W świadomości wielu z nas utarł się schemat myślenia o mieszkańcach poszczególnych krajów jako o jednym narodzie. Być może jest to w jakimś stopniu spuścizna po czasach PRL-u. Wówczas to w ramach umysłowego przetwarzania Polaków na bezosobową, szarą masę zaczęto wmawiać ludziom, że np. język kaszubski to „gwara”, że regionalizm jest obciachowy itd. Takie wzorce myślowe zaczęliśmy przenosić na inne kraje, by po chwili ze zdumieniem skonstatować, że Czesi i Słowacy nie wiadomo czemu nie chcą już być razem, a Słoweńcy i Chorwaci mają powyżej uszu federacyjnej Jugosławii.
Co prawda jeżdżąc na Zachód nauczyliśmy się, że Bask to nie Hiszpan, a Szkot to nie Anglik, jednak do Indii podróżujemy stosunkowo mało i wciąż mamy kłopot z tym krajem. Stąd Hindusi jawią się jako jeden naród, podobnie wyglądający, wyznający jedną religię (ach, te święte krowy!). Nie tak dawno temu na którymś z internetowych forów jedna pani wyrażała zdziwienie, dlaczego na filmach z Bollywood Hindusi są podobni do Europejczyków, podczas gdy ona na wycieczce do Indii widziała przeważnie Hindusów ciemnoskórych…
Media też wiedzy o Indiach nam zbytnio nie przydają. Nieraz słyszymy zwroty typu „Hindus”, „indyjskie kino”, „kuchnia hinduska”. Same w sobie nie są nieprawidłowe, ale przyczyniają się do utrwalania wizerunku Indii jako etniczno-kulturowego monolitu. W efekcie mało kto wie, że Indie to nie to samo, co Chiny, gdzie ponad 90% ludności stanowi dominująca grupa etniczna i gdzie praktycznie cała ludność należy do rasy żółtej (mongoloidalnej). Indie bowiem są niesamowitym konglomeratem skupiającym wszystkie rasy ludzkie, a nadto mnóstwo różnych wierzeń, tradycji, języków, alfabetów, obyczajów, ba, nawet kuchni. To podstawowa przyczyna, dla której Indie są krajem federacyjnym. Mało kto w Europie wie, że różnice pomiędzy poszczególnymi indyjskimi stanami w mowie, obyczajach czy nawet karnacji skóry są większe niż pomiędzy Grecją i Norwegią. Nawet robiące w ostatnich latach światową karierę indyjskie kino to nie tylko Bollywood w języku hindi. To także szereg innych dużych ośrodków filmowych tworzących filmy w takich językach jak: bengalski, kannada, tamilski czy telugu.
Właśnie, języki… W tym tekście na nich się skupię, bowiem to ich mnogość ilustruje najlepiej zróżnicowanie Indii. Największa grupa mieszkańców Indii używa języka hindi. Jeśli liczyć ich łącznie z użytkownikami pokrewnego urdu (język urzędowy Pakistanu), to grupa ta liczy ok. 500 mln ludzi w północnych Indiach i Pakistanie. Drugim ważnym językiem jest bengalski. Językiem tym włada na co dzień 90 mln użytkowników w Indiach (stan Bengal Zachodni) i 160 mln w Bangladeszu, czyli razem 250 mln osób. Hindi i bengalski należą do indoaryjskiej grupy języków indoeuropejskich. Do grupy tej zaliczamy też takie języki jak: pendżabski (ok. 110 mln użytkowników, z czego 3/4 w Pakistanie), gudżaracki, marathi, assamski i inne. Żeby jeszcze nie było zbyt prosto, w hindi-urdu funkcjonują dwa alfabety (dewanagari i arabski), a w pendżabskim nawet trzy (dwa wspomniane oraz gurmukhi). Na marginesie dodajmy, że do języków indoeuropejskich należy też m.in. syngaleski na Sri Lance, sindhi w południowym Pakistanie oraz nepali. Swego rodzaju „łaciną” subkontynentu jest sanskryt, wymarły język, który pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką. Wykazuje on sporo podobieństw m.in. z językami słowiańskimi, np. w zakresie liczebników oraz określeń pokrewieństwa. Z sanskrytu pochodzą współczesne języki indoaryjskie jak hindi.
