwencji, gdyby w tym wszystkim jednak nie znalazł się jeden mały problem. Otóż Bratkowski sugeruje, że tekst o mojej nadziei na rewolucję, nie jest mojego autorstwa, ale został napisany i zamieszczony w Warszawskiej Gazecie przez jakichś niezidentyfikowanych pachołków Kaczyńskiego. Dowodem na to ma być to, że on – podobnie zresztą jak pozostałe artykuły w Warszawskiej Gazecie – jest niepodpisany. Brak tego podpisu, zdaniem Bratkowskiego, dowodzi zresztą jeszcze czegoś. Że Prawo i Sprawiedliwość, szczując społeczeństwo przeciwko Polskiemu Państwu, i wzywając do rozlewu krwi, działa z ukrycia, a więc w sposób jednoznaczny już ustawia się poza porządkiem prawnym. I choćby z tego powodu, służby specjalne powinny wziąć się za Kaczyńskiego i jego ludzi z całą surowością prawa i niezwłocznie. On o tym braku podpisu mówił zresztą tak, jakby stanowił on wręcz jego obsesję. Nie ma podpisu – idzie faszyzm. A podpisu nie ma! Nigdzie! Wszędzie pełno niepodpisanej, najbardziej krwawej pisowskiej agitacji! Będą nas wieszać, a przyjdzie im to o tyle łatwiej, że jak wiemy, my wszyscy się zawsze i wszędzie podpisujemy.
I oto pojawia się wspomniany problem. Otóż podpis jest. Artykuł, jaki napisałem dla Warszawskiej Gazety, a który Bratkowskiego tak przestraszył, jest oczywiście podpisany. Najpierw w zapowiedzi na pierwszej stronie stoi jak byk „Krzysztof Osiejuk”, a później już przy faktycznym tekście powtórzone jest całe moje imię i nazwisko.
Całość powyższej notki dostępna pod adresem http://toyah1.blogspot.com/2011/04/jak-zostaem-faszysta.html
"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"