POLSKA
Like

Jak prawica szkodzi samej prawicy

26/12/2013
1137 Wyświetlenia
4 Komentarze
40 minut czytania
Jak prawica szkodzi samej prawicy

Niemal wszystkie zdobyte w przeszłości przez zachodnie wywiady instrukcje sowieckie dla KGB i GRU podkreślały znaczenie tak zwanych „środków aktywnego działania”, to jest np. dezinformacji, bezpośredniej destabilizacji czy też operacji tzw. agentów wpływu.

0


– albo o tym, że Sławomir Cenckiewicz nie jest wiarygodnym historykiem 

By zaszkodzić przeciwnikowi, należy w jego szeregach umieścić swego człowieka lub „nieświadomego multiplikatora wpływu”, który po wcześniejszym uwiarygodnieniu się w tym środowisku, zacznie realizować właściwy plan  niszczenia obiektu lub jakiejś konkretnej operacji. Piszący te słowa uważa, iż w decydującym momencie, gdy Prawo i Sprawiedliwość  będzie miało szansę wznowienia budowy IV. RP, zainstalowani w tej partii wcześniej przez przeciwników PiS ludzie, będą próbować zadać Kaczyńskiemu cios w plecy. 

Jak skutecznie zniszczyć obóz przeciwnika jego własnymi rękoma? 

Dlaczego w Polsce nie udała się lustracja, dlaczego skompromitowano proces rozbicia postkomunistycznych WSI, dlaczego tak łatwo można ośmieszać wszelkie próby zmierzające do ujawnienia prawdy o katastrofie smoleńskiej? Jak to możliwe, iż znaczną część działań, które blokowały lub blokują proces faktycznej demokratyzacji Polski, prowadzą ludzie, którzy znaleźli się w sposób niewytłumaczalny w obozie politycznym, który miał w/w lustrację, likwidację WSI czy też uczciwe badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej przeprowadzić?

Urodzony w 1961 roku w Gdyni Janusz Kazimierz Kaczmarek był prokuratorem  krajowym od 31 października 2005 do 8 lutego 2007, od 8 lutego do 8 sierpnia 2007 ministrem spraw wewnętrznych i administracji  (czyli w okresie „prawicowych” rządów Prawa i Sprawiedliwości). Ci, którzy go na te odpowiedzialne stanowiska powoływali, musieli znać np. jego pracę magisterską pt. „Granice dozwolonej działalności dziennikarskiej”, wiedzieć, że pod koniec lat 80. był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, że odbył szkolenie w Centrum Szkolenia Oficerów Politycznych w Łodzi, że w czasach PRL-u pracował (do 1988) w Prokuraturze Rejonowej w Elblągu, a później w – w Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku. 14 marca 2007 Kaczmarek otrzymał nominację na członka Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Dopiero 8 sierpnia 2007 został odwołany z zajmowanego stanowiska (w związku z tzw. „aferą gruntową”). 

Dzisiaj można powiedzieć, iż błyskawiczna kariera Kaczmarka za rządów PiS, nie wyszła ani tej partii, ani naszemu krajowi na dobre (by użyć eufemizmu). Jak to się stało – należy w tym miejscu spytać, że były PRL-owski prokurator zyskał zaufanie premiera Kaczyńskiego?

Jacek Rońda był doradcą ministra nauki w rządzie postkomunistycznego SLD. W czasach PRL-u należał – podobnie jak Kaczmarek – do PZPR. W nieodległej przeszłości Rońda kpił w swoim liście do tygodnika „NIE” Jerzego Urbana, pisząc m.in.: „…uprzejmie pragnę zachęcić ‘NIE’ do podjęcia inicjatywy zorganizowania ‘Wszech-Polskiej’ konferencji naukowej na temat ‘Przyczyny Nieśmiertelności Głupoty Polskiej Prawicy’.”

W roku 1998 – również w „NIE” – Rońda szydził także z “Naszego Dziennika”, w którym później chętnie udzielał wywiadów, kierując do Jerzego Urbana takie oto słowa: „Po kolejnej porcji lektury Pańskiego wspaniałego tygodnika ‘NIE’ z przerażeniem stwierdziłem, że głupota leaderów polskiej prawicy jest wieczna i nie podlega modyfikacji od 75 lat. Nawet tytuły gazecin, jakie są wydawane dla zwolenników tej opcji widzenia Świata, są podobne jak te przedwojenne, np. ‘Nasz Dziennik’ teraz i ‘Mały Dziennik’ przed wojną”  

Później Jacek Rońda został jednym z czołowych ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza zajmującego się badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej. W 2012 roku został wiceprzewodniczącym prezydium komitetu naukowego konferencji poświęconej badaniom katastrofy polskiego Tu-154 w Smoleńsku. Dopiero 18 października 2013 zrezygnował z przewodnictwa tej komisji,  przyznając się do kłamstw, czym oczywiście zaszkodził nie tylko samej komisji, ale w ogóle całemu procesowi dążenia do prawdy.

