Bez kategorii
Like

Ja, oszust! II

17/01/2012
465 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Dokończenie posta „Ja, oszust!”

0


   Kontynuacja

  Zaraz po przyjeździe do tego nadmorskiego miasta zaczepiło mnie  dwóch młodzieńców. Spodobała im się moja gitara i chcieli ją chociaż dotknąć. Pozwoliłem. Potem ich jeszcze widziałem kilkakrotnie. Przechodzili obok miejsca gdzie grałem, zawsze się pytali jak mi idzie. Na drugi dzień też mnie spotkali. Zdziwili się, że już nie gram, tylko rozdaję jakieś obrazki. Wytłumaczyłem dlaczego. Od słowa do słowa i jakoś się tak zgadaliśmy, że też by ich to interesowało. Właśnie szukali pomysłu jak zarobić na wakacje. Pomysł im się spodobał. Ja także nie miałem nic przeciwko żeby ich wtajemniczyć w swój biznes. Nawet się ucieszyłem. Razem będzie raźniej.  

   I tak już zostało do końca lata, a nawet trochę dłużej. Przejechaliśmy wspólnie całą Polskę. Bywaliśmy w co bardziej atrakcyjnych miejscach. Nad morzem, w górach albo w dużych aglomeracjach. Wszędzie dało się tyle zarobić by starczyło na życie. Nie musieliśmy zaciskać pasa. Nigdy. Byliśmy tylko ograniczeni dostępnością obrazków. Choć i to nie zawsze. Raz nam ich zabrakło w Mikołajkach. W sklepie były kadzidełka więc chodziliśmy z nimi. Trochę tylko zmodyfikowałem tekst, który wygłaszaliśmy. Byliśmy teraz biednymi studentami, a tekst na tyle zabawny, że trudno było coś nie dać. Innym razem były to magiczne kamienie. Chyba z jeziora Gopło. Chociaż naprawdę wygrzebałem je własnoręcznie z jakiejś piaskownicy. Nie ważne. Liczył się pomysł. Gdy już była taka możliwość znowu wracaliśmy do obrazków. 

   W tychże Mikołajkach napotkaliśmy pewnego człowieka. Był wysokiej rangi urzędnikiem, dobrze zarabiał. W weekendy, w czasie wolnym od swojej pracy, pomagał chorym dzieciom. Nie zważając na pogodę, czy padał deszcz, czy prażyło słońce był zawsze na posterunku. W wolne soboty i niedziele. Chodził wtedy z "cegiełkami" na te biedne dzieci. Po trzy złote od sztuki. "Cegiełki" wyglądały tak: zdjęcie chorego dziecka, z tyłu pieczątka z nazwiskiem i imieniem tegoż dziecka oraz numerem telefonu do rodziców. W razie wątpliwości można  było do nich zadzwonić. Ten Pan, który te "cegiełki" dla tych bidaków roznosił patrzył  na nas z pogardą, jak na oszustów. Czemu się wcale nie dziwiłem.

   Ta sytuacja tak mnie rozbiła, że nie mogłem dalej pracować. Poczucie winy było wielkie. Koledzy zaczęli się o mnie martwić. Nic nie pomagały różnego rodzaju rozmowy mające na celu mnie zmotywować. Czułem się tak podle, że nie potrafię nawet tego opisać. 

   Robert (jeden z moich wspólników roznoszących obrazki) nie mógł już na to patrzeć. Poszedł do sklepu i kupił pół litra dobrej wódki. Do tego jeszcze karton piwa. 24 sztuk. Skinął na mnie bym za nim poszedł. Co też uczyniłem. Rozłożył się z tym całym alkoholem, o dziwo, w pobliżu tego gościa od "cegiełek". Chciał mnie chyba jeszcze bardziej dobić. Tak wtedy pomyślałem. Było mi już wszystko jedno.

   Sączyliśmy to piwo na smutno. Prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Pan od "cegiełek" patrzył na nas z jeszcze większą pogardą. Jeśli to możliwe. Po jakimś czasie Robert do niego zagadał:

 – Może się Pan z nami napije piwa?

   Gościu chwilę się zastanawiał, po czym machnął ręką:

 – Jedno mogę. Taki upał.

   Bylem bardzo zdziwiony. Ale nic się nie odzywałem. Wypiliśmy wspólnie jedno piwo. Potem drugie i trzecie. Po piątym przyszła kolej na wódkę. Gościa nie trzeba było prosić. Sam sobie już polewał. I zaczął mówić:

 – No, chłopaki. Uratowaliście mi życie; taki upał.

 – I tak Pana podziwiam. Cały dzień na nogach. Od rana do wieczora. I to tak za friko.

   Człek już był gotowy. Na szczerą rozmowę. Im bardziej był pijany to ja tym bardziej trzeźwiałem. Na koniec dostał jeszcze ode mnie w ryja. Do dzisiaj żałuję, że tylko raz. 

   Okazało się, że dzieci to tylko pomysł na dochodowy interes. Zajmował się tym od lat,a praca na cały etat była tylko dodatkiem. Przez ten czas zdążył sobie wybudować dom, co roku jeździł z rodziną na luksusowe wakacje, stać go było na kosztowne hobby. A wszystko to zawdzięczał tym biednym dzieciom, pomysłowości i organizacji "charytatywnej". Z trzech złotych 2,5 złotego brał dla siebie, 45 groszy oddawał organizacji "charytatywnej", a całych 5 groszy lądowało w kieszeni osoby potrzebującej. Choć tego ostatniego już nie byłbym taki pewny.

   Potem się jeszcze przekonałem osobiście, że wystarczy parę stówek by się zalegalizować. Po pójściu do pierwszej lepszej  organizacji "charytatywnej i zapłaceniu odpowiedniego haraczu dostawało się ładną, firmową puszkę na pieniądze i twarzowy identyfikator. I już można było legalnie oszukiwać mając błogosławieństwo państwa.

   Moja dziewczyna ma bardzo chore dziecko i NIGDY nie dostała nawet grosza od żadnej organizacji. O, przepraszam. Dostała. Tylko, że to już inna historia i nie Polska organizacja. 

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758