Bez kategorii
Like

JAK JA KOCHAM ALIOR BANK!!!

03/08/2011
466 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Panowie, jak to jest ta wasza wyższa kultura bankowości, to ja poprosze tą niższą, albo całkowity jej brak…

0


 A wszystko się zaczęło od dnia, kiedy pare lat temu zapłaciłam 240 pln prowizji za wypłatę z bankomatu. Wkurwiłam się. Niemiłosiernie. Dlatego, kiedy Alior Bank obiecał, że na całym świecie za darmolka, to sie pokusiłam. W tamtym czasie, jeszcze nie wiedziałam co to znaczy "za darmolka"…

Rok i dwa miesiące temu (na początku czerwca 2010), budząc się szczęśliwa ze swych darmowych wypłat w bankomatach i innych dobroci jakimi Alior bank dzień w dzień mnie darzył, otóż w dokładnie ten słoneczny, duszny poranek czerwcowy, będąc szczęśliwym, lekko skacowanym klientem Aliorbanku odkryłam raptownie, że na moim koncie brakuje paru tysiecy złotych. Wszystko byłoby naprawdę cudowne, gdyby nie MOJE PARE TYSIĘCY!! Więc za komórkę, a co!! Dzwonię do jakiejś kobity, co mi raz swoją wizytówke dała i pytam się po trzecim sygnale "GDZIE JEST MÓJ PIENIĄDZ NIEMAŁY??" ona po dłuższej rozkminie, ze są jakieś obciązenia i jak nie ja byłam dzisiaj o 8:45 (była 9:12) na Florydzie, ani wczoraj o 19:30 w Dublinie to dygaj panna do oddziału i reklamację wtem złóz! No to ja niewiele mysląc złapałam za Bieruta (mój ówczesny rower) i w tym upale i skwarze, spocona jak dziki borsuk dygam przez pół Warszawy, wkur… zdenerwowana jak gwint jasny. Wpadam tam. Fajnie. Jest klimatyzacja. Złapała mnie jakaś kobita i od słowa do słowa, podaj dowód, wchodzimy na konto, wypisujemy reklamację, drukujemy pół lasu niepotrzebnych papierów do podpisania (a podpisuję się dwoma imionami, nazwiskiem i z rozmachem, więc energii idzie na to, a idzie!!). Fajnie, już jest 12:30. Miło, że wieczór mnie nie zastał.Więc z plikiem papierstwa w łapce swej niedużej udałam się zabrać Bieruta dwie ulice dalej. Do komisariatu na Wilczą. Ledwo przypiełam mojego najukochańszego kompana do parkometru (żartuję, to była latarnia), ledwo wlezłam tam, ledwo coś powiedziałam, a już musiałam wyjść na szluga, bo przecież niezniese… Przygłupawy pan policjant, co dopiero z kibla wyszedł i rąk nie umył powiedział, że jak INTERNAT to trzeba czekać na AGENTA. Pół godziny. Więc czekałam. Poczciwy pan agent ujawnił się wreszcie. Był niski, miał wąs, śmierdział piwnicą i kartoflami i przedstawił sie jako "AGENT jakiś tam". Drodzy ja z natury swej radosna jestem, ale wtedy przechodziłam samą siebie. Do czasu. Usiedłam na krześle szkolnym na przeciw pana Agenta, on natomiast na przeciw komputera przenośnego typu laptop. Tuż obok naszej intymnej schadzki w pokoju zwierzeń siedział wielki, gruby, śmirdzący piwnicą i kartoflami, jarący ogromnego szluga funkcjonariusz. I dobrze. Już na samym początku zaczęły sie problemy z obsługą łaptopa. Następnie dostał do ręki dokumenty, co to mu przywlekłam te dwie ulice. Kiedy już nauczył się czytać błyskotliwie zapytał "Czy była Pani dzisiaj o godzinie 8:45 na Florydzie" (była godzina 13:00) przy rytmach podchichrującego się tłuściocha odrzekłam "Tak, właśnie wróciłam pekaesem". Wtedy rubaszny śmiech rozniesł się po całym budynku i okolicznych. Pan Agent w ten czas jorgnął się, że to taki niemiły dowcipas z mojej strony i lustrującym wzrokiem orzekł "Niee… żartuje Pani". Po kilku milych wymianach zdań i zapytaniach, gdzie najczęściej wybieram pieniądze z bankomatu i odpowiedziach gdzie popadnie i problemach natury czytelniczej i obsługi komputerowej. Przyszło do podpisywania dokumentów. O masz Ci los!! Jakie to szczęście, że obok pana Agenta siedział tłuścioch z giwerą (klimat trochę Gebelsa z Pit Bulla- może dlatego tak go miło wspominam =)), który wiedział, że jak jest napisane "tu podpisać" to należy podpisać tutaj, a nie na odwrocie i że jak jest napisane data to trzeba wpisać datę dzisiejszą, a nie urodziny szwagra itp. Szczęśliwie udało mi się wyjść z tego przybytku kartofli i piwnic. O juz wieczór!! Dobrze bo upał niemiłosierny był. 