Chris J. Cieszewski (właściwie Krzysztof Cieszewskiamerykański naukowiec polskiego pochodzenia, pracujący od 1997 na etacie biometrii leśnej w Warnell School of Forestry and Natural Resources University of Georgia, z siedzibą w Athens w USA, w 2012 roku został członkiem „Komitetu organizacyjnego konferencji poświęconej badaniom katastrofy polskiego Tu-154 w Smoleńsku metodami nauk ścisłych” i przygotował anglojęzyczną stronę internetową poświęconą konferencji. 

Niedawno Tomasz Sekielski w programie telewizyjnym „Po prostu” przedstawił dokumenty, z których miało wynikać, iż Cieszewski został zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik „Nil” 10 lutego 1982 roku (tj. w czasie stanu wojennego w Polsce). Członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej, prof. dr Antoni Dudek potwierdził, iż „Nil” w 1982 roku był współpracownikiem SB. Współpraca miała być zawieszona dopiero w 1985 roku. W 1983 roku wyjechał z Polski do Kanady. Cieszewski powiedział, że informacje te są „kłamstwem”.Według Sekielskiego zaś teczka Cieszewskiego została zniszczona w 1990 roku, co może wskazywać na wagę, jaką do sprawy musiała przywiązywać SB już w czasie rzekomo „wolnej” Polski. 

Abstrahując od ewentualnej szkodliwości działalności Cieszewskiego  w okresie PRL-u jako możliwego (?) TW SB, zauważyć należy, jak zaskakująco łatwo dostał pod koniec 82 roku zgodę na wyjazd do Kanady.Prawdopodobnie należał do tej kategorii ludzi, którzy powiedzieli, co mieli do powiedzenia, po czym prosili o nagrodę, czyli możliwość wyjechania z kraju” powiedział prof. Antoni Dudek. Warto także mieć na uwadze fakt, iż podczas pobytu w Kanadzie Cieszewskiemu kilkakrotnie przedłużano ważność PRL-owskiego paszportu (prawdopodobnie za zgodą centrali w Warszawie)! Jak więc widać, badający katastrofę smoleńską nie był więc bynajmniej prześladowany przez władze PRL-u. Cała sprawa Cieszewskiego oczywiście zaszkodziła procesowi dochodzenia do prawdy nt. prawdziwych przyczyn katastrofy smoleńskiej, podobnie jak wcześniej opisany przypadek Rońdy.

Stanisław Piotrowicz egzamin prokuratorski zdał w czasach PRL-u, gdy organizowano tzw. „ścieżki zdrowia” dla robotników z Radomia i Ursusa. W 1976 rozpoczął pracę w Prokuraturze Rejonowej w Dębicy, następnie w 1980 został przeniesiony do Prokuratury Wojewódzkiej w Krośnie. Piotrowicz był aktywnym członkiem PZPR, po wprowadzeniu stanu wojennego był także członkiem egzekutywy partyjnej przy prokuraturze w Krośnie. jako prokurator oskarżał w PRL-u  opozycjonistów i w 1983 roku został odznaczony komunistycznym Brązowym Krzyżem Zasługi (o czym nie wspomina w oficjalnej nocie biograficznej). W 1982 roku Piotrowicz oskarżał np. Antoniego Pikula, działacza „Solidarności” z Jasła. Pikul twierdzi, że obecny Piotrowicz „w trybie doraźnym i bez dowodów” przygotował przeciw niemu akt oskarżenia. Natomiast na swojej stronie Piotrowicz napisał, że w stanie wojennym odmówił prowadzenia śledztw o charakterze politycznym. Opozycjonista Pikul powiedział zaś:  „W moim przypadku to, co mówi pan Piotrowicz, nie zgadza się z rzeczywistością”.

W wyborach parlamentarnych w 2005 roku Stanisław Piotrowicz został wybrany na senatora VI kadencji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości w okręgu krośnieńskim. Od 5 czerwca 2007 do 16 listopada 2007 zajmował stanowisko sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Reprezentował też Senat w Krajowej Rady Sądownictwa. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskał mandat senatorski. W 2011 – także z ramienia PiS uzyskał mandat poselski. Był – jak na ironię (!) Przewodniczącym Senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, a w ostatnim czasie został wiceprzewodniczącym zespołu Macierewicza. Ujawnienie prawdziwej przeszłości Piotrowicza było kolejnym ciosem dla walki o ujawnienie prawdy o katastrofie smoleńskiej oraz dla samego PiS.

