Hasta siempre (2/6)
19/06/2012
335 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
Mit kubańskiej rewolucji jeszcze trwa, ale powszechna bieda podgryza go coraz bardziej. Drugi odcinek analizy: nierówności społeczne.
Państwo M., moi znajomi, którzy niedawno byli na Kubie jako turyści, zaskoczeni byli tym, jak żywa jest tam jeszcze tradycja rewolucyjna i jak silnie mit rewolucji wrósł w kulturę, także komercyjną. W mieście Santa Clara, gdzie w 1958 roku oddział rewolucjonistów pod dowództwem Che Guevary zdobył pociąg pancerny wojsk Batisty, co znacząco przyspieszyło upadek jego dyktatury, turystów zabawiano słynnym i pięknym hymnem ku czci Che Guevary pt. „Hasta siempre, Comandante”. Został on skomponowany przez Carlosa Pueblę w 1965 roku, w odpowiedzi na bardzo piękny list pożegnalny, jaki ten bezkompromisowy i nieprzekupny rewolucjonista pozostawił na Kubie jadąc walczyć dalej, hasta victoria siempre (do zwycięstwa aż do końca). List ten wisi w każdej kubańskiej klasie i do dziś dzieci uczą się go na pamięć, a piosenka doczekała się światowej sławy i wielu znakomitych wykonań. W rozmowie z jednym z wykonawców moi znajomi dowiedzieli się jednak, że dla młodych Kubańczyków nikt już by tego nie śpiewał, ale dla obcych turystów i owszem, bo piosenka ma międzynarodowy rozgłos i wywołuje nostalgiczne emocje. W dodatku muzy na końcu tego odcinka posłuchamy tej pieśni w wykonaniu Nathalie Cardone i obejrzymy oryginalne zdjęcia z budynku szkoły w boliwijskiej wiosce La Higuiera, gdzie 9 października 1967 roku pijany sierżant Mario Teran zastrzelił rannego i pojmanego Che Guevarę. Zabitemu odcięto dłonie i wysłano do identyfikacji do La Paz, a ciało zostało pogrzebane pod pasem lotniska w Vallegrande. Historia lubi jednak zataczać niezwykłe kręgi. W 40 lat później zabójca Che Guevary, który oślepł wskutek zaćmy, został zoperowany przez kubańskich lekarzy w Wenezueli w ramach programu pomocy dla biedoty, jakiej Hugo Chavez udzielił swemu boliwijskiemu przyjacielowi, prezydentowi Evo Moralesowi. Nie tylko na Kubie o tym przypadku długo potem dyskutowano.
Wróćmy do wspomnień państwa M. Zespół z Santa Clara wykonał im potem słynną „Chan Chan” z Buena Vista Social Club (dodałem ją jako muzyczny deser w poprzednim odcinku). To już muzyka z czasów dyktatury Fulgencio Batisty, sprzed rewolucji. Ci, którzy ją wtedy wykonywali, wypadli z gry i dopiero po 40 latach odkrył ich przypadkiem Amerykanin Ry Cooder. Wraz z niemieckim reżyserem Wimem Wendersem zrobili z nich światowe gwiazdy muzyczne i filmowe. Ponieważ byli to także żywiołowi kubańscy patrioci, Hawana umiała to wykorzystać i zręcznie wpleść cały zespół w mit swej rewolucyjnej ideologii.
Mit rewolucji kubańskiej okazał się zjawiskiem i potężnym i trwałym. Do dziś, obok pięknych plaż, taniego rumu i legendarnych cygar ściąga on na wyspę mnóstwo turystów z całego świata. W ubiegłym roku padł rekord: 2,7 miliona. Z powodu tego mitu europejska i latynoska lewica zawsze traktowały reżim kubański o wiele przyjaźniej niż inne. ZSRR i europejskie demoludy nie miały nigdy żadnego romantycznego uroku. Kuba ma go do dziś i to przynajmniej z dwóch istotnych powodów: postawienia się Jankesom i realizacji imponującego programu socjalnego. To właśnie z powodu tego uroku i mitu rewolucji kubańskiej Moskwie do końca opłacało się utrzymywać Fidela Castro i korzystać z jego ogromnej międzynarodowej popularności.
Nawet bowiem kiedy Fidel Castro stał się klientem politycznym i utrzymankiem ZSRR, potrafił podtrzymać i rozbudzać w Kubańczykach tradycyjnie silne nastroje antyamerykańskie i równie silny patriotyzm, a wobec świata przedstawiać Kubę jako małego dzielnego Dawidka, który skutecznie walczy z powszechnie znienawidzonym Goliatem i radzi sobie mimo nałożonego nań embargo. Tu trzeba wspomnieć o tym, że niechęć do gringos, jak Latynosi nazywają Jankesów, jest w Ameryce Łacińskiej powszechna, i każdy kto się im skutecznie postawi, zdobywa tam natychmiast sympatię mas. W Ameryce Łacińskiej nie ma narodu i państwa bardziej znienawidzonego niż USA. Na Kubie powody do takiej niechęci są głębsze niż gdzie indziej. Od 1898 roku, kiedy USA odebrały wyspę Hiszpanom, aż do rewolucji Castro 1959 Kuba była de facto kolonią USA, chociaż Amerykanie sporo na wyspie inwestowali.
