…i wyjechać i w spokoju nas zostawić! Jak poinformowały media, rząd warszawski szykuje się do prywatyzacji – czytaj „opędzlowania” – Lasów Państwowych.
Ministerstwo Środowiska – jak dalej informowały media – rozważa sprzedaż 36 tysięcy hektarów lasów.
Wprawdzie już wczoraj, w dniu 10 lipca 2012 roku Ministerstwo Środowisko dementowało przywołane wyżej sensacyjne doniesienia prasowe oświadczeniem, cytuję: „ Nieprawdziwa jest informacja jakoby Ministerstwo Środowiska zamierzało prywatyzować Lasy Państwowe lub popierało taki pomysł. Ani teraz, ani w dotychczasowych działaniach rządu nie było żadnych pomysłów, projektów czy dokumentów wskazujących na zamiar prywatyzacji Lasów Państwowych. Lasy Państwowe są ewenementem w skali Europy i w obecnej formule działania umiejętnie łączą funkcje ochrony przyrody i gospodarki leśnej z pozytywnymi wynikami finansowymi. Lasy Państwowe to polska duma i nikt nie zamierza zmienić nic w dostępie ludzi do polskich lasów, wypoczynku, zbierania grzybów i spędzania czasu wolnego – bez żadnych opłat. Lasy należą do wszystkich, są naszym wspólnym dobrem i rząd nie zamierza tego zmieniać” – koniec cytatu. Oświadczenie eleganckie, na poziomie wysokiego patriotyzmu gospodarczego, ale ja osobiście, znając dotychczasowe działania kolejnych rządów warszawskich, oraz dokonane tak zwane prywatyzacje – czytaj: wyprzedaż majątku narodowego zagranicznym inwestorom – Włochom, Portugalczykom, Chińczykom, Niemcom, Francuzom, Hiszpanom nie wspominając o Austriakach, Belgach, Japończykach, Anglikach, Węgrach, Czechach, Duńczykach, Holendrach, uff! – i całej reszcie – ja, mam pełne prawo, aby już nie wierzyć w piękne oświadczenia żadnego ministerstwa, nawet Ministerstwa Środowiska…
…piękne słówka skończyły się dawno temu, kiedy kolejne rządy warszawskie po roku 1989 zamiast ratować ten majątek jaki w okresie PRL-u zbudował naród polski, a pozostawiła „komuna”, zamiast modernizować przemysł, unowocześniać stocznie, banki, wdrażać nowoczesną organizację produkcji i pracy, tworzyć nowe działy gospodarki narodowej, krótko mówiąc – zwiększać potencjał gospodarczy Polski i jej obywateli, „rządy” zaczęły wszystko jak leci „prywatyzować” czyli sprzedawać za marne grosze. Bo jak w latach dziewięćdziesiątych twierdził jeden „wybitny ekonomista” po SGPiS, stocznia czy fabryka są tyle warte, ile ktoś chce za nie zapłacić…
…proces wyprzedaży majątku narodowego, wytworzonego przez Polaków w czasach „komuny”, niestety trwa nadal i nie jest wykluczone, że jak tylko ucichnie szum medialny także Polskie Lasy pewnego pięknego dnia pójdą pod młotek, jak znajdzie się na przykład jakiś chętny Niemiec, bo do polskich lasów ma relatywnie blisko, a i tartak pod ręką. Ciekaw jestem tylko, czy „opylimy” lasy razem z dzikami, sarnami, lisami, zającami, wiewiórkami, zaskrońcami, grzybami, jagodami, malinami, borówkami i gajowymi, czy też będą sprzedane wyłącznie drzewa. Pomysł genialny w swojej prostocie, bo niby po co komu las? Pójdzie na grzyby jakiś idiota, pozbiera muchomory, w domu zeżre i „pojedzie do lali”, albo inny idiota w lesie zostawi na polance butelkę po piwie, Słonko przygrzeje i zaraz parę hektarów buków, sosen i świerków, nie mówią co jałowcach pójdzie z dymem, narażając Straż Pożarna na koszty, bo woda, bo dojazd, bo benzyna i jeszcze któryś strażak może zginać w płomieniach. Na ten temat mamy bogate doświadczenia z Colorado Springs i Waldo Canyon w USA…
…po lasach warto też rozważyć sprzedaż Giewontu, może nawet Kasprowego razem z kolejką linową, też przecież nikomu niepotrzebnych pagórków, z których nie ma żadnego praktycznego pożytku. W lecie turyści spadają ze skał, w zimie giną pod lawinami, albo na nartach łamią nogi jak zapałki, narażając ZUS i NFZ oraz GOPR czyli biedne państwo na wysokie koszty, a pod Giewontem i Kasprowym nadal jest owiec coraz mniej i owczego sera, bez domieszki krowiego mleka też. Po Giewoncie i Kasprowym można sprzedać kilka jezior wraz z rybami – karpie, liny, węgorze słodkowodne, sumy, szczupaki, to rarytasy. A na końcu można „opylić” całą Wisłę od źródeł, aż po Bałtyk i wreszcie Odrę i Nysę Łużycką, ku zadowoleniu naszych najlepszych, wypróbowanych przyjaciół. Przepraszam, zagalopowałem się, ale jedźmy dalej: rząd warszawski powinien okazać się pański i sprzedać nas wszystkich razem do kupy albo Australijczykom do Australii ( ciepło, przyjemnie, kangury i w morzu rekiny ), albo Niemcom do Berlina, Hamburga i innego Drezna ( płacą od 8 do 10 euro za godzinę prostej roboty ), albo Anglikom do Londynu na zmywaki ( można nauczyć się dobrze i szybko angielskiego ), albo Holendrom do szklarni ( świetna i pożyteczna praktyka ogrodnicza ), albo – wyplujmy to słowo – ja tego nie powiedziałem, bo tam bywa strasznie zimno i od domu daleko…
…jak się bawić, to się bawić! A może – to byłby prawdziwy cud – znalazłby się inwestor, który chciałby kupić nie Giewont, nie Wisłę, nie jakieś jezioro ze szczupakami, ale całą tak zwaną polską klasę polityczną z sejmem, ministerstwami, urzędami i rządem warszawskim na czele? Niedrogo by wyszło, nawet na dogodne raty: za tyle, ile ktoś zechce zapłacić, byle szybko…
… niestety, w środowisku miliarderów i oligarchów panuje dziwna głucha cisza. Czyżby na polską klasę polityczną nie było nigdzie chętnych? Znowu mamy cholernego pecha, jak zawsze, kiedy my proponujemy nowatorskie rozwiązania…
(11 lipca 2012 )