To idzie gender, gender, gender…
02/01/2014
837 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Tak już jesteśmy skonstruowani, że w naturalny sposób poszukujemy stabilnych punktów odniesienia. Chcemy, aby naszym zachowaniem rządziły obiektywne normy, proste i prawdziwe zasady. Ale czasami sprawy się komplikują…
Oto ledwie w Europie zakończyła życie jedna ideologia, to już coraz głośniej tupie buciorami nowa, tak na marginesie, wywodząca się z tego samego korzenia – „szczęście możliwe jest tylko wtedy, gdy wyrwiemy się z pancerza społecznych stereotypów i norm”. I tak jak poprzednio bogatych przeciwstawiano biednym, tak teraz ideologia na swój celownik wzięła płeć… Jak już iść, to na całość. Co tam jakieś poboczne różnice, co tam bogactwo czy bieda – sięgnijmy po samą istotę! Tak naprawdę różnimy się przede wszystkim tutaj – w naszej płciowości.
Konsekwencje tego są tak dalece idące, że przeciętny zjadacz chleba nawet myśleć o tym nie chce. No bo co to znaczy, że mamy zlikwidować TĘ różnicę?
To coś, co od zawsze było elementem wprowadzającym do ludzkiego życia niezwykły dynamizm, co sprawiało, że nasze relacje były zawsze cudownie pokomplikowane… No bo który mężczyzna tak naprawdę zrozumie kobietę i wzajemnie?
Społeczni inżynierowie widzą tu jednak coś innego. Płeć jest narzędziem nie tylko nierówności, jest podstawową opresją tego świata. To różnica między mężczyzną i kobietą jest praprzyczyną wszelkiej mizerii tego świata. I gdyby to nie było straszne, to zawołalibyśmy za klasykiem: „Samiec Twój wróg!!!”.
Dobra, żarty na bok. Zastanówmy się poważnie o co chodzi dzisiejszym genderystom. Jakie są ich główne cele i jakie stosują strategie do ich realizacji. Ich droga jest już wcześniej wypróbowana, zmieniła się jedynie treść niesionego szaleństwa. Jak zawsze swoje cele realizować chcą krok po kroku, powoli, ale nieustannie.
Krok pierwszy: nie ma obiektywnej prawdy.
W każdym z nas żyje odrobina buntownika. Im jesteśmy młodsi, tym więcej miejsca w naszym życiu ten buntownik zajmuje. Przecież jest naturalnym to, że na pewnym etapie naszego życia bierzemy się za bary z nawet najbardziej obiektywnymi prawdami. Młody człowiek ma do tego prawo, to jego droga do spersonalizowania tego, co otrzymał w „prezencie” od wcześniejszych pokoleń. Najpierw muszę prawdę zanegować, potem sprawdzić, dopiero w końcu, ostatecznie przyjąć ją za swoją. Iluż z nas przeszło tę bolesną drogę…?
Ale to właśnie w tę potrzebę uderzają genderyści. Nie ma prawd obiektywnych! Nawet to, co wydaje się poza dyskusją, moja płeć, także może, a nawet powinna być zakwestionowana. Bo niby dlaczego jedynym wyznacznikiem płci ma być biologia? A gdzie ludzka psychika? No i tu się zaczyna… Biologiczna płeć, coś, co było dotąd dla społeczeństw sprawą niepodważalną właśnie zostało podważone. Oto pojawia się nowy termin – tożsamość płciowa. Bo w sumie „nikt nie rodzi się kobietą (ani mężczyzną). Kobietą (mężczyzną) się staje”. Płeć jest przede wszystkim sprawą psychologii, socjologii i kultury. Tak więc każdy z nas możezdecydować o tym, kim jest – kobietą, czy mężczyzną.
Jeżeli zrozumiemy tę prawdę, to zaczynamy rozumieć otchłań szaleństwa. Nie ma już miejsca dla małżeństwa mężczyzny i kobiety. Bo mężczyzna i kobieta jakich znamy przechodzą do przeszłości. Małżeństwem może być związek… każdego z każdym. Oby tylko zadeklarowali właściwą tożsamość płciową.
Ale szaleństwo pędzi dalej. Nie ma obiektywnych prawd! A więc niby dlaczego małżeństwo ma być instytucją mężczyzny i kobiety (jakkolwiek ich już nie rozumiemy)? Przecież poza tożsamością płciową istnieje jeszcze orientacja seksualna. Pamiętacie? Obiektywna prawda została już zakwestionowana. A więc droga otwarta do wszelkich „małżeństw”. Heteroseksualiści? Niech sobie żyją. Ale niech pamiętają, że inni mają takie same prawo do równego funkcjonowania w społeczeństwie. I do dzieła, pederaści, lesbijki, biseksualiści, transwestyci i kto tam tylko chce – łączcie się jak chcecie. Właściwie dlaczego jedynie w pary? A trójkąty, czworokąty, a nawet bardziej zawiłe figury geometryczne? Nie ma obiektywnej prawdy…
I to już jest koniec rodziny jaką znamy dzisiaj, to koniec społeczeństwa, jakie jeszcze dzisiaj funkcjonuje. To koniec naszej cywilizacji…
Krok drugi: nie ma obiektywnej normy i prawa, które do tej normy mogłoby się odnosić. W sumie jest to logiczne – jak może istnieć obiektywna norma, gdy już prawda została zakwestionowana.
