Czyżbyśmy nie należeli już do NATO, a USA przestały być naszym największym sojusznikiem?
Wiodące media z Gazetą Wyborczą na czele, komentując wizytę ministra Święczkowskiego i prokuratora Pasionka w ambasadzie USA w Warszawie, swoim tonem przypominają klimat lat stalinowskich, a treścią wystąpienia ówczesnego osławionego naczelnego prokuratora wojskowego Stanisława Zarako-Zarakowskiego, protoplasty i zapewne idola towarzysza generał Parulskiego, a już na pewno brata Adama Michnika, Stefana.
Obce mocarstwo, w domyśle- wrogie. „Agenci wywiadu USA” zamiast normalnie- oficer łącznikowy FBI w Polsce.
Tajemnicza wizyta w ambasadzie i zapewne wspólne z imperialistami planowanie zrzutu żuka Colorado na nasze terytorium.
Czyżbyśmy nie należeli już do NATO, a USA przestały być naszym największym sojusznikiem?
Kiedy to się stało? Dlaczego media z gazetą Michnika na czele nie niepokoiły się nigdy innymi tajemniczymi rozmowami sprzed ponad roku?
Oto opowieść pułkownika Edmunda Klicha wygłoszona przed sejmowa komisją infrastruktury 6 maja 2010 roku:
„Rozpocznę od pierwszej informacji, o której – jak większość pewnie z państwa – dowiedziałem się o katastrofie z mediów. Nawet dzwonił jeszcze syn. Mówi: tato czy wiesz, co się dzieje? Włączyłem TVN 24, widzę, co się dzieje, w związku z tym natychmiast zacząłem się pakować i jadę do Warszawy, bo wiedziałem, że już może być problem prawny. Dlaczego? Dlatego, że samolot jest samolotem – był – samolotem lotnictwa państwowego. Załoga była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa państwowego, którego nie obejmuje załącznik 13 do konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym”
Ciekawe. Klich wie już, że załącznik 13 i cała konwencja w tym przypadku nie mają zastosowania, czyli nic tam po nim, a jednak pędzi jak błyskawica do Warszawy.
Dalej robi się jeszcze ciekawiej:
„Tak gdzieś w połowie drogi, chyba w rejonie Garwolina, bo ja mieszkam w Dęblinie i na weekendy jeżdżę do Dęblina, w tygodniu czy jak potrzeba to mieszkam w Warszawie, także nie ma jakiegoś problemu tutaj dojazdu, szybkości na miejsce wypadku czy coś. W połowie drogi dostałem telefon od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji Federacji Rosyjskiej, zastępca pani Anodiny – szefowej Mieżnonarodnej Awiacionnej Komisji… Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu Lotniczego. (…) On zadzwonił i powiadomił mnie, że jest katastrofa w Smoleńsku i traktuje to, jako telefoniczne powiadomienie, natomiast formalne będzie później. I było od razu pytanie o procedury, według jakich będzie ten wypadek badany. On zaproponował załącznik 13 do konwencji, bo myślę, że i według jego wiedzy, i ówczesnej mojej wiedzy, to jest jedyny dokument, który podpisała i strona polska, i Federacja Rosyjska, jako konwencję chicagowską tak zwaną z ’44 roku. Ja wtedy nie wypowiedziałem się jednoznacznie, ale też sądziłem, że to będzie jedyne rozwiązanie, to znaczy rozwiązanie, które ma jasne zasady prawne.”
Dalej w wywiadzie dla Gazety Polskiej Edmund Klich odzyskuje pamięć i coś sobie przypomina:
GP – Wkrótce potem – jako pierwszy, zanim zrobił to ktokolwiek ze strony polskiej – zadzwonił do Pana Aleksiej Morozow, wiceszef MAK?
Edmund Klich – Przy okazji chcę tu uściślić pewną informację: Morozow do mnie dzwonił, gdy jeszcze byłem w domu, a nie na trasie do Warszawy, jak powiedziałem w pierwszym przesłuchaniu sejmowym
Wiemy już kto i komu wydawał rozkazy wyjazdu i niestety nie były to organy polskiego państwa.
A kto tak naprawdę uczynił pułkownika Edmunda Klicha polskim akredytowanym?
Edmund Klich: „W kolejny dzień, to był poniedziałek, a i kolejny dzień godzina 13.00, tj. wtorek, trzynastego …przepraszam…o godzinie 12.00 podchodzi do mnie pan Morozow i mówi: pan premier Putin zaprasza, no nie mówi się pan w języku rosyjskim tylko jest wy czy ciebie, no jest to taka forma, jak w angielskim, mówi zaprasza ciebie na konferencję prasową do Moskwy na trzecią. Ja mówię, jak na trzecią? Przecież jest dwunasta. Chyba, że jakiś samolot, może przelecę się jakimś Tu-22 albo coś i to wtedy można, prawda? Wszystko możliwe jest, szczególnie w tak mocnym państwie. No i od razu zadzwoniłem do pana ministra Grabarczyka, bo coś tutaj ja za wysoko zaczynam gdzieś być postrzegany, prawda? No i w rozmowie, ja nie wiem czy była taka jasna akceptacja, ale wyczułem, że mogę się na to spotkanie udać do… Aha, bo później było tak: nie będę musiał lecieć do Moskwy, ale będzie telekonferencja i mam być w budynku w jakimś jednym z gubernatorów. Udałem się na tę konferencję. Pierwszy głos zabrał pan premier Putin, później jego zastępca pan Iwanow i jako trzecia pani Anodina, szefowa MAK-u, która jasno powiedziała, że będzie procedowanie według załącznika 13.”
I tak zanim polskie władze podjęły jakiekolwiek oficjalne decyzje, Putin zaprezentował światu wystawionego przez ruskich szachistów polskiego akredytowanego Edmunda Edmundowicza Klicha?
Oczywiście prokuratura tym się nie zajmuje wszak mamy do czynienia z bratnim mocarstwem, a Rosja w przeciwieństwie do USA to w pełni demokratyczne państwo prawa.