Im gorzej dla PO, tym lepiej dla PiS. Naprawdę o to chodzi?
13/02/2011
461 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
No niech będzie, że-m naiwny głąb. Im bardziej życzę PiS zwycięstwa, tym bardziej zaostrza się moja krytyka największej partii opozycyjnej. Strzelam sobie w stopę, bo i tak nikt moich rad nie weźmie sobie do serca. Co najwyżej wyklnie mnie z klubu jedynych patriotów. Dzisiaj piszę ten tekst z taką właśnie misją wiodącą: chcę sobie strzelić trzy razy w stopę. Strzał pierwszy. Co musi uczynić Jarosław Kaczyński, by odzyskać władzę? Wyznawcy teorii, że im gorzej (w PO), tym lepiej dla Polski (znaczy się dla PiS) uważają, że nic szczególnego nie musi. Musi tylko zewrzeć szeregi bojowe sprawdzonych i wiernych działaczy, by nie przygarnąć znów do łona matki partii zdrajców lub karierowiczów. PO i tak utonie, bo równia pochyła oraz grawitacja zrobią […]
No niech będzie, że-m naiwny głąb. Im bardziej życzę PiS zwycięstwa, tym bardziej zaostrza się moja krytyka największej partii opozycyjnej. Strzelam sobie w stopę, bo i tak nikt moich rad nie weźmie sobie do serca. Co najwyżej wyklnie mnie z klubu jedynych patriotów.
Dzisiaj piszę ten tekst z taką właśnie misją wiodącą: chcę sobie strzelić trzy razy w stopę.
Strzał pierwszy.
Co musi uczynić Jarosław Kaczyński, by odzyskać władzę? Wyznawcy teorii, że im gorzej (w PO), tym lepiej dla Polski (znaczy się dla PiS) uważają, że nic szczególnego nie musi. Musi tylko zewrzeć szeregi bojowe sprawdzonych i wiernych działaczy, by nie przygarnąć znów do łona matki partii zdrajców lub karierowiczów.
PO i tak utonie, bo równia pochyła oraz grawitacja zrobią swoje. Sondaże już to notują, a i media mainstreamu przynoszą pierwsze wieści, że źle się dzieje w obozowisku Donalda Tuska. Jego hufce same się demilitaryzują i jakoś tak, bez wiary w przyszłość przy wodzu, dzielą na frakcje i fronty bojowe. Nawet Stefanowi Niesiołowskiemu jakby szczęka opadła i amunicja jadu nienawiści się wyczerpuje.
Co osłabia Platformę? Obiektywnie, wydaje się, że te same czynniki, które pozbawiły wcześniej władzy AWS i SLD. Po pierwsze: Brak realizacji programu wyborczego, afery zamiatane pod dywan bez najmniejszych skrupułów i nieudolność rządzenia (wyjątkowa w historii III RP); a po drugie: konflikty wewnątrz partii, które wydają się narastać i przy aktualnej dynamice mogą rozerwać PO jeszcze przed wyborami.
Konfliktom warto poświecić pięć zdań. (1) Są groźne dla PO, bo działają tu siły odśrodkowe jak na karuzeli, która ma się rozpaść, bo spawy zardzewiały, lecz kto i gdzie ciągnie wciąż mało wiadomo. (2) Trzeba zrobić poważną analizę, o co naprawdę spiera się Tusk ze Schetyną, Raś z Gowinem, Grabarczyk ze Schetyną i Gowinem? (3) Czy Tuskowi wystarczy charyzmy, by na powrót skonsolidować partię wokół wspólnego wroga, jakim musi pozostać Jarosław Kaczyński? (4) Z jaką klasą pomocną dłoń do Donalda Tuska wyciągnie prezydent Bronisław Komorowski? (5) Co uczyni Jarosław Kaczyński? Jak widać, zdania, to pytania – nie bez kozery.
Za wcześnie na poważną diagnozę, a co dopiero mówić o prognozie. PO się rozpadnie, albo nie; PiS przejmie władzę, albo nie. Klucze do decyzji o przegrupowaniach na scenie politycznej związanych z rozpadem PO zdaje się trzymać w ręku dwóch ludzi: Bronisław Komorowski i Grzegorz Schetyna. Czy zagrają w duecie? Trudno to wyspekulować. Klucze do przegrupowania na scenie politycznej, w związku z wyborami parlamentarnymi, zdaje się jednak dziś trzymać Jarosław Kaczyński.
Mój pierwszy strzał wiąże się z tezą, że on nie chce tych kluczy, albo chce niedostatecznie, bez woli na zainicjowanie kilku poważnych ruchów.