Także na poziomie Polski powiatowej w środowisku niepodległościowym, prawicowym czy konserwatywnym zaczęli działać ludzie, którzy tak naprawdę w przeszłości udowodnili, iż mają zupełnie inne poglądy. Sztandarowym przykładem tego typu może być niejaki Piotr Dziża, dzisiaj jeden z głównych organizatorów Festiwalu Niepodległości w 100-tysięcznym, małopolskim Tarnowie, a kilka lat temu obrońca (na łamach swego portalu) oficera komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, Kazimierza Bańburskiego, kustosza tarnowskiego muzeum, którego prawdziwą przeszłość ujawniłem kilka lat temu – patrz: http://tarnow.prawdemowiac.pl/newsreader/items/esbek-dziza-cenzura-i-festiwal-niepodleglosci.html 

Dzisiaj Dziża został „przygarnięty” przez niektórych lokalnych działaczy Prawa i Sprawiedliwości.

 

Dlaczego „prawicowy” historyk Sławomir Cenckiewicz nie ujawniał nazwisk polonijnych kapusiów esbeckich?

Mało kto w Polsce wie, że znany z książki o Wałęsie, Sławomir Cenckiewicz od kilkunastu już lat bada w IPN dokumenty dotyczące Polonii amerykańskiej (do niedawna jako etatowy pracownik Instytutu Pamięci Narodowej). Ta część jego działalności, a zwłaszcza niedawna – jak się wydaje pisana na zamówienie – mowa w obronie jednego z polonijnych dziennikarzy, który utrzymywał potajemne kontakty z SB, podważa wiarygodność tego historyka, hołubionego przez wielu ludzi polskiej prawicy. 

Wie, ale nie powie….

Czy Cenckiewicz to inna wersja Michnika? 

Badania Cenckiewicza w IPN, dotyczące Polonii amerykańskiej od wielu lat finansować ma założona przez polonijnego biznesmena w Chicago, Bogdana Łodygę, „Fundacja Wolnego Słowa”. Sama akceptacja tego rodzaju sponsora burzy kreowany dotychczas obraz „patriotycznie zorientowanego” historyka Cenckiewicza, jako że wcześniej ta sama fundacja kojarzona była np. z wizytą Lecha Wałęsy w USA w 1996 roku, a „częstymi lektorami sprowadzanymi do USA przez tę fundację byli Adam Michnik lub Henryk Grynberg”. Ten ostatni okazał się tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Reporter” (patrz: „Życie Warszawy 1.12.2006).

Bardziej istotnym jest jednak nie to, kto finansował badania Cenckiewicza, gdy ten był równocześnie na etacie w IPN, lecz ich rezultaty, a dokładniej mówiąc ich (zastanawiająca?) mizeria. Przez prawie 10 lat Sławomir Cenckiewicz, mając ogromne możliwości badawcze – jako etatowy pracownik IPN oraz organizacyjno-finansowe (badania finansowane są przecież przez wspomnianą „Fundację Wolnego Słowa”)  – mimo licznych, składanych publicznie Polonii – obietnic, nie ujawnił praktycznie żadnych konkretnych i istotnych zarazem szczegółów, dotyczących działań konkretnych współpracowników SB w środowisku polonijnym. Przyciskany publicznie do muru w czasie różnych spotkań oraz wywiadów przez Polonusów, domagających się ujawnienia przede wszystkim konkretnych nazwisk komunistycznych kapusiów, Cenckiewicz stosuje od wielu lat taktykę uników. 

Na przykład w rozmowie z chicagowską dziennikarką Łucją Śliwą, w radiowej audycji „Otwarty mikrofon”  –

(słuchaj tutaj: www.jvlradio.com/audio/sc_041707.mp3 ) 

– Cenckiewicz przyznaje, że zna nazwiska polonijnych donosicieli, ale ich nie ujawni, gdyż jego zdaniem „spotkanie otwarte czy wywiad nie jest miejscem, by ujawniać nazwiska tajnych współpracowników SB”. Ku zdumieniu prowadzącej ten program i zapewne słuchaczy audycji mówi dalej, że ujawnianie nazwisk komunistycznych agentów, działających na szkodę Polonii „nie jest zadaniem historyka”, a „przedstawienie dużej liczby nazwisk zaciemni obraz”. „Jako historyk i urzędnik (wówczas Cenckiewicz pracował jeszcze w IPN) mogę ogłaszać wyniki (tj. np. nazwiska TW SB, przyp.MC)… w artykułach naukowych”. 

Gdy prowadząca program radiowy Łucja Śliwa zauważa, iż Cenckiewicz zapowiedział ujawnienie niektórych nazwisk w tygodniku „WPROST”, który nie jest przecież pismem naukowym, Cenckiewicz robi kolejny unik. Warto wysłuchać całego wywiadu, by wyrobić sobie zdanie na temat wiarygodności ( a dokładniej mówiąc – jej braku)  Cenckiewicza. Później okazało się, że nie ujawnił on  nazwisk polonijnych kapusiów ani we „Wprost”, ani w żadnej publikacji naukowej, ani także wówczas, gdy przestał pracować w IPN, czyli nie był już urzędnikiem, co – jak twierdził w Chicago – miało być przeszkodą ujawnienia prawdy na temat polonijnych esbeków.