Każdy z nas żyje wg własnej normy, a Państwo nie jest zobowiązane do strzeżenia żadnej obiektywnej normy. Oprócz jednej –normą jest tylko to…, że nie ma żadnej innej normy. I wchodzimy w etap totalnego nihilizmu, społecznej deprawacji i degrengolady. Prawa znane dzisiaj stają się anachronizmem. Nie ma ochrony małżeństwa i rodziny, no bo… nie ma czego chronić.
Już dzisiaj niektóre społeczeństwa na tym etapie się znalazły. W Polsce już od lat trwają wytrwałe próby, aby powoli ten stan wprowadzić. Krok do przodu, dwa do tyłu, ale ciągle mieszamy w głowie. Na razie jeszcze to „ciemne społeczeństwo” wszystkiego nie pojmie, więc mowa jedynie o równości, o różnych rolach, jakie mogą pełnić kobiety i mężczyzny. Powolutku eksperymentuje się w przedszkolach i szkołach, bo przecież to młode pokolenie ma być „awangardą wielkiej rewolucji”. Na razie ciągle jeszcze za dużo tam wpływu katoprawicy, kleru i ciemnych rodziców, ale powolutku, krok po kroku… Jakoś zneutralizuje się Kaję Godek czy Elbanowskich. Inżynierowie społeczni są cierpliwi. Mają czas i pieniądze, mają poparcie władzy, mają nawet Panią Minister od Równania Wszystkiego ze Wszystkim. Ciągle jeszcze nie mają nas…
Krok trzeci: państwa i organizacje międzynarodowe są zobowiązane do tego, aby powyższe kroki bezwzględnie wprowadzać w życie.
Nie wystarczy zadekretować, nie wystarczy pozbyć się dzisiejszych praw i wprowadzić nowe. Trzeba je jeszcze twardą ręką wprowadzać! Chce Afryka pieniędzy? Dostanie, a jakże. Ale najpierw niech właściwe „porządki” zrobi u siebie. Chcecie pieniądze od Cioci Unii? Marzy Wam się jakaś autostradka? Da się zrobić, ale najpierw parę kodeksów trzeba zmienić. I oto ONZ, Unia Europejska i wszystkie ich przybudówki stają się batem w ręce społecznych manipulatorów. Oni cierpliwie, tutaj mocniej, tam delikatniej swoje robią. Już robią! A na oporne społeczeństwa będą czekać. Zmienią się władze, dorośnie nowe, „poprawione” pokolenie, będzie dobrze. Będzie idealnie!
Nastanie era powszechnej szczęśliwości, gdzie nie będzie „tyranii prawdy”, gdzie jedynym tyranem będzie ten, kto powie, że istnieje prawda obiektywna, że powinna być obiektywna norma i wynikające z niego prawo. I takiego tyrana będzie się niszczyć, medialnie, społecznie, a w końcu za pomocą prawa. Bo przecież „nie ma wolności dla wrogów wolności!” Przecież areszty i więzienia też są dla ludzi, no nie?
—————————————————————————-
Tekst ten dedykuję wszystkim tym z nas, którzy traktują gender jako straszak, czarnego luda. Tym, którzy wołają: „Dajcie już spokój z tym gender… Przecież nie może być aż tak źle, jak o nich mówicie!”
Otóż może i będzie. I jest jeden sposób, aby tak się nie stało, aby ta roztoczona powyżej wizja nigdy się nie ziściła. Potrzebna nam wszystkim społeczna aktywność, społeczne działanie, zepchnięcie tych szaleńców do totalnej defensywy! Dlaczego mamy nie mówić, że normalne jest normalne? Dlaczego mamy pozwalać na to, aby ktoś ze skrzywioną psychiką wychowywał nasze dzieci? Jeszcze jest pora. To my jesteśmy znacznie silniejsi, to my kształtujemy dzisiejsze społeczeństwo. Ale jeżeli usiądziemy na kanapach, weźmiemy do jednej ręki puszkę piwa, a do drugiej telewizyjnego pilota…, to samo się nie zatrzyma.
Genderyści tak naprawdę mocni są jedynie naszą słabością. Więc nie prześpijmy przyszłości.