Bardziej uporządkowana sytuacja istnieje wśród języków drawidyjskich. Dominują wśród nich cztery wielkie języki stanowe: telugu w Andhra Pradesh (ok. 90 mln użytkowników), tamilski w Tamil Nadu (ponad 70 mln), kannada w Karnatace (ponad 60 mln), wreszcie malajalam w Kerali (ponad 30 mln). Każdy z tych języków ma swój własny alfabet i bogate piśmiennictwo.
Mało bólu głowy z językami i pismami. Zdarza się, że tym samym językiem mówią ludzie o karnacji podobnej do południowych Europejczyków, jak i o czarnej niemal jak Afrykanie. Wynika to m.in. z tego, że koczowniczy indoeuropejscy Ariowie jako najeźdźcy podporządkowali sobie rozwinięte, osiadłe ludy drawidyjskie, stopniowo organizując system kastowy, który w znacznym stopniu zablokował mieszanie się różnych ras. Z tego powodu ludzie z kast wyższych mają cerę jaśniejszą niż ci z kast niższych. Oczywiście dotyczy to wyznawców hinduizmu. Wyznawców innych religii system kastowy nie funkcjonuje, np. wśród muzułmanów, sikhów, buddystów czy chrześcijan. I jakkolwiek mieszkańcy indoaryjskiej Północy z reguły mają przeważnie jaśniejszą cerę niż ludy drawidyjskiego Południa, to jednak różnice antropologiczne pomiędzy kastami są chyba nie mniejsze niż poszczególnymi z dużych narodów Indii. Wyjątkiem są ludy plemienne, ale o nich nieco dalej.
Oprócz tego w Indiach występuje mnóstwo języków, dialektów i narzeczy używanych przez małe grupy etniczne, m.in. należące do rodziny austroazjatyckiej (tej samej, do której należy m.in. khmerski i wietnamski), oraz chińsko-tybetańskiej (grupa tybeto-birmańska). Językami chińsko-tybetańskimi mówią głownie mieszkańcy stanów Siedmiu Sióstr, wciśniętych między Bhutan, Chiny, Birmę i Bangladesz. Są to ludy zaliczane do rasy żółtej. Jeśli chodzi o ludy mówiące językami austroazjatyckimi, posiadają one cechy rasy żółtej i czarnej. Spora cześć tych ludów i plemion, zamieszkałych od tysięcy lat w odległych rejonach uniknęła najpierw hinduizacji, a potem islamizacji, zarówno w sensie religijnym jak i kulturowym. Takich autochtonów określa bardzo szerokie pojęcie Adiwasi, czyli „pierwsi mieszkańcy”. Jest ich szczególnie dużo w centralnych Indiach, w pasie rozciągającym się od Radźastanu na zachodzie po Bengal Zachodni na wschodzie. W XIX w. znaczna część z nich przyjęła chrześcijaństwo, mimo to konwertyci nie zostali odrzuceni przez resztę społeczności plemiennej. Jak widać, plemieńcy okazali się bardziej tolerancyjni niż podobno bardziej od nich cywilizowani wyznawcy hinduizmu i islamu. W przeciwieństwie do systemu kastowego, który jest zespołem sztywnych relacji społecznych, Adiwasi zachowali pradawną strukturę plemienną, której celem jest stworzenie samowystarczalnej wspólnoty. Nie uznają oni żadnej władzy zewnętrznej, oprócz tej, która istnieje wewnątrz ich grupy. Z reguły też różnią się fizycznie od hinduskich czy muzułmańskich sąsiadów. Do rzadkości wśród nich należą osoby o cechach typowych dla rasy białej.
Jak widzimy, Indie to istny tygiel etniczno-językowy. To dodatkowy czynnik, który sprawia, że ten kraj jest tak fascynujący. Nie tylko dla antropologa, etnografa czy językoznawcy, ale dla każdego, kogo fascynuje ludzka różnorodność i niepowtarzalność.
P.S. Wracając do pani, która dziwiła się, że aktorzy z Bollywood nie wyglądali tak samo jak inni. Otóż bollywoodzki kanon piękna polega na tym, że im cera jaśniejsza tym uchodzi za ładniejszą i bardziej elegancką. Moda na opaleniznę, którą dawno temu w Europie wylansowała Coco Chanel, nie przebiła się w kraju, w którym ciemna skóra kojarzy się z ubóstwem i niskim pochodzeniem społecznym. Dlatego producenci dobierają sobie takich aktorów i aktorki, którzy są atrakcyjni w oczach widzów. A że w ponad miliardowym kraju nie brak ludzi o jasnej karnacji i europejskich rysach, więc wybierają takich, jakich widzimy potem na ekranie.