3 maja 2006 roku Prezydent RP śp. Lech Kaczyński wręczył Ordery Orła Białego. Otrzymali je; Anna Walentynowicz, ks. abp Ignacy Tokarczuk i Andrzej Gwiazda. W przemówieniu wygłoszonym z okazji tej uroczystości prezydent mówił dużo o naszej najnowszej historii i ponumerował niejako polskie konspiracyjne zmagania z okupantami. Pierwszą konspiracją było Polskie Państwo Podziemne walczące z niemieckim okupantem, drugą, walka Żołnierzy Niezłomnych po 1945 roku z sowietyzacją Polski, a trzecią ruch „Solidarności”. Zapewne doskonale zdawał sobie sprawę Pan Prezydent podczas trwających już wtedy ataków na niego, że dziejom tworu występującego pod nazwą III RP towarzyszy od zarania zakonspirowane starannie drugie państwo podziemne i już czwarta z kolei konspiracja. Nie sądził zapewne, że to podziemne państwo i owa czwarta konspiracja wymierzone tym razem […]
3 maja 2006 roku Prezydent RP śp. Lech Kaczyński wręczył Ordery Orła Białego. Otrzymali je; Anna Walentynowicz, ks. abp Ignacy Tokarczuk i Andrzej Gwiazda.
W przemówieniu wygłoszonym z okazji tej uroczystości prezydent mówił dużo o naszej najnowszej historii i ponumerował niejako polskie konspiracyjne zmagania z okupantami. Pierwszą konspiracją było Polskie Państwo Podziemne walczące z niemieckim okupantem, drugą, walka Żołnierzy Niezłomnych po 1945 roku z sowietyzacją Polski, a trzecią ruch „Solidarności”.
Zapewne doskonale zdawał sobie sprawę Pan Prezydent podczas trwających już wtedy ataków na niego, że dziejom tworu występującego pod nazwą III RP towarzyszy od zarania zakonspirowane starannie drugie państwo podziemne i już czwarta z kolei konspiracja.
Nie sądził zapewne, że to podziemne państwo i owa czwarta konspiracja wymierzone tym razem przeciwko wolnej i suwerennej Polsce wykonają na nim za niespełna cztery lata wyrok śmierci.
„Podczas kryzysów — powtarzam — strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym”
„Gdy przyszły historyk dostęp mieć będzie do tajnych archiwów poszczególnych państw — bo i te czasy zawsze nadchodzą — wtedy ujawnione będą być mogły dossiers, bo to tak technicznie się nazywa, każdego z płatnych agentów. Agentów określonych według ich ceny, według tego, ile kosztowali. Cena ich jak na giełdzie spada lub się podnosi. Gdyż to jest pewnik, że nikt nie chce płacić agentów za drogo. Agenci chcą podnieść i wyśrubować ceny za siebie i za swoją pracę, a odwrotnie państwa szukają zbicia tej ceny, stawiając coraz silniejsze żądania. W tych dossiers znajdziecie nazwiska wielu waszych znajomych.”
Józef Piłsudski 1927 rok
Kiedy marszałek wypowiadał te słowa Polacy, którzy świeżo mieli jeszcze w pamięci dzień odzyskania niepodległości i niedawne zmagania z nawałą bolszewicką zapewne o wiele poważniej traktowali owe ostrzeżenia Naczelnika Państwa niż nasi współcześni rodacy podchodzą dzisiaj do słów „oszołomów” Macierewicza czy Kaczyńskiego. Myślę, że dzisiaj marszałek zostałby wyszydzony i wyśmiany przez naszych „wiodących” i „najwyżej cenionych” dziennikarzy, a w starciu z Moniką Olejnik i resztą salonu nie miałby szans.
Zastanówmy się teraz na podstawie doświadczeń lat 2005-2007, jak powinna zareagować agentura, która z dnia na dzień w wyniku nieoczekiwanego wyniku wyborów traci kontrolę nad sterowanymi przez lata rządami i na dodatek ta nowa władza sukcesywnie stara się pozbawić tę agenturę oczu i uszu?
Oczywiście główne ataki muszą pójść w kierunku głowy państwa i premiera oraz tych ministrów, którzy rzuceni zostali na najbardziej zagrażające obcej agenturze kierunki. Pomijam już tu medialne akcje wychodzące z Berlina i Kremla. Skupmy się na naszym podwórku.