Podobnie zachowuje się Cenckiewicz w czasie spotkania publicznego z Polonią w Muzeum Polskim w Chicago – patrz: 

http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&videoid=100724818

Mówi dużo, by nie powiedzieć nic konkretnego. Co robi Cenckiewicz ze swoją wiedzą, zdobytą w IPN (za pieniądze podatnika polskiego oraz polonijnej fundacji) na temat polonijnych współpracowników SB, wie chyba tylko on sam? Jeden z uczestników innego spotkania z Cenckiewiczem w USA tak skomentował jego taktykę uników: „…dziwna to filozofia… że nie rolą historyka jest podawanie nazwisk – tak stale mantruje (Cenckiewicz), chyba nie myli historii z ideologią?” 

Po obejrzeniu wywiadu Cenckiewicza dla nowojorskiego „Videofactu” (5 części), ktoś złośliwy mógłby spytać, czy Cenckiewicz badał przez 9 lat polonijne dokumenty w IPN po to, by ujawniać konkretne nazwiska esbeków polonijnych, czy też po to, by właśnie ich nie ujawniać?

Patrz wywiad z Cenckiewiczem dla „Videofactu”:

1/

2/

3/

4/

5/

 

Swego czasu do archiwum z dokumentami SB wpuszczono tzw. „komisję Michnika”. Zobaczyła, co miała zobaczyć, a zdobytą wiedzę zachowuje do dzisiaj dla siebie…..

  

Obrona Jarmakowskiego a sprawa „BOLKA” 

Gdy w roku 2009 przedstawiłem w USA dokumenty obrazujące potajemne spotkanie jednego z dziennikarzy polonijnych Andrzeja Jarmakowskiego z rezydentem SB w Chicago o pseudonimie „RUSH”, natychmiast z jego obroną wystąpił Sławomir Cenckiewicz – patrz mój artykuł:

m.ciesielczyk.salon24.pl/134194,odznaczony-jarmakowski-wspolpracowal-z-rezydentem-sb-w-chicago

oraz mowa obrończa Cenckiewicza:

http://www.polishamericancongressnj.org/Wiadomosci0032.htm

– co ciekawe, ten tekst Cenckiewicza ukazał się na stronie prowadzonej przez Jerzego Prusa w USA, który był tajnym współpracownikiem SB!

Zarówno tempo reakcji jak i forma oraz treść tekstu Cenckiewicza wskazują, iż musiał być on pisany na swego rodzaju zamówienie. Jarmakowski kojarzony jest z tym samym środowiskiem co Fundacja Wolnego Słowa w Chicago, która wspiera finansowo Cenckiewicza. Zresztą już kilka lat temu (gdy nie znane były jeszcze w/w dokumenty z IPN dotyczące kontaktów Jarmakowskiego z rezydentem SB w Chicago) Cenckiewicz wystawiał Jarmakowskiemu swego rodzaju „świadectwo moralności”. Argumentacja Cenckiewicza kompromituje go jako historyka i każe zastanowić się głęboko nad motywami jego postępowania zwłaszcza w kontekście tego, co zostało wyżej o tym historyku powiedziane. 

Nieco wcześniej skłócony z Jarmakowskim Andrzej Czuma twierdził wprost, że Jarmakowski współpracował z SB, a następnie został przejęty jako agent przez UOP i dlatego jego teczka jest ciągle tajna. Ja natomiast ograniczyłem się wyłącznie do upublicznienia jawnej części dokumentów z IPN (sygn. IPN BU 02203/146), z których jednoznacznie wynika, że Jarmakowski kontaktował się potajemnie z rezydentem SB w konsulacie PRL w Chicago we wrześniu 1989 roku o pseudonimie „RUSH”, przekazując mu informacje, które – moim zdaniem – uznać można za szkodliwe dla niepodległej Polski. 

Cenckiewicz broniąc żarliwie Jarmakowskiego, dokonał swego rodzaju  manipulacji. Wrzucił do jednego worka zarzuty Czumy i moje, pisząc: „…tezę Czumy usiłował uprawdopodobnić… Ciesielczyk (…) oskarżenia Czumy i Ciesielczyka to zwykłe pomówienia”. Nie wiem, czy oskarżenia Czumy to pomówienia. Może to rozstrzygnąć np. sąd. Natomiast moje „oskarżenia” to po prostu stwierdzenie faktu potajemnego spotkania z esbekiem, którego nie kwestionuje także sam Jarmakowski. Gdyby Cenckiewicz ograniczył się do stwierdzenia, że spotkanie Jarmakowskiego we wrześniu 1989 z rezydentem SB nie było niczym złym, to różnilibyśmy się tylko co do oceny samego spotkania, które ja oceniam jako rodzaj współpracy Jarmakowskiego z wówczas jeszcze komunistycznymi władzami PRL (w tym z rezydenturą SB w Chicago).