Strzał drugi.
Najkrócej, jak się da, w związku z reżimem zwięzłości formy felietonu, opiszę to tak.
(1) Jarosław Kaczyński stoi dziś przed dylematem: (a) konsolidować PiS wokół ludzi, których już ma w drużynie, czy (b) otworzyć się na nowe środowiska i podjąć wysiłek utworzenia szerokiego ruchu społecznego wyrastającego na patriotyzmie i niezadowoleniu z rządów obecnej koalicji?
W wariancie (a) mniej ryzykuje, i choć nie da się wykluczyć zwycięstwa, wydaje się, że ewentualny rząd Jarosław Kaczyński będzie musiał sklejać z innymi partiami, takimi jak PJN i PSL, a być może – w wariancie rozpadu PO – z udziałem ludzi od Schetyny i Gowina. (Czy wówczas do polityki powróci np. Jan Rokita?) W wariancie (b) ryzyko, że nie uda się osiągnąć wyniku z wariantu (a) praktycznie nie istnieje, ale trzeba by wykonać kwantowy skok świadomości w kierunku wiary w polski naród oraz wykonać robotę godną Herkulesa, gdy zabierał się za porządki w stajniach Augiasza.
Korzyści z wariantu (b) są dość wymierne. Nie chodzi przy tym tyle o wynik, co o zaktywizowanie szeregu środowisk, których nikt nie reprezentuje w obecnej polityce polskiej oraz o przywrócenie poczucia elementarnej sprawiedliwości. To praca od podstaw, którą należy rozpisać na długie lata. I założyć, że da się ją przeprowadzić w oparciu o szeroki ruch społeczny i niekosmetyczną wymianę nieefektywnej klasy politycznej. Chodziłoby bowiem o zmiany bardziej gruntowne, których głównym celem powinno być usunięcie patologii ustroju III RP. (Nie tu o tym ani słowa nie będzie.)
(2) Słowo o obecnych kadrach PiS, wojujących na frontach wojny domowej, jednak się pojawi. A sformułuję je tak, żeby wykonać drugi strzał we własną stopę. PiS ma kilku świetnych wojowników do walki frontowej, kilku świetnych pracowników do czarnej roboty w Parlamencie i…I to byłoby na tyle. Reszta to jakaś magma. Ogon, zbyt wielki, by skutecznie rządzić, którym pies dowództwa macha.
Skuteczne rządzenie wymaga kadr (a), natomiast dryfować do władzy we współczesnej Polsce da się i bez takiego atutu (b). Przykładów mnóstwo, że (b) jest prawdziwe, dostarczył w ostatnich latach sam guru młodych, wykształconych, z wielkich miast, Donald Tusk. Ponad piania piarowców słoma zaczęła wyłazić przy pierwszej awarii systemu. I dzisiaj widać głównie słomę na buciorach władzy.
Napiszę w tym miejscu jeszcze takie zdanie, że celowo unikam rad personalnych, czyli nie wskazuję, na kim konkretnie Jarosław Kaczyński ma się wesprzeć, a kogo z wiernych giermków i klakierów raczej nie wspierać. Rozum ma tęgi, wiedzę i doświadczenie polityczne znacznie większe (niż autor), ergo – sam musi decydować. Ja tylko nieśmiało sugeruję, że do roboty trzeba przyciągnąć wielu nowych fachowców. Są tacy w Polsce, czy ich nie ma? Jeśli są, to na jakich warunkach zechcieliby współpracować z Jarosławem Kaczyńskim?
3. Konieczność przyciągnięcia nowych środowisk do pracy w polityce lub w jej pobliżu staje się jakby bardziej oczywista, gdy uświadomimy sobie ogrom zadań do wykonania na każdym polu, od gospodarki i modernizacji państwa po politykę zagraniczną. Po padaczce, w jaką wpadło państwo pod rządami Tuska a od pół roku również Komorowskiego, trzeba naprawdę świetnego lekarza. A jak wiecie, we współczesnej medycynie nie ma takiego, co znałby się na każdej chorobie i wszystko umiał leczyć. Zaiste, potrzebujemy konsylium fachowców, którzy zabiorą się z oddaniem i wiarą za wyleczenie Polski z chorób i patologii, które były przyczynami pierwotnymi tych chorób. I to byłby ruch związany z otwarciem na środowisko elit, tych prawdziwych a nie okupujących dziś ekrany i szpalty mediów mainstreamu. Oni wciąż żyją w Polsce, niedoceniani, odpychani na boczny tor, milczą na wewnętrznej emigracji.
