Niektóre zmiany w kodeksie karnym nie tylko prowadzą do faworyzowania konkretnych grup społecznych, ale także dodatkowe narzędzia w prawie polskim wypaczają orzeczenia sądów.
Własnym uszom nie wierzyłem kiedy słuchałem wypowiedzi pani minister Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz udzielonej dla TVP Info o poprawkach w artykule 256. kodeksu karnego ("Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.")Chodziło o jego rozszerzenie o kilka kategorii, między innymi płeć i wiek. Jednak pani minister położyła szczególny nacisk na orientację seksualną i tożsamość płciową. Oczywiście zgadzam się, że o kilka kategorii można poszerzyć ten artykuł, przede wszystkim należałoby konkretnie wyartykułować w nim zakaz propagowania komunizmu, skoro już mamy zakaz propagowania faszyzmu. Oczywiście z panią minister Agnieszką Kozłowską-Rajewicz wstępnie można byłoby się zgodzić – wszak zależy nam na porządku – jednak kierunek tych zmian uważam za niesłuszny ponieważ od dłuższego już czasu widać, że przy udziale wymiaru sprawiedliwości dochodzi do faworyzowania niektórych grup społecznych. Takiemu stanowi rzeczy służy zawiłość prawa i wyróżnianie konkretnych grup społecznych względem innych w przepisach prawnych. A przecież od pełnomocnika rządu do spraw równego traktowania powinno się wymagać, aby się takim zabiegom przeciwstawiał.
Od wielu lat w mediach środowiska homoseksualne są pokazywane w roli ofiar. Skutecznie jest prowadzona konfrontacja tych środowisk z ich domniemanymi oprawcami za jakich często się uważa ONR, a nawet członków kościoła rzymskokatolickiego. Przeciwników promocji homoseksualizmu nazywa się ciemnogrodem, a zwolenników określa się mianem "twórców nowoczesnego państwa". Taki sposób przedstawiania problemu sprzyja coraz głębszym podziałom społecznym. To rola mediów w dzisiejszym świecie. Jednak do tego dochodzi jeszcze wymiar sprawiedliwości i wtedy dopiero zaczynamy dostrzegać całkowity brak logiki w wydarzeniach jakie rozgrywają się na terenie Polski.
W 2009 roku zapadł wyrok w sprawie Anny S., która niejednokrotnie obraziła Ryszarda G., bądź co bądź homoseksualistę, nazywając go pedałem. Sąd skazał Annę S. na karę grzywny w wysokości 15 tys. złotych plus koszta związane z procesem – razem około 19 tys. złotych. Wyrok specjalnie może nie dziwić, ale uzasadnienie sądu już tak. Znajdujemy w nim odwołanie do rezolucji Parlamentu Europejskiego z 2006 roku. Dokument ten tak definiuje tzw. homofobię: "nieuzasadniony lęk i niechęć wobec osób homoseksualnych, biseksualnych i transseksualnych, oparte na takich uprzedzeniach, jak rasizm, ksenofobia, antysemityzm i seksizm". A zatem sąd nie potraktował zachowania pozwanej jako aktu chamstwa czy chuligaństwa, ale jako przewinę szczególnego rodzaju. Oczywiście nazywanie kogoś publicznie "pedałem", "skurwysynem", czy "chamem" jest rzeczą naganną. Co do tego nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości. Jednak pozwolę sobie na przytoczenie jeszcze kilku przykładów, które mają na celu zweryfikować nasze wyobrażenie o karaniu konkretnych przewin. Po pojawieniu się informacji o wyroku skazującym Annę S. na karę grzywny trafiamy na portalu www.kobiety-kobietom.com na pewien komentarz: "Moherowa Polska". Moher to określenie osoby głęboko wierzącej o wydźwięku pejoratywnym. Mogłoby się w takim razie wydawać, że i w tym przypadku powinniśmy się w Polsce spodziewać wyroków skazujących. Otóż nie. Ponieważ doprowadziliśmy do sytuacji, w której kodeks karny umożliwia naprawdę dowolną interpretację niektórych wykroczeń sędziom. Idźmy więc dalej. W 2007 roku Lech Wałęsa nazwał ówczesnego Prezydenta RP, śp. Lecha Kaczyńskiego "skurwysynem". Na początku rozważań uznaliśmy to za czyn naganny. Natomiast jaki był wyrok sądu? Sąd sprawę umorzył ze względu na nikłą szkodliwość czynu społecznego. W 2008 roku Janusz Palikot nazwał śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego "chamem". Sprawa została umorzona przez prokuraturę, a następnie decyzja prokuratury została utrzymana przez sąd okręgowy w Warszawie ponieważ czyn Janusza Palikota "nie zawierał znamion przestępstwa" publicznego znieważenia prezydenta za co grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Przypomnę natomiast, że kilka lat wcześniej skazano Andrzeja Leppera za nazwanie Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego "nierobem" i "idiotą".
Już teraz możemy zauważyć iż sądy orzekają jak chcą, a opinia publiczna manipulowana przez media daje ciche przyzwolenie na takie zabiegi. W takim razie co się tak naprawdę może zmienić po wprowadzeniu poprawek proponowanych przez panią minister Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz? A no to, że nigdy nie będziemy mieli pewności z jakiego artykułu będziemy pozwani za nazwanie kogoś "pedałem" ponieważ sędziowie otrzymają kolejne narzędzie, które umożliwi im kategoryzowanie przewin według ich własnego widzimisię. A przecież powinno wszystkim zależeć, aby stanowione prawo w Polsce było przejrzyste, i najważniejsze, równe dla wszystkich obywateli, a sędziowie jednakowo orzekali w sprawach dotyczących znieważania innych, nie faworyzując jednych kosztem dyskryminowania drugich. Bo chyba o taką wolność i równość nam chodzi? Swoją drogą jestem bardzo ciekawy orzeczenia sądu w sprawie pana Jacka Kardaszewskiego – jak potraktuje się byłego PRL’owskiego kamrata. Link do jego wypowiedzi poniżej.
1. http://www.jacek.kardaszewski.pl/archives/261
Więcej na www.paweljanowski.pl