Cenkiewicz pisze dalej, że „dokumenty IPN zaprzeczają tezie, że Jarmakowski kiedykolwiek był agentem bezpieki”. Jednakże ja tego przecież nie twierdzę, że Jarmakowski to zarejestrowany TW SB. Ograniczam się to udokumentowania faktu nieformalnej współpracy Jarmakowskiego z esbekiem „RUSHEM”. Poza tym sam Cenckiewicz przyznaje, że część teczki Jarmakowskiego jest nadal utajniona, więc jako historyk nie może teraz twierdzić, że nadal utajnione dokumenty w IPN nie podważą prawdziwości jego tezy. Warto przypomnieć w tym miejscu, że w sprawie Wałęsy Cenckiewicz zawsze podkreśla, że nie ma znaczenia wyrok sądu lustracyjnego, który wykluczył współpracę Wałęsy z SB, gdyż on później znalazł w IPN dokumenty świadczące o czymś innym. Tym samym więc Cenkiewicz podważa trafność swych własnych wcześniejszych argumentów, które używa w sprawie „Bolka”. 

Dalej Cenkiewicz dokonuje kolejnej manipulacji, twierdząc:  „podobną tezę (do Czumy, przyp.MC) …lansował…Ciesielczyk… oraz związany z Edwardem Mazurem tygodnik polonijny ‘Express’ „. Moja teza nie była jednak i nie jest „podobna” do tej przedstawianej przez Czumę czy „Express”, gdyż ja stwierdziłem na podstawie dowodów z IPN fakt kontaktu Jarmakowskiego z konkretnym esbekiem, a inni sugerowali, iż Jarmakowski był zarejestrowanym, a więc formalnym tajnym współpracownikiem SB. Poza tym Cenckiewicz dość  obcesowo usiłuje wmanewrować mnie w jakąś formę zmowy nie tylko z Czumą, ale nawet z pismem „związanym z Edwardem Mazurem”. Tego typu zabiegi, które mają podważyć wiarygodność adwersarza, były typowe dla komunistycznych służb specjalnych. 

Pisząc, iż „Awantura wokół Czumy z początku 2009 r. spowodowała szczególne zainteresowanie osobą Jarmakowskiego”, Cenckiewicz usiłuje wmówić czytelnikowi, że działałem w porozumieniu z Czumą lub na czyjeś zlecenie (może to działanie zasady projekcji w przypadku Cenckiewicza, który być może pisał swoją mowę obrończą na jakieś zlecenie?). Cenckiewicz musi doskonale wiedzieć, iż moje poglądy różnią się zasadniczo od poglądów Andrzeja Czumy i jest absurdem łączenie moich badań z osobą b. ministra sprawiedliwości. Cenckiewicz zna np. przebieg audycji telewizyjnej, w której brałem udział wraz z Andrzejem Czumą oraz Lechem Wałęsą jako ich adwersarz – patrz:

Skoro już jesteśmy przy tej audycji, wypada zauważyć, iż książka Cenckiewicza nt. „Bolka” to wyważanie otwartych drzwi w świetle przebiegu tego programu telewizyjnego z 1996 roku, w czasie którego jako pierwszy publicznie, przed kamerą pokazałem donosy „Bolka” (w tamtym czasie Cenckiewicz bawił się zapewne jeszcze w piaskownicy).  . 

„Zdumiewa fakt, że jeszcze w czasie medialnej burzy wokół emigracyjnych problemów Czumy, w centrali IPN w Warszawie odnaleziono teczkę wywiadu cywilnego….na temat Jarmakowskiego….jak wynika z adnotacji sporządzonej na teczce, została ona odtajniona dopiero w dniu 2 lutego 2009 roku… „ –  stwierdza Cenckiewicz, utrzymując, że te dokumenty nie były mu znane i że może znajdowały się w utajnionej części archiwum IPN, tzw. zbiorze wyodrębnionym. Linia obrony Jarmakowskioego sprowadza się więc znowu do insynuacji Cenckiewicza, że ujawnienie teczki Jarmakowskiego ma związek z jego konfliktem z Czumą.

