O tęsknocie za Polską i skomplikowanej sytuacji człowieka z podwójną
polsko-żydowską tożsamością opowiadają Mikołajowi Grynbergowi pochodzący z Polski obywatele Izraela. Książka „Ocaleni z XX wieku” właśnie trafiła do księgarń.
krajobraz, zapachy. Wszyscy też doskonale mówią po polsku, niekiedy w ich mowie słychać polszczyznę przedwojennych polskich Żydów z charakterystycznymi błędami. "Ponieważ nikt już nie używa języka polskiego z takim wdziękiem jak oni, postanowiłem zaniechać jakichkolwiek prób korygowania" – pisze Grynberg.
Reporter zdecydował się na dokładny zapis rozmów ze swymi bohaterami i dzięki temu udało mu się zachować szczególny charakter tych spotkań. Widać, jak w niektórych wypadkach musiał przełamywać nieufność rozmówców, opowiadając o wojennych losach swych żydowskich dziadków i rodziców. Przewijającym się w wielu rozmowach motywem są rozważania nad kwestią "dobrego" czy też "niedobrego" wyglądu Mikołaja Grynberga. Kilku rozmówców ocenia, że podczas okupacji wygląd dawałby mu pewne szanse ukrywania się "po aryjskiej stronie", inni uważają, że Grynberg miałby ze swoim wyglądem kłopoty.
Ze wspomnień ocalałych wyłania się nieschematyczny obraz przedwojennych stosunków polsko-żydowskich. Obok opisów prześladowań, wyobcowania, szykan, jakie spotykały obywateli wyznania mojżeszowego, można trafić na wspomnienia pełne ciepła.
Samuel Willenberg mówi, że w częstochowskiej dzielnicy polskiej i żydowskiej biedoty na podwórkach nie było barier pomiędzy dziećmi żydowskimi a polskimi. Samuel kilka razy uciekł ze szkoły z polskim przyjacielem o nazwisku Stępień. Dwóch 14-latków – Żyd i Polak – odbyło podróż bez biletu ekspresem Wiedeń – Warszawa, za drugim razem dotarli bez pieniędzy, podróżując pociągiem i statkiem, aż do Gdańska. Samuel podczas okupacji trafił do Treblinki, skąd udało mu się zbiec, podczas ucieczki pomogła mu, dając pieniądze, zupełnie obca polska kobieta.
"To ja ci muszę powiedzieć jeszcze o Polakach. Ja nie mam im za złe, że oni nie ratowali Żydów. Nie mam pretensji, że nie ukrywali Żydów. Słuchaj, ja nie wiem, czy ja bym się nie bał ciebie ukrywać w tamtych czasach, ale ja bym nigdy ciebie nie wydał" – mówi Grynbergowi Kuba Wodzisławski, urodzony w 1936 roku w Częstochowie.
Podczas okupacji udało mu sie uciec z Auschwitz, a gdy szukał schronienia, znalazł je u Polaków. Najpierw pomógł mu członek Narodowych Sił Zbrojnych, zdeklarowany antysemita, nie mając jednak świadomości, że ratuje życie Żydowi. Potem Wodzisławski trafił do polskiej wieśniaczki, Hajdasowej, która przechowała ośmioro Żydów. Wodzisławski zapamiętał ją jako "świętą kobietę". Żonę Kuby Wodzisławskiego – Irenę – uratowała podczas okupacji polska kochanka jej ojca, angażując w przechowywanie żydowskiej dziewczynki całą swoją rodzinę. Władka Kornbluma przechowała przekupka z Kercelaka, która go biła, a za przechowywanie pobierała pieniądze. Ale przekupka źle traktowała nie tylko żydowskie dziecko powierzone swojej opiece, ale także własnego pasierba, z którym Władek serdecznie się zaprzyjaźnił.
Wielu rozmówców Grynberga czuje, że wybór Izraela jako ojczyzny został im narzucony przez nieprzychylną postawę Polaków – zaraz po wojnie czy też pod koniec lat 60. Efraim Laadan, którego dziadek i ojciec służyli w polskim wojsku, mówi z goryczą: "Chciałbym powiedzieć, że Polska to mój kraj i ojczyzna, ale nie mogę, bo mój kraj i ojczyzna mnie nie chciały". Ale są też tacy, którzy od polskości nigdy sie nie odcięli i do dziś dnia żyją polskimi sprawami. Przykładem może być literaturoznawca Ryszard Loew, specjalizujący się w recepcji polskiej literatury w Izraelu. Jego rodzina wyjechała z Krakowa w 1950 roku. Loew przez 40 lat wytrwale i bezskutecznie składał w Izraelu podania o przyznanie polskiej wizy, nigdy nie zapomniał Krakowa, nigdy nie stracił kontaktu
z polskimi przyjaciółmi. "Głowę mam raczej w Krakowie" – tak mówi Grynbergowi.
Większość rozmówców Grynberga wyjechała z Polski zaraz po wojnie, albo w latach 50. Wszyscy, którzy trafili do Izraela w tym czasie wspominają bardzo złą atmosferę otaczającą ocalałych z Zagłady. "Ja się wstydziłam, że żyję" – mówiła Cypora Laadan. "Przyjechałam tutaj, a oni wszyscy na nas napadali: +Dlaczego wyście się nie buntowali?+, +Jak mogliście dać się tak zabijać?. Ja chowałam numer, co Niemcy zrobili mi na ręku" – mówi Cypora. "Tutaj się budowało nowe państwo. Potrzebni byli dzielni ludzie, a nie jakieś niedobitki z wojny. Oni chcieli walczących pionierów, a nie niedobitków z Holokaustu" – wspomina jej mąż. Dla Izraelczyków przełomem w dyskursie o Holokauście stał się dopiero proces Eichmanna w 1961 roku, dopiero wtedy izraelska opinia publiczna zainteresowała się wspomnieniami ocalałych.
Jak wynika z zebranych przez Grynberga wspomnień, po wojnie w Izraelu znalazło się tak wielu polskich Żydów, że nie było problemu z komunikowaniem się po polsku na ulicy, wychodziły gazety po polsku, polskie książki w bibliotekach można było poznać po najbardziej zużytych przez licznych czytelników okładkach. W światowej literaturze istnieje stereotyp "żydowskiej matki" – nadopiekuńczej, obsesyjnie zamartwiającej się o dzieci, faworyzującej synów. W Izraelu ten typ kobiet określany jest jako "polska matka", która – jak głosi przysłowie – ma "męża idiotę, syna geniusza i pełną szafę szmat".
Autor "Ocalonych z XX wieku", Mikołaj Grynberg, z wykształcenia psycholog, od dwudziestu lat zajmuje się fotografią, a od niedawna – autorskimi projektami, w których za pomocą fotografii i tekstu opisuje ludzkie losy wplecione w wielką historię.
Jest autorem książki "Auschwitz. Co ja tu robię?", która ukazała się w 2010 roku nakładem wydawnictwa Muzeum Auschwitz-Birkenau. Książka "Ocaleni z XX wieku" ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki.
(PAP)
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."