W pierwsze święto Żołnierzy Wyklętych zdobywszy cudem wejściówki, z wielkimi nadziejami udaliśmy się do Multikina w Sopocie, aby obejrzeć wersję roboczą „Historii Roja, czyli w ziemi lepiej słychać. Kino bylo nabite do ostatniego miejsca, wśród publiczności prawdziwi, sterani życiem „żołnierze wyklęci”, krótką przedmowę wygłosił dr Cenckiewicz.. Zaznajamiając się z historią Roja i jego oddziału, zdążyłam ich polubić. Chwyciła mnie za serce historia tego „ryngrafowego wojska”, jak ich wówczas zwano dla ryngrafu, który każdy z nich nosił na piersi. W miarę oglądania filmu narastał we mnie żal – bo po raz kolejny skrzywdzono tych ludzi Przedstawiono ich w tym filmie jako bandę chłopaków, którzy dla własnej przyjemności siedząc w lesie i mając nieograniczony dostęp do alkoholu,broni i amunicji biegają bez sensu […]
W pierwsze święto Żołnierzy Wyklętych zdobywszy cudem wejściówki, z wielkimi nadziejami udaliśmy się do Multikina w Sopocie, aby obejrzeć wersję roboczą „Historii Roja, czyli w ziemi lepiej słychać. Kino bylo nabite do ostatniego miejsca, wśród publiczności prawdziwi, sterani życiem „żołnierze wyklęci”, krótką przedmowę wygłosił dr Cenckiewicz..
Zaznajamiając się z historią Roja i jego oddziału, zdążyłam ich polubić. Chwyciła mnie za serce historia tego „ryngrafowego wojska”, jak ich wówczas zwano dla ryngrafu, który każdy z nich nosił na piersi.
W miarę oglądania filmu narastał we mnie żal – bo po raz kolejny skrzywdzono tych ludzi
Przedstawiono ich w tym filmie jako bandę chłopaków, którzy dla własnej przyjemności siedząc w lesie i mając nieograniczony dostęp do alkoholu,broni i amunicji biegają bez sensu i strzelają, cały czas chleją wódę, a i związki z płcią przeciwną nie są im obce. Przez ich fanaberie ludzie z okolicznych wsi są przesłuchwiani przezUB, idą do więzienia,a ich obejścia są palone.
Sześć lat, jakie ci dzielni chłopcy, spośród których smierć coraz to wykruszała kolejnego –walczyli z bezpieką, komuchami i donosicielami – przedstawiono jako rodzaj chłopackiej zabawy w wojenkę.
Ich głęboka pobożność, która sprawiła, że zwano ich „ryngrafowym wojskiem” – to na filmie znak krzyża, który przypomina w wykonaniu aktorów zbiorową gimnastykę szwedzką z mniej więcej podobnie uduchowionym wyrazem twarzy jaki przybiera człowiek wykonujący przysiady.
Pierwsza miłość Roja i Marty Burkackiej została ukazana tak, jakby byli to starzy wyjadacze, którzy niejednego pornosa obejrzeli.
No i te przemówienia do ludności okolicznej przypominające agitki partyjne wygłaszane co i raz drewnianym glosem przez głównego bohatera!
Żadna z postaci nie została pogłębiona – do końca była to dla mnie banda plastikowych, wrzaskliwych chłopczyków, którzy zamiast się zabrać do porządnej roboty, zbijają bąki w lesie chlejąc na potęgę.
A przecież historia każdego z tych chłopców to kolejna tragedia.
W pewnym momencie filmu, po spaleniu ich partyzanckiej ziemianki widać, że jeden z chłopców znajduje w zgliszczach swojego misia. Przecież to się prosiło o pociągnięcie.
Szczególnie, ze w każdej innej dziedzinie mamy nieznośne dłużyzny. Reżyser zadbał, żeby uwiecznić, jak partyzanci chleją, jak się odlewają – sceny erotyczne też zajmują spory kawałek czasu.
Czytając o oddziale Roja wiem z raportów, jakie każdy oddział składał po kolejnej potyczce, jak niewiele mieli uzbrojenia, jak mało amunicji – ale wyliczonej co do sztuki. Jak każdą akcję starannie planowali. Jak po akcji – analizowali, co zostało wykonane błędnie.
W filmie chłopaki jak na podwórkowych zabawach w wojnę – lecą przed siebie, wrzeszczą i strzelają bez opamiętania. Pełen spontan i odlot.
Przez te sześć lat oddział Roja odbył kilkadziesiąt zbrojnych potyczek z KBW i UB.
Jeżeli przeżył, to tylko dzięki znakomitemu dowodzeniu i planowaniu.
Gdzie to jest na filmie?
Przeciwko Rojowi zwerbowano ponad 800 tajnych informatorów. Jak bardzo ludzie z tych wsi i miasteczek musieli czuć w nim obrońcę, że przez 6 lat nikt go nie wydał!
Uczyniła to dopiero jego dziewczyna, kiedy UB obiecała zwolnienie z więzienia jej rodziny za wydanie Roja.
I jeszcze uwaga miłosnika koni – w scenie, gdzie oddzial nawiedza wesele kurpiowskie – poza faktem, że na filmie wygląda to, jakby dołączył do zespołu pieśni i tańca, a nie wiejskiego wesela – konie zarówno uczestników wesela, jak i oddziału zostawione są na mrozie – nie wyprzęgnięte, nie rozkulbaczone, nie zaobroczone, nie przykryte derką, nie wprowadzone do stodoły. Naprawdę reżyser sądzi, że z koniem to tak jak z BMW – wysiada się i idzie sobie?