Cenckiewicz wykorzystując niewiedzę czytelnika na temat szczegółów funkcjonowania IPN, wmówić mu chce, że teczka Jarmakowskiego została specjalnie odtajniona w lutym 2009. Tymczasem według informacji potwierdzonych przez pracowników IPN w Wieliczce, adnotacja na teczce Jarmakowskiego nie jest niczym nadzwyczajnym, lecz stwierdzeniem faktu umożliwienia mi wglądu w te dokumenty. Już kilka miesięcy wcześniej – wraz z dziesiątkami innych wniosków złożyłem także i ten o udostępnienie mi dokumentów dotyczących Jarmakowskiego. Adnotacja oznacza, że dawna, jeszcze esbecka klauzula tajności została formalnie zniesiona i to wszystko. Cenckiewicz zaś tworzy wokół tej sprawy aurę jakiejś tajemniczości, co jest jego kolejnym zabiegiem manipulacyjnym. 

Dodać należy, że gdyby teczka Jarmakowskiego była wcześniej w zbiorze zastrzeżonym, pozostałby w niej jakiś ślad, a takowego nie ma. Uwagi Cenckiewicza na ten temat są kolejnym dowodem na brak wiarygodności tego historyka. Jeśli mnie udostępniono dokumenty dotyczące kontaktów Jarmakowskiego z rezydentem SB w Chicago, to tym bardziej mógł mieć do nich dostęp Cenckiewicz, gdyby oczywiście tego chciał.

 

Dlaczego Cenckiewicz nie ujawniał nazwisk istotnych esbeckich kapusiów polonijnych? 

Należałoby spytać w tym miejscu, dlaczego historyk zatrudniony wówczas jeszcze w IPN i mający – jak sam przyznaje dostęp także do tajnych dokumentów – nie znał teczki Jarmakowskiego, do której ja – historyk spoza IPN i bez dostępu do tajnych dokumentów IPN – dotarłem już po kilku wizytach w oddziale IPN w Wieliczce? Przy tej okazji można by także spytać Cenckiewicza, czy znał teczkę KO SB „TOWER” (tj. Wojciecha Wierzewskiego – prawej ręki 3 kolejnych prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej ), a jeśli znał, to dlaczego nie ujawnił jej zawartości jeszcze za życia Wierzewskiego? Prawdę o Wierzewskim ujawniłem dopiero sam, ale już niestety po jego śmierci – patrz:

http://m.ciesielczyk.salon24.pl/60392,wojciech-wierzewski-prawa-reka-trzech-prezesow-kpa-i-ko-sb

Według informacji, które posiadam, Cenckiewicz musiał znać teczkę Wierzewskiego, ale jej nie ujawnił! 

Czy Cenckiewicz, który od wielu lat bada polonijne dokumenty w IPN nie wiedział, że tajnym współpracownikiem SB był Piotr Mroczyk właściciel polonijnej gazety „Gwiazda Polarna” oraz ostatni dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa? Jeśli to wiedział, to dlaczego nie ostrzegł Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego, który przyznał Mroczykowi wysokie odznaczenie państwowe w 2007 roku? Dlaczego dopiero ja – tj. nie-IPN-owski badacz akt polonijnych – musiałem ujawnić prawdę o Mroczyku?  – patrz:

http://niepoprawni.pl/blog/7578/ostatni-dyrektor-radia-wolna-europa-piotr-mroczyk-byl-tajnym-wspolpracownikiem-sb 

Ponieważ Cenckiewicz nie może zakwestionować samego faktu potajemnych spotkań Jarmakowskiego z „RUSHEM”, stara się usprawiedliwić dziennikarza polonijnego w następujący sposób: „…Andrzej Jarmakowski i Andrzej Stypuła, zapewne na fali euforii związanej z odzyskiwaną przez Polskę niepodległością, poprosili konsula PRL w Chicago o poufne spotkanie. Co zrozumiałe i w pewnym sensie normalne, w tej roli wystąpił ….oficer bezpieki”. „Historyk-jastrząb”, „historyk-patriota”, „historyk bezkompromisowy” Cenckiewicz usprawiedliwia więc skrywane przed resztą Polonii chicagowskiej kontakty byłego czołowego działacza „Solidarności” i późniejszego dziennikarza polonijnego – Jarmakowskiego z esbekiem z konsulatu PRL w Chicago. Co więcej, uznaje jako normalne to, że konsulat wysyła na tego typu spotkania esbeka w okresie rzekomo wówczas (1989!) „niepodległej Polski” (sic!) 

Na początku w/w wywiadu dla „Videofactu” Cenckiewicz prężąc dumnie pierś niezłomnego historyka podkreśla z całą mocą, że o polskich służbach specjalnych można mówić dopiero od 1991 roku. Przypomnijmy, że Jarmakowski spotyka się z rezydentem SB w konsulacie PRL we wrześniu 1989 roku. Gdzie się więc podziała bezkompromisowość historyczna Cenckiewicza? Przemilcza przy tej okazji informację zawartą w dokumentach IPN, że Jarmakowski także wcześniej (przed wrześniem 1989) wielokrotnie spotykał się z „RUSHEM” (od wizyty w Chicago wiceministra przemysłu PRL Stanisława Kłosa). Cenckiewicz dopuszcza się tutaj następnej manipulacji historycznej, pisząc o „jedynym udokumentowanym kontakcie” Jarmakowskiego z esbekiem. 

