Jak Pitera świstek papieru uczyniła tajnym
31/01/2011
495 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Przedstawię króciutką historię słynnego raportu w sprawie CBA, który pilnie „tworzyła” minister Julia Pitera. Warto przy tym zwrócić uwagę na to jak zwykły świstek papieru nabywa klauzulę dokumentu tajnego. RAPORT NIE DLA RPO, BO TO NIE DOKUMENT 06.01.2008r. Pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją odmówiła udostępnia raportu w sprawie CBA Rzecznikowi Praw Obywatelskich Januszowi Kochanowskiemu. Odwal się gościu Powód? Bo raport o CBA to „nie jest dokument w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej”, tylko opracowanie dla premiera Donalda Tuska, które „ma mu pomóc w podjęciu decyzji i wyrobieniu poglądu na problem, którym się zajmuje”. I dalej pieprzyła jak nakręcona: – To nie jest dokument publiczny, to nie jest decyzja administracyjna, to nie jest protokół […]
Przedstawię króciutką historię słynnego raportu w sprawie CBA, który pilnie „tworzyła” minister Julia Pitera. Warto przy tym zwrócić uwagę na to jak zwykły świstek papieru nabywa klauzulę dokumentu tajnego.
RAPORT NIE DLA RPO, BO TO NIE DOKUMENT
06.01.2008r.
Pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją odmówiła udostępnia raportu w sprawie CBA Rzecznikowi Praw Obywatelskich Januszowi Kochanowskiemu.
Odwal się gościu
Powód? Bo raport o CBA to „nie jest dokument w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej”, tylko opracowanie dla premiera Donalda Tuska, które „ma mu pomóc w podjęciu decyzji i wyrobieniu poglądu na problem, którym się zajmuje”.
I dalej pieprzyła jak nakręcona:
– To nie jest dokument publiczny, to nie jest decyzja administracyjna, to nie jest protokół kontrolny instytucji publicznej, to nie jest opinia prawna zrobiona na zlecenie za pieniądze.
Zrób se sam raport
„W raporcie są rzeczy powszechnie znane i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby RPO zwrócił się z zapytaniem o dokumenty do tych samych instytucji, do których ja się zwracałam, czytając o tych wydarzeniach w prasie, np. kiedy była mowa o niebiezpieczeństwie dostępu do danych osobowych ZUS. Rzecznik mógł sam zgłosić się do prezesa ZUS i prosić o dokumenty w tej sprawie, tak, jak ja to uczyniłam. Są to dokumenty publiczne i do tego RPO ma prawo”.
Ze świstkiem do prokuratury
Pitera wyjaśniała w grudniu, że raport wymienia naruszenia prawa i nieprawidłowości w funkcjonowaniu służb.
– Nie w samych działaniach służb, ale w wewnętrznym funkcjonowaniu.
Według pani antyaferzystki, przynajmniej w trzech punktach była podstawa do zwrócenia się do prokuratury.
Tajna notatka
06.02.2008r.
O raporcie, jako zwykłej notatce Pitera mówiła też w Sejmie, odpowiadając na pytania posłów z komisji spraw wewnętrznych i administracji.
–To nie był żaden dokument, tylko zwykła notatka, dlatego nie zostanie ujawniona. Nie ma podpisu, ani tytułu, nie posiada też oznaczeń kancelaryjnych.
A gdy posłowie pytali o upublicznienie dokumentu, które zapowiadała Pitera w grudniu, usłyszeli:
–To była notatka, którą sporządziłam na prośbę premiera i tylko premier może zdecydować o ujawnieniu jej treści.
NIE DOKUMENT, TYLKO NOTATKA, ALE TAJNA
13.04.2008r.
–Raport o CBA jest oficjalnym dokumentem opatrzonym klauzulą „tajne” i przechowywanym w kancelarii tajnej – oznajmiła triumfalnie w kwietniu Pitera. –Dokument ma 36–38 stron i na pewno nie jest zbiorem luźnych notatek.
A dlaczegóż?
–Raport o CBA ma już klauzulę tajne z przyczyn właśnie takich, że dzisiaj już pracuję na materiałach tajnych – powiedziała Pitera w programie „Puls Tygodnia” w TV Puls. A później w Magazynie „24 godziny” dodała:
–Żeby ją zyskał musiałam czekać na audyt CBA.
ZROBIMY WAM ŁASKĘ I KAWAŁEK POKAŻEMY
24.11.2008r.
Po decyzji premiera w sprawie raportu o działalności CBA, który Tusk ocenił go jako „dość rzetelny, ale nie odkrywczy”, miał on zostać ujawniony. Ale Pitera od razu rozkrzyczała się, że nie wszystkie informacje mogą ujrzeć światło dzienne. W radiowej Trójce pytana czy np. dziennikarz powołując się na ustawę o dostępie do informacji niejawnych miałby dostęp do raportu odpowiedziała, że nie. Po czym oznajmiła:
–Jest pewne pensum informacji w każdym państwie, które mogą narazić na niebezpieczeństwo państwo, ludzi, bezpieczeństwo wewnętrzne. Ta informacja w stu procentach nie może ujrzeć światła dziennego. Może w jakiejś części.
W audycji telewizyjne podkreślała zaś z uśmiechem na twarzy, że wprawdzie premier poinformował o planowanym zdjęciu klauzuli poufności, ale „nie powiedział, że wszystko zostanie ujawnione opinii publicznej”.
PODSUMOWANIE
Tak skrzętnie ukrywany przed publiką raport, który w końcu okazał się „dość rzetelny, ale nie odkrywczy” (czytać należy wprost, że do dupy), ale Pitera zrobiła niezłe zamieszanie wokół swojej „mozolnej” pracy przy nim. Niespełna 40 stron sławetnego świstka papieru zostało wypromowane nie przez swoja zawartość, leczgłównie dzięki aktywności medialnej Pitery, która biła pianę ile sił, ogłaszając, co i rusz kolejne rewelacje. W końcu zaś czyniąc ze zwykłego świtka papieru (żaden dokument, zwykłe opracowanie, zwykła notatka, bez podpisu, bez tytułu, bez oznaczeń kancelaryjnych) dokument z klauzulą „tajne”.
Pitera rozdęła tak medialną akcję promocyjną wokół raportu, że sprawiła na wielu wrażenie, iż jest polską Matką Teresą walki z korupcją. W rzeczywistości jest zaś polską Matką Teresą od dorsza.
Dla mnie natomiast o jej arogancji najbardziej świadczy fakt, że na etapie jawnego jeszcze przecież świstka papieru, pracując za pieniądze publiczne, wypięła się na Rzecznika Praw Obywatelskich oraz pouczała go, że może sam sobie zdobyć materiały. Chora ambicja, niechęć osobista do RPO, a najprawdopodobniej także nakaz partyjny spowodowały, że jeden urzędnik opłacany z pieniędzy publicznych, nie udostępnił zebranych materiałów drugiemu urzędnikowi służby publicznej.
Pomijam przy tym zamieszanie i chaos z informacjami na temat raportu. Pitera widocznie nie wzięła sobie do serca fragmentu programu wyborczego Platformy: „Niezbędny jest wiarygodny program i sposób komunikacji społecznej”.