Dokumenty policyjne w ząbkach swych białych zaniosłam do Alior banku, gdzie już wcześniej mnie poinformowali, że reklamacje to ok jeden miesiąc. No dobrze. Czekam. W między czasie, a dokładnie 21 lipca na swoim koncie odkryłam ubytek kolejnych (już nie tylu, ale nadal kilku) tysięcy. Fantastycznie, myślę sobie. Dobrze, że mnie okradli, bo co ja bym z takim pieniądzem zrobiła. No nic. Kalosze, polarek, Bierut i zapierniczam jak z motorkiem w dup… ie. No, no, wiem, wiem miesiąc. Po miesiącu od pierwszego zdarzenia, czyli ok pare dni później, wpadam do Alior banku przy ulicy Nowogrodzkiej. Jakaś lasencja zaczęła coś seplemić, że trudna sprawa, że Floryda, a ona to tam nie była (JA TEŻ NIE BYŁAM!!! mimo, że Pan Agent ma na ten temat inne zdanie) i ona nie wie, bo to trudna sprawa i Floryda, a ona na Florydzie to nie, bo w Dublinie to tak i w Biłgoraju też raz a i w Dębkach fajnie było… No dobrze to se czekam. Odwiedzając Alior Bank częściej niż dewotki kościół rozmawiając o tej sprawie z całym oddziałem, wiele Pań, jeden Pan, jakieś dzieci i rolnicy. No i nic. Trzy miesiące po zdarzeniu lipcowym od pewnej Pani dowiedziałam się, ze CI WSZYSCY LUDZIE CO MNIE PRZEZ OSTATNIE TRZY MIESIĄCE OBSŁUGIWALI, A NA MÓJ WIDOK UDAJĄC WIELCE ZAJĘTYCH, ALBO, ŻE SRACZKI DOSTALI, NIE ZGŁOSILI REKLAMACJI?? Was ist das??- pomyślałam. CZY WY WSZYSCY ROBICIE SOBIE ZE MNIE JAKIEŚ JAJA??. No więc od początku mój zamaszysty podpis na tonie makulatury, bez chęci do życia i kilku tysięcy. Sprawa się do tej pory niewyjaśniła… przynajmniej nie do końca.

Wywczas… deska, Alpy, włoska pizza, piwo za 5 euro litrami się leje, sklepów z zagraniczną oddziezą na pęczki. Konto obfituje w pieniądze, matka co i raz podsyła, idę do bankomatu wyjąć kilka stówek europejskiej waluty i cóż widzę. No właśnie nic. Wyobraźcie sobie drodzy, jesteście za granicą i okradają wam konto. Śmiechu po pachy. Dobrze, że mam sympatyczną przyjaciółkę i pożyczyła mi na to piwo za 5 euro i na te sklepy obfitujące a i jeszcze się wódeczki napisłyśmy =) Znowu ta sama procedura, reklamacja, podpisy, bez policji tym razem,bo już mi się nie chciało i efekt też ten sam. 

A ostatnio, kilka dni temu, kiedy to Alior Bank… (o tym następnym razem, bo jeśli chodzi o Aliorbank to ja mam wiele historii i nie można tak na raz wszystkiego) rodzicielka napisała mi w mailu "No widzisz Maryjka!! Ciesz się, że nie wszystko" i stąd powstała historia o tym jak to klient Aliorbanku po okradzeniu jego konta cieszy się, że nie wszystko…

 

To nie koniec mych przypadłości z Aliorem. Następny post powinien dopełnić wszystkie już aspekty mej słusznej nienawiści do Alior banku. Ale teraz pójdę oglądać Ekipę jak Bóg i ipla da.

Dobrej nocy a z rańca nie cieszcie się za bardzo… najpierw skontrolujcie stan konta=)

0

LombardZ

Beznamietna opowiesc, która jeszcze nikogo nie zachwycila, co wiecej, na to sie nie zanosi. Fascynujaca, oczarowana, zakochana. Rowerem. Na desce. Zastawiona w Lombardzie Zludzen, gdzie ziemia jest plaska jak wewnetrzna czesc dloni.

31 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758