Dzisiaj rano się zerwałem.
Dresik, czapka, adidasy…
Dzisiaj rano się zerwałem.
Dresik, czapka, adidasy…
I na stadion pojechałem,
Tam, gdzie ćwiczą biegów asy!
Cóż, zrobiłem ze trzy koła,
Aby duch mi nie padł rychło.
Kiedym truchtał – mrok dokoła.
Kiedym skończył – serce zdychło!
No, zrobiłem jeszcze czwarte,
Tak na koniec, ale chodem!
Te poranki stokroć warte,
Lecz wróciłem samochodem.
Pewnie chwycą mnie zakwasy!
Ból co nogi mi opęta.
Lecz za rok to myśmy asy!
Wszak do gwiazd jest droga kręta.
Jutro rano też się zerwę,
Chociaż jadę pod Suwałki!
Fakt, że biegam daje werwę,
Choć to krótkie są kawałki.
Ale trening mistrza czyni!
Mimo, że na głowie siwo,
Choć mój brzuch podobny dyni
I uwielbia zimne piwo,
To za rok przed naszym złazem
Wystartuję, chwycę metę…
Może by tak wszyscy razem…?
No, to może choć sztafetę?
PS. Jest to wierszyk sprzed kilku lat, niestety. =;-(