Opisując przebieg rozmowy Jarmakowskiego z rezydentem SB w Chicago, Cenckiewicz koncentruje się na części rozmowy dotyczącej spraw ekonomicznych, bagatelizuje natomiast fakt, że Jarmakowski zapewniał esbeka o tym, że prześle do Warszawy pozytywną ocenę PRL-owskich dyplomatów w Chicago. Cenckiewicz usprawiedliwia także i to, że Jarmakowski przestawia „Solidarność” jako grupę ludzi zdolnych do kradzieży publicznych pieniędzy. Argumentem ma tu być to, że faktycznie zdarzało się, iż pieniądze przekazywane działaczom „Solidarności” czasem ginęły. Historyk wydaje się jednak nie brać zupełnie pod uwagę, że Jarmakowski nie rozmawia na ten temat na konferencji naukowej, lecz na tajnym spotkaniu z esbekiem!

Cenckiewicz twierdzi także, iż skoro Jarmakowski był wcześniej inwigilowanym przez SB figurantem, to nie może być TW. Ale przecież często bywało tak (i to chyba Cenckiewicz wie jako były pracownik IPN), że figurant mógł zostać zwerbowany przez SB, a dokumenty na ten temat mogły (lub mogą) zostać znalezione w archiwum IPN później. Tego typu argumentów używał i używa przecież Cenckiewicz, gdy adwersarze mówią, że przecież Wałęsa był inwigilowany i uzyskał status pokrzywdzonego przez SB. Tym samym Cenckiewicz po raz kolejny podważa wiarygodność wyników swoich badań dotyczących TW „Bolka”. Czy robi to nieświadomie?

 

Cenckiewicz – „pies ogrodnika” czy pazerny piekarz, czy…  ?

Cenckiewicz cytuje następnie z mojego tekstu wypowiedź osoby trzeciej, która stwierdziła, że w przypadku Jarmakowskiego nie ma znaczenia, czy współpracował, czy też nie współpracował z SB, ważniejsze jest to, że od 25 lat działa w środowisku polonijnym tak, jakby był agentem. Historyk wkłada mi te słowa w usta, zarzucając, że prawda historyczna nie ma dla mnie znaczenia. To kolejny dowód na nieuczciwość Cenckiewicza.

Trochę bez związku z meritum sprawy, zarzuca mi, że nie znam obsady personalnej rezydentur SB. Można spytać, dlaczego więc Cenckiewicz po 9 latach badań dokumentów polonijnych w IPN sam jej nie ujawnił?  Zachowuje się tak jak piekarz, który sam ma puste półki, lecz odradza klientom kupowanie bułeczek u konkurencji. Tracący w tym momencie wszelką wiarygodność historyk używa nawet słowa „kłamstwo”, ale nie pisze na czym to „kłamstwo” w przypadku sprawy Jarmakowskiego, opisanej przeze mnie, miałoby polegać? 

Następnie Cenckiewicz włącza do swej „analizy” słowa wyrwane nie z mojego artykułu, lecz z bloga i dotyczące zupełnie innej kwestii – tragicznej sytuacji, w jakiej Jarmakowski znalazł się po 25 latach życia na emigracji i jego frustracji, z której (być może ?) wynika jego złowrogi stosunek do innych ludzi generalnie. I tu jeszcze raz mamy dowód na brak rzetelności Cenckiewicza nie tylko jako historyka, ale także człowieka.

Swego rodzaju „ciekawostką”, obrazującą charakter środowiska, w jakim obraca się broniony tak zaciekle przez Cenckiewicza człowiek, może być „wystąpienie” współpracownika Andrzeja Jarmakowskiego, niejakiego Krzysztofa Kocha (b. działacza Kongresu Polonii Amerykańskiej), który pytał na spotkaniu z Cenckiewiczem w SWAP w Chicago, czy śp. prezydent Lech Kaczyński jest gejem – patrz:

 

Także „publicystyka” Jarmakowskiego za oceanem wystawia mu jak najgorsze świadectwo – patrz:

http://www.polishclub.org/2013/08/24/dr-marek-ciesielczyk-o-agenturze-w-polonijnym-chicago/

Nieco później dotarłem do kolejnych dokumentów w IPN, które obrazowały inne, tajne kontakty Jarmakowskiego z rezydentami SB z konsulatu PRL w Chicago. Tym razem Cenckiewicz nie odważył się już bronić Jarmakowskiego – patrz:

http://niepoprawni.pl/blog/7578/odznaczony-dziennikarz-andrzej-jarmakowski-wspolpracowal-z-rezydentami-sb

Można odnieść wrażenie po lekturze mowy obrończej Cenckiewicza, że bardziej niż na wybieleniu polonijnego działacza, kontaktującego się wielokrotnie potajemnie z esbekiem, zależy mu na zdyskredytowaniu swego rodzaju „konkurencji” zawodowej. Dotychczas Cenckiewicz miał monopol na wiedzę na temat działań SB w środowisku polonijnym. Mniej więcej od roku 2008  monopol ten został przełamany przez piszącego te słowa. 

