Małgorzata Goss
Stopa bezrobocia w Hiszpanii wynosi już 23,6 proc., a ludzi bez pracy wciąż przybywa. Szacuje się, że liczba bezrobotnych pod koniec roku może przekroczyć 5 milionów. Rząd w Madrycie zamierza przeprowadzić w tym roku dalsze cięcia budżetowe.
Stopa bezrobocia w Hiszpanii osiągnęła już 23,6 procent. To poziom nienotowany w Europie. W 46-milionowej Hiszpanii bez pracy pozostaje – według Eurostatu – 4,75 mln ludzi. Liczba bezrobotnych od początku tego roku wzrosła o 120 tys., tylko w marcu pracę straciło 39 tys. osób. – Tak źle nie było w Hiszpanii od 300 lat – ocenia Alex, student Uniwersytetu w Madrycie. – Młodzi Hiszpanie, dla których nie ma praktycznie żadnej pracy, emigrują do Niemiec, Irlandii, Wielkiej Brytanii albo zmuszeni są żyć na garnuszku rodziców i dziadków. Wiele rodzin bez pracy próbuje ratować się, oferując pokoje na wynajem, i dlatego czynsze znacznie spadły – zauważa.
Pracy ubywa
Rząd w Madrycie ocenia, że bezrobocie nadal będzie rosnąć. Stopa bezrobocia pod koniec roku może sięgnąć 24,3 proc. osób w wieku produkcyjnym. Ta czarna prognoza związana jest z dalszym zacieśnieniem polityki budżetowej w warunkach trwającej już trzeci rok z rzędu recesji gospodarczej. Przedstawiony przez gabinet Mariano Rajoya projekt budżetu na 2012 rok przewiduje redukcję deficytu finansów publicznych o 27 mld euro. Celem jest obniżenie wskaźnika deficytu, który wynosi aktualnie 8,5 proc. PKB do 5,3 proc. na koniec roku. Ponadto projekt budżetu zakłada, że gospodarka skurczy się w tym roku, a ujemny wzrost gospodarczy wyniesie minus 1,7 proc. PKB. Hiszpania osunie się w recesję.
Wydatki publiczne, według projektu budżetu, ulegną zmniejszeniu o 17 mld euro. Wydatki poszczególnych resortów zostaną zredukowane średnio o 17 proc., a płace w sektorze publicznym ulegną zamrożeniu. W pozostałym zakresie rząd zamierza sfinansować redukcję deficytu, podnosząc podatki, w tym dla dużych firm. W ocenie ministra finansów Crostobala Montoro, skala podjętych przedsięwzięć oszczędnościowych jest bez precedensu. Przyjęcie budżetu ma nastąpić w czerwcu. Cięciom wydatków państwowych towarzyszy reforma prawa pracy, której główny kierunek to uelastycznienie zasad zatrudnienia, ułatwienie zwolnień grupowych, zmniejszenie odpraw dla pracowników, skrócenie do roku maksymalnego okresu, na jaki mogą być zawierane umowy czasowe. Przeciwko tej polityce występują związki zawodowe oraz lewicowa opozycja. Przed tygodniem w Madrycie i wielu hiszpańskich miastach został przeprowadzony strajk generalny.
Tak jak w Grecji
– Hiszpania ma ten sam problem co Grecja – komentuje dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. – Oba kraje należą do strefy euro i w związku z tym próbują dostosować swoje gospodarki do wspólnej waluty w sposób klasyczny, tj. poprzez redukcję deficytu i uelastycznienie rynku pracy, licząc na dewaluację wewnętrzną, czyli obniżenie poziomu krajowych cen i płac. Tymczasem, jak pokazuje przykład Grecji, te posunięcia będą schładzały gospodarkę (planowany spadek PKB o 1,7 proc. w 2012 r.), i nawet jeśli po latach uda się zejść z płacami i cenami, to relacja zadłużenia do PKB w instytucjach publicznych oraz w instytucjach gospodarczych ulegnie pogorszeniu – tłumaczy Mech. Jest to więc droga donikąd. – W ten sposób przy interwencji Europejskiego Banku Centralnego można wprawdzie osłabić presję na wzrost kosztów obsługi długu publicznego, który i tak jest o 3,5 pkt wyższy niż w Niemczech, i poszerzyć możliwość zaciągania przez rząd zobowiązań, ale to nie przełoży się na wzrost gospodarczy – twierdzi Cezary Mech. Podobnie w próżnię trafia wsparcie EBC.
– EBC wyemitował ponad bilion euro (w sumie 1,2 bln) kredytów trzyletnich dla banków na 1 proc., z czego 25 proc. trafiło do banków hiszpańskich. Te środki pomogą bankom w rolowaniu zobowiązań i inwestowaniu w dług państwowy, ale nie rozwiążą problemu braku wzrostu gospodarczego w Hiszpanii – twierdzi finansista. W jego ocenie, polityka cięć i uelastyczniania rynku pracy w połączeniu z interwencjami EBC to wyłącznie "odsuwanie problemu w czasie" z groźbą jego eskalacji. Tymczasem sedno problemu polega na tym, że zarówno Hiszpania, jak i Grecja ponoszą koszty funkcjonowania w jednej strefie walutowej z silniejszymi i bardziej konkurencyjnymi krajami, takimi jak Niemcy. Rynek otwarty na import z tych krajów, rozliczany we wspólnej walucie, powoduje, że rodzima produkcja hiszpańska i cała gospodarka przegrywa w walce konkurencyjnej i Hiszpania coraz bardziej się zadłuża w sytuacji, kiedy pogrążone w kryzysie bogatsze społeczeństwa ograniczyły wyjazdy wakacyjne i zakupy w tym kraju. Gdyby nie wspólna waluta, proces schładzania gospodarki można byłoby powstrzymać przez dewaluację krajowej waluty i odzyskanie konkurencyjności zewnętrznej. Ale ponieważ Hiszpania nie może zdewaluować euro, pozostaje jej pokrywanie rosnących długów z kieszeni własnych obywateli i czekanie, aż obniżki wynagrodzeń sprawią, że ich towary odzyskają konkurencyjność. Ale to jest bolesna droga poprzez bezrobocie, emigrację i spadek dochodów. Dla Hiszpanii i Grecji, ale także Włoch i Portugalii strefa euro nie jest optymalną strefą walutową, dlatego dobrze, że w niej nie jesteśmy. – Strefa euro nie jest w ogóle optymalna jako strefa walutowa – podkreśla dr Mech.
Za http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120404&typ=sw&id=sw09.txt