Wybory parlamentarne zbliżają się w szybkim tempie. Internauci nie dają odpoczynku klawiaturom w swoich komputerach i ścigają się w rozgorączkowanych analizach. Coraz więcej notek zawiera prognozy dotyczące wyników wyborczych i spodziewanych powyborczych koalicji. Czy PiS mógłby się dogadać z PJN lub PSL? Czy jest pewność, że nie zawiąże koalicji z SLD – oto pytania spędzające sen z powiek najbardziej upolitycznionym blogerom. Pojawiają się też ostrożne wątpliwości, czy PiS jest dobrze przygotowany do sprawowania władzy, a nawet czy ma rzetelne motywacje oraz czy rzecznik Hofman na czele sztabu wyborczego sprosta wymogom profesjonalnej kampanii, cokolwiek by to nie miało oznaczać. Usilnie lansowany jest też koncept, że PiS-owi nie opłaca się wygrana w wyborach w 2011 roku, bo stan finansów publicznych jest fatalny […]
Wybory parlamentarne zbliżają się w szybkim tempie. Internauci nie dają odpoczynku klawiaturom w swoich komputerach i ścigają się w rozgorączkowanych analizach.
Coraz więcej notek zawiera prognozy dotyczące wyników wyborczych i spodziewanych powyborczych koalicji. Czy PiS mógłby się dogadać z PJN lub PSL? Czy jest pewność, że nie zawiąże koalicji z SLD – oto pytania spędzające sen z powiek najbardziej upolitycznionym blogerom. Pojawiają się też ostrożne wątpliwości, czy PiS jest dobrze przygotowany do sprawowania władzy, a nawet czy ma rzetelne motywacje oraz czy rzecznik Hofman na czele sztabu wyborczego sprosta wymogom profesjonalnej kampanii, cokolwiek by to nie miało oznaczać.
Usilnie lansowany jest też koncept, że PiS-owi nie opłaca się wygrana w wyborach w 2011 roku, bo stan finansów publicznych jest fatalny i całe odium za ewentualne niepopularne reformy miałoby spaść na rząd pisowski, który musiałby je przeprowadzić.
Robi się nerwowo, a politycy nawet zaczynają szukać bezpośredniego kontaktu z wyborcami (tutaj projekt „Zadanie dla posła”, polegający na szybkiej komunikacji przy pomocy Internetu).
A mnie w tej chwili najbardziej ciekawi, jaka będzie frekwencja wyborcza i czy głosująca ludność ma jeszcze jakieś poważne oczekiwania wobec polskich elit politycznych. Połowa uprawnionych do głosowania nie chodzi na wybory i ma o politycznych prominentach jak najgorszą opinię.
Wszyscy już rządzili. Dostarczyli mniejszych lub większych rozczarowań, dużo obiecywali, najczęściej nie dotrzymywali, zwalali winę na innych, a perspektywy dla przeciętnego obywatela rysują się zupełnie nieoptymistycznie.
Bezrobocie przepotężne, zadłużenie gospodarstw domowych i przedsiębiorców ogromne, komornicy, windykatorzy i syndycy wiszą na karku wielu rodzin i firm, koszty utrzymania rosną, kariery w przedsiębiorstwach i urzędach w większości przypadków ograniczone do podrzędnych stanowisk (jeśli już ktoś w ogóle ma pracę), a zapowiedzi dalszych oszczędności na obywatelach coraz liczniejsze.
Do tego niezwykła arogancja funkcjonariuszy publicznych, choćby tych z organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, gdzie szansa na uczciwe, rozsądne badanie i rozstrzyganie spraw – niewielka. I to nawet w tak spektakularnych postępowaniach, jak sprawa śmierci Krzysztofa Olewnika, czy tragedia smoleńska.
Obywatel coraz mocniej jest obciążany przez państwo i na coraz mniej ze strony tego państwa może liczyć. Jak jest biedny, to mu nawet – dla jego dobra – dzieci zabiorą. I jeszcze pozbawią poczucia osobistej godności.
Zbuntować też się zbyt łatwo nie może, bo władza potrafi pokazać swoją siłę. Robiła to już wielokrotnie na oczach opinii publicznej, choćby pałując w otwarty sposób kupców warszawskich, broniących swoich stanowisk pracy. Czy aresztując rozwiedzionych ojców zabiegających o kontakt z dziećmi lub walczących o praworządność podsądnych.
A ciągle słyszymy o wielokrotnych próbach zalegalizowania inwigilacji Internetu i powszechnym podsłuchiwaniu obywateli na skalę niespotykaną w UE.
Nawet modlitwa na ulicach jest źle widziana i chuligaństwo plujące na starsze kobiety, odmawiające różańce, ma wyższe notowania u policji niż katolicy kochający ojczyznę.
Zorganizować własnych reprezentantów do Parlamentu nie sposób. Bierne prawo wyborcze dostępne jest tylko dla uprzywilejowanych z wielkich partii. Ustrój państwa daje znikome możliwości kontroli nad jakąkolwiek władzą – wykonawczą, ustawodawczą czy sądowniczą.
A więc, co robić?
Coraz częstszym rozwiązaniem jest emigracja zarobkowa Polaków. W Polsce nie będzie krwawych rewolucji na ulicach. Realizm nakazuje mieć niewielkie oczekiwania wobec słabych lub podstępnych elit. Pogarda wobec urzędników polskiego państwa będzie rosła. Ludzie będą starali się sobie radzić sami, bo państwo sprzeniewierzyło się im, jawi się jako obce, oszukańcze, krwiopijcze.
Moim zdaniem w najbliższych latach nie można liczyć na zmiany.
Do momentu aż najbardziej zdeterminowani Polacy zbudują nowe elity polityczne i nowy ustrój państwa,
Tak nam dopomóż Bóg!
PS. Jako uzupełnienie tego tekstu, trzeba przeczytać ten memoriał:
———————————
Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosł.: sprzedajacych dym). Wspólzałozycielka Konfederacji Rzeczpospolitej Blogerów