Studia telewizyjne zaroiły się od pożal się Boże „ekspertów” w postaci takich szemranych osobników z poprzedniej epoki, jak Ciosek, Dukaczewski i cała plejada zaniepokojonych sekretarzy PZPR. Gęsto zrobiło się od różnych Kurników, Lesiaków i Czempińskich. Nie zasypywali gruszek w popiele miłośnicy naszego zachodniego sąsiada z Tuskiem i opozycyjną Platformą Obywatelską.
Dodając do tego stado zatrudnionych w mediach komediantów zwanych „artystami” wytworzono istne antypisowskie piekło, w którym smażyć się mieli w pierwszej kolejności Lech i Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro oraz Anna Fotyga.
Choć wszyscy oni pracowali jak nikt nigdy dotąd od 1989 roku. Choć w oknach ich gabinetów ministerialnych do późnych godzin nocnych paliły się światła to atak trwał i trwa właściwie nieprzerwanie do dziś nawet po tym jak pod Smoleńskiem udało się mocno przerzedzić patriotyczne szeregi.
Otóż cały ten zmasowany i „spontaniczny” atak to nic innego jak sterowana akcja obcych służb, agentów wpływu i zawsze gotowych im do pomocy różnych koniunkturalistów i pożytecznych idiotów. Celem zaś tych ataków było odzyskanie utraconych pozycji i wpływu na bieg wydarzeń w Polsce.
Dzisiaj, czyli za rządów PO dzieją się rzeczy naprawdę skandaliczne i bulwersujące, choć nie wywołują już takiej histerii jak w latach 2005-2007 każdy nawet błahy i wydumany pretekst do atakowania „kaczystowskiej junty”.
To, co dzieje się w MSZ pod kierownictwem Radosława Sikorskiego to skandal za skandalem i w każdym poważnym państwie taki minister odsunięty zostałby raz na zawsze i trzymany od spraw państwowych jak najdalej.
„Koronę Himalajów” w polityce zagranicznej zdobył już, jak sam to ogłosił, prezydent Bronisław Komorowski. Sikorski jednak przebił naszą głowę państwa zatrudniając w swoim ministerstwie byłego PRL-owskiego agenta i umożliwiając mu stanie się jedynym znanym na świecie człowiekiem służb specjalnych, który był w samym centrum wydarzeń podczas dwóch najgłośniejszych zbrodniczych zamachów politycznych.
13 maja 1981 roku podczas zamachu na Papieża Jana Pawła II był w Rzymie, umieszczony tam przez służby, jako Jezuita. Po niemal trzydziestu latach 10 kwietnia 2010 roku ten sam człowiek znajdował się na płycie lotniska w Smoleńsku pod przykrywką dyplomaty zatrudnionego przez MSZ do organizowania wizyty Prezydenta RP.
Szpieg zatrudniony w Watykanie, który znał treści homilii i wystąpień papieża jeszcze przed ich wygłoszeniem. Umieszczony na 10 lat w zakonie Jezuitów sowiecki agent, który jest na ty z obecnym prezydentem Polski i mocno zaprzyjaźniony z niektórymi hierarchami kościelnymi. Człowiek, który „organizował” ostatnią podróż Lecha Kaczyńskiego i był na miejscu w momencie katastrofy został wpływowym dyplomatą w rządzie premiera Donalda Tuska i zaakceptowanym przesz szefa MSZ ambasadorem tytularnym odpowiedzialnym w Moskwie za organizację wizyty głowy polskiego państwa.
Oto jak działa polskie drugie państwo podziemne z czwartą już konspiracją. Państwo podziemne, które musi posiadać własne sądownictwo gdyż wyroki śmierci wykonuje nawet w zakładach karnych. Giną zabijani przez nieznanych sprawców urzędnicy państwowi, którzy byli zbyt dociekliwi lub przypadkowo weszli w posiadanie wiedzy, której mieć nigdy nie powinni. Tiry na białoruskich czy ukraińskich numerach rejestracyjnych rozjeżdżają obywateli kłopotliwych dla konspiratorów, a inni niewygodni obywatele „sami” wieszają się na przewodach od odkurzaczy.
Drugie państwo podziemne i czwarta konspiracja tym się różni od swoich poprzedników, że jego działalność nie jest wymierzona w okupanta tylko w polski naród i suwerenność państwa.
Mamy podziemne państwo i konspirację, których tępienie po raz pierwszy w najnowszej historii nie przyniesie nikomu ujmy, lecz honor.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (9/2011)