Polska stoi na progu agonii. Cokolwiek weźmiemy sobie na tapetę chłodnych analiz – od śledztwa smoleńskiego po infrastrukturę i finanse – widać jak na dłoni, że wróżby muszą być czarne. I nie trzeba być do wykonania takiej prognozy Kasandrą ani inną wróżką. (Aby nie strzelić sobie czwarty raz w stopę, napisze, że zgodnie z kanonami naszej wiary, nie wierzę w żadne wróżki.)
Strzał trzeci.
Nie da się dziś odsunąć od władzy demokratycznie wybranego Prezydenta. Można jednak i trzeba powalczyć o osłabienie jego destruktywnej roli na polu polityki międzynarodowej i krajowej. Gra Komorowskiego na Rosję i Niemcy przynosi bowiem znaczące zmarginalizowanie Polski na arenie Unii Europejskiej i polityki światowej. I nie chodzi wyłącznie o dumę i honor niepodległego państwa, lecz również o odstraszenie poważnych inwestorów z wielu regionów świata. Polska musi przyciągnąć inwestycje również z Chin, Indii i USA. Dodam od razu: na znacznie większą skalę i te związane z najnowszymi technologiami. (To osobny temat.)
Ja przekonać wyborców Bronisława Komorowskiego do Jarosława Kaczyńskiego? Nie przekonywać na siłę. Sami powinni dojrzewać do zmiany poglądów. Wielu z nich wrzuciło kartkę do urny pod wpływem chorych emocji, sprytnej manipulacji mediów i dziś im po prostu wstyd. Wielu zrobiło to przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu i tych da się przekonać do zmiany stanowiska, gdy zobaczą jakiś skrypt racjonalnego projektu dla Polski. Są też i tacy – to spora grupa – co zagłosowali na Bronisława z poczucia karności dla własnych racji, którzy to uznają obecną politykę Prezydenta za najlepszą z możliwych i oni będą przy nim trwać aż do końca.
Co mnie interesuje, gdy pisze o PiS i jego szansach na zmianę Polski?
(1)Twardy kurs na taką zmianę a nie gęganie po opłotkach, że się nie da, bo są oni. (2) Otwarcie na prawdziwe elity, z wykluczeniem uzurpatorów, którzy tworzą establishment dzięki wyniesieniu przez układ (tak, używam tego słowa z pełnym przekonaniem, ze ono opisuje realne zjawiska). (3) Zainicjowania szerszego ruchu społecznego i przeniesienia wysiłku bardziej w teren, do struktur regionalnych partii, by nawiązać bezpośredni kontakt z wyborcą. (4) Odzyskania pełnej zdolności koalicyjnej w kilku możliwych wariantach (trudno dziś je precyzyjnie dookreślić): (a) z PJN lub jego częścią (kłócą się dziś, aż niemiło się słucha); (b) z PSL lub jego częścią; (c) już tylko z konserwatywną częścią PO, czyli z czymś z okolic Gowina (i śpiącego Rokity, który Gowina wypromował, zanim sam poległ).
Odzyskiwanie zdolności koalicyjnej nie powinno jednak zaprzątać w trakcie kampanii wyborczej uwagi strategów PiS. Trzeba zrobić tylko tyle, żeby ją mieć w wariancie wygranej bitwy. Mieć i wiedzieć, z kim warto grać a z kim już nie.
PiS ma do wykonania ogrom pracy, by czarnym koniem wyborów nie okazał się SLD, zasilony starymi unitami z obozu prezydenckiego. To jeden z testowanych przez władców Polski wariantów. Uda się znów bez mydła wcisnąć wyborcom, że tam, gdzie dwóch się bije, najlepiej wcisnąć trzeciego, który ładnie wygląda i lans zaczyna mieć w mediach? Może się udać, gdy PiS zamknie się w tych samych studiach, jak dotąd to czyni. I tym stwierdzeniem kończę, twierdząc przy okazji, że strzeliłem sobie po raz trzeci i ostatni dziś w stopę.
I w nawiązaniu do tytułu dodam na sam już koniec: im gorzej dla PO, tym lepiej dla PiS lub – i to nie jest wykluczone – również dla SLD i PSL. Wyborca polski na pstrym koniu jeździ, naprawdę.
I na sam drugi koniec (już naprawdę): mniej mnie interesuje, komu będzie lepiej lub gorzej z partyjnych kacyków, byle lepiej dziać się zaczęło w Polsce. Jedno jest prawie pewne:dziś to najmniej prawdopodobny scenariusz.