Żeby zrozumieć, jak wspaniałą zdobyczą i wartością jest immunitet wystarczy przypomnieć sobie ten fragment z książki Aleksandra Dumasa „Trzej Muszkieterowie”, kiedy to Kardynał de Richelieu wręcza list, rodzaj glejtu Milady o treści mniej więcej takiej: „z mojego rozkazu i na moją odpowiedzialność posiadacz tego listu uczynił, to co uczynił”. I basta i tyle. Czyż nie wspaniałe zapewnienie bezkarności i braku wyrzutów sumienia? We wspomnianej książce cała sprawa pomimo śmierci kochanki D’artagnana przybiera na koniec dobry obrót, bo glejt ów wpada w ręce Muszkietera i służy wybawieniu z opresji całej ich czwórki, co jest swego rodzaju ironią losu, który na ten krótki moment odwraca się od złowieszczego Kardynała.
Cóż, kiedy dobre zakończenia (happy endy) zdarzają się jedynie w baśniach i co lżejszych powieściach. W życiu ów glejt, którego współczesnym odpowiednikiem jest właśnie immunitet nie posłuży obywatelom, by ci użyli go na swoją obronę. Został bowiem dożywotnio przypisany w większości kaście pasożytów i cyników. Stał się narzędziem rozgrzeszenia i wszelkiego wytłumaczenia, nawet z działań o charakterze ewidentnie kryminalnym. Pomimo tego nikt nie wydaje się być tym faktem zdumiony, co tylko dowodzi, jak wielka jest siła przyzwyczajenia wspartego odpowiednią propagandą.
A przecież mówimy o ludziach, którzy mają decydujący wpływ na nasze życie. Na jego jakość mierzoną choćby poziomem bieżącego zadowolenia i obawami o przyszłość. Czy nie powinno więc być na odwrót? Że immunitetowe grono nie tylko immunitetu, ale nawet specjalnej ochrony posiadać nie powinno? Za to winno być pod nieustannym nadzorem i podlegać sankcjom na równych prawach? Więcej nawet, za podobne przewiny powinno być karane dotkliwiej a za ciężkie znacząco dotkliwiej, bo działając z mandatu obywateli dokonało szkody nie pojedynczej, ale zbiorowej i zawiodło zaufanie jako tegoż zaufania mężowie, czyli ludzie, którym swój los powierzyła właśnie zbiorowość. Tym bardziej, że żywi się naszymi pieniędzmi i to jak słyszymy, w odniesieniu chociażby do urzędników UE kwotami, które zwykłego człowieka przyprawiają o zawrót głowy.
Nie dość, że zborowa korporacyjna solidarność i prawo przez tę korporację tworzone nie pozwalają odebrać tego nieuprawnionego dobra, w które opływają posłowie et consortes , to na dobitkę indywidualne sumienie (wiem śmiech na sali, kiedy mowa o sumieniu polityka) niektórych nie zmusza ich do złożenia mandatu parlamentarnego pomimo wyraźnej tego zapowiedzi, gdy zawiodło się tzw. elektorat.
Chociaż nie… doświadczenie pokazuje, że teoretycznie można wyobrazić sobie sytuację, w której poseł, senator dobrowolnie zechcą złożyć swój mandat. Wtedy, kiedy mowa o mandacie drogowym. Bo to, co zwykłego człowieka stawia w stan oskarżenia u nich jest stanem… wyższej konieczności państwowej i oczywiście wchodzi w zakres sprawowanego mandatu. Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
3 komentarz