Cenkiewicz po kilkunastu latach badań w IPN nie ujawnił praktycznie żadnego istotnego nazwiska polonijnego esbeka. Ja już po kilku wizytach w archiwum IPN upubliczniłem dokumenty dotyczące np. KO „Tower” (Wojciecha Wierzewskiego), TW „Return” (Wacława Sikory – szefa małopolskiej „Solidarności”, który mieszka teraz w USA), TW „69” (Piotra Mroczyka), TW „Witold Słota” (Romana Żelaznego – b.pracownika RWE), KI „Fen” (Zygmunta Podbielskiego – szefa koła AK w Chicago) oraz materiały z IPN obrazujące kontakty z SB takich ludzi, jak: Józef Migała, Bob Lewandowski, Adam Grzegorzewski, Andrzej Jarmakowski, Andrzej Stypuła, Jerzy Srebrny czy też szkodliwe dla Polonii kontakty z Konsulatem PRL w Chicago Edwarda Moskala – b. Prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej. 

Patrz wywiad ze mną w telewizji POLONIA:

oraz informacje w Videofact:

http://videofact.blogspot.com/2012/02/marek-ciesielczyk-ujawnia.html

http://www.videofact.com/mroczyk.htm

http://videofact.blogspot.com/2013/02/ciesielczyk-w-usa.html

Jak wytłumaczyć racjonalnie to, iż wyniki mojej zaledwie kilkunastomiesięcznej (dorywczej) pracy badawczej w IPN wnoszą nieporównanie więcej do naszej wiedzy na temat działalności SB w środowisku polonijnym niż kilkunastoletnie badania Cenckiewicza, tak długo etatowego pracownika IPN? 

Wnioski mogą być chyba tylko dwa: albo Cenkiewicz jest wyjątkowo niesprawnym warsztatowo (bądź leniwym) historykiem, albo zachowuje tylko dla siebie (bądź jeszcze kogoś?) zdobytą w archiwach IPN wiedzę na temat działań SB w środowisku Polonii amerykańskiej?

Należy w tym miejscu zauważyć, iż sytuacja byłych esbeków w USA jest diametralnie różna od tej w Polsce. W naszym kraju włos z głowy nie spadnie b. esbekom (dotychczas nie było nawet przypadku pozbawienia kłamcy lustracyjnego mandatu parlamentarzysty). W USA byli współpracownicy komunistycznych służb specjalnych mogą stanąć przed sądem, mogą być deportowani, jako że popełnili na terenie USA przestępstwo. Dlatego też ujawnianie informacji na temat ich współpracy z SB jest działaniem dość ryzykownym (dla ujawniającego) – patrz: seria gróźb pod moim adresem:

 

Niejako już w P.S., odnosząc się do cytowanych przez Cenckiewicza na końcu jego tekstu słów Stanisława Kutrzeby, pozwolę sobie – nie bez powodu – zacytować opinię ojca współczesnej sowietologii, jednego z najwybitniejszych intelektualistów XX wieku, księdza profesora Józefa Bocheńskiego na temat mojej książki pt: „KGB – Z historii rosyjskiej i sowieckiej policji politycznej”, która była pierwszą pracą naukową w języku polskim na temat KGB:

„…jest to jedna z najlepszych prac naukowych w tej dziedzinie, jakie znam” – patrz np.: http://www.marekciesielczyk.com/opinie-nt-ciesielczyka/

 

Marek Ciesielczyk jest doktorem politologii Uniwersytetu w Monachium, pracownikiem naukowym Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Fellow w European University Institute we Florencji, Visinting Professor w University of Illinois w Chicago, autorem pierwszej w języku polskim książki na temat rosyjskich i sowieckich służb specjalnych, więcej: www.marekciesielczyk.com

kontakt z autorem: dr.ciesielczyk@gmail.com     tel. +48 601 255 849

 

0

Marek Ciesielczyk http://www.marekciesielczyk.com

dr politologii Uniwersytetu w Monachium, wykładowca sowietologii w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Dyrektor Centrum Polonii w Brniu (Małopolska), obecnie Redaktor naczelny pisma "Prawdę mówiąc" oraz portalu www.prawdemowiac.pl, więcej patrz: www.marekciesielczyk.com

183 publikacje
8 komentarze
 

4 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758