…kot tak drapał i gryzł G. w to miejsce, że miała porozdzierane ubranie i rany na piersi.
To są wydarzenia prawdziwe. Wieszam w "STYLU ŻYCIA", ale nie wiem tak naprawdę, gdzie ten post powiesić…
Pierwsze. Jeszcze w okolicach Trzech Króli składamy sobie życzenia, kolędując telefonicznie po dalszych znajomych. Dzwonię do G., której nie widziałam ze dwa lata. Co słychać, jak żyjesz, to, tamto. Chorowała, ale starała się nie zwracać uwagi na swój stan /była zawsze niezwykle dzielna i ofiarna w ruchu niepodległościowym, płaciła za to ogromną cenę, dzisiaj klepie biedę/. Zresztą nie bardzo wiedziała, co jej dolega, tylko coraz trudnie było jej oddychać. To dziennikarka. Jest samotna, mieszka tylko z kotem etc.. Któregoś wieczoru zasłabła i zemdlała. Z omdlenia wybudził ją ostry ból po stronie serca – jej kot tak drapał i gryzł G. w to miejsce, że miała porozdzierane ubranie i rany na piersi. Kot też "krzyczał". Tak drastycznie wybudzona z omdlenia – zdołała zatelefonować po pomoc. W szpitalu okazało się, że wysiadło jej serce, a w płucach miała ileś litrów wody. Gdyby nie wybudziła się………
Drugie. To relacja naocznego świadka, który obserwował wydarzenie. Hrubieszów, nacierają bolszewicy. Polscy ułani salwują się ucieczką przez most. Jeden z nich zostaje postrzelony i spada na tym moście z konia. Koń galopuje w szale bitewnym dalej. Po chwili wraca, staje nad rannym ułanem, "pomaga" mu siebie dosiąść i unosi rannego, ocalając go od niechybnej śmierci.
Nie wiem , jak nazwać , jak sklasyfikować to, co zrobiły te zwierzęta… Bo że nasi podopieczni robią i wyrabiają różne rzeczy, to wiemy i z rozkoszą sobie o tym opowiadamy. Ale te dwa przypadki wychodzą poza tzw. normę.
Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...