Również osiągnięcia socjalne Kuby budziły powszechne uznanie. Po zwycięstwie rewolucji Fidel Castro zlikwidował praktycznie całą własność prywatną, w dużej części amerykańską, i uzyskane środki przelał na ambitne programy socjalne, które objęły wszystkich Kubańczyków od kołyski aż po grób. Jego ambicją było państwo opiekuńcze. Zapewnił powszechną darmową edukację i opiekę zdrowotną na światowym poziomie, dla wszystkich bezskładkowe emerytury i pogrzeb na koszt państwa. Wyeliminowano analfabetyzm i niedożywienie dzieci, pod względem długości życia i wielu wskaźników rozwoju społecznego Kuba wyprzedziła Stany Zjednoczone (!) Każde gospodarstwo domowe do dziś ma swoją libreta, czyli książeczkę, z której na kartki dostaje miesięczne racje podstawowej żywności, środki czystości itp. po subsydiowanej i stałej cenie. Podobnie subsydiowana jest większość podstawowych usług. W porównaniu z większością krajów latynoskich kobiety wobec mężczyzn i murzyni wobec białych mają na Kubie znacznie równiejszy status.
Oba te aspekty – opór wobec USA i imponujące osiągnięcia społeczne – zjednały Fidelowi wielu zwolenników za granicą i dość powszechne poparcie w kraju. Umowa była taka: władza zapewnia wszystkim bezpieczeństwo i zaspokaja podstawowe potrzeby, a ludność w zamian rezygnuje ze swej wolności. Kto się nie zgadzał na taki deal, ten emigrował, zwykle na Florydę i to często z zachętą ze strony władz, zwłaszcza na początku. Później, gdy system się umocnił i państwo opiekuńcze stało się także państwem policyjnym, ten kto się z nim nie zgadzał, trafiał na czarną listę, a często i do więzień, w tropikach zwykle wyjątkowo przykrych i groźnych dla zdrowia.
Gdy ZSRR się rozsypał, Kuba się zapadła. W budżecie nagle zabrakło 1/3 środków, państwo zaczęło drukować puste pieniądze, skoczyła inflacja. Płace liczone w realnej sile nabywczej spadły nawet do ¼ ich wartości z roku 1989. W badaniu w Hawanie w roku 2000 przynajmniej 20% ludności uznano za tak biednych, że będących na granicy ryzyka zaspokojenia swych podstawowych potrzeb. Dziś w skali kraju ta cyfra jest z pewnością dużo wyższa. Poleciały również świadczenia społeczne. Studium przeprowadzone przez Carmelo Mesa Lago, kubańskiego ekonomistę z uniwersytetu w Pittsburgu i Pavla Vidala z CEEC w Hawanie w latach 1989-93 (tzw. Okres Specjalny) wykazało, że wydatki społeczne realnie licząc spadły aż o 78%. Ostatnio może trochę się to odbiło, ale państwo opiekuńcze chwieje się w posadach.
Drugi potężny cios zadał bowiem Kubie straszliwy huragan z 2008 roku, który mocno nadwerężył zasoby mieszkaniowe kraju. Wbrew temu, co głosi mit, Kuba ma bowiem i zawsze miała slumsy. Kto będzie kiedyś w Hawanie niech odbije na południe od Miramar, od głównej alei ambasad i rezydencji i wjedzie do El Romerio – enklawy stłoczonych bud z dykty i blachy falistej, gdzie wieczorami murzyni grają w domino, narodową grę Kubańczyków. Takich zatłoczonych do granic możliwości slumsów w Hawanie jest więcej, bo całe dekady migracji (głównie właśnie po huraganach) z biedniejszych, wschodnich prowincji do stolicy zdegradowały także jej stare centrum.
Fatalnie prezentuje się transport. Na 11,5 mln mieszkańców przypada ogółem 600 tysięcy samochodów wszystkich typów – pasażerskich i ciężarowych, których średni wiek wynosi 15 lat i które w połowie są własnością państwa. Sytuacje podratowała trochę nowa flota chińskich autobusów, ale chyba zapomniano zawrzeć w kontrakcie porozumienie o ich serwisowaniu, bo coraz więcej z nich wypada z eksploatacji i nie wraca. Transport na Kubie konkuruje o paliwo z powszechnymi tam generatorami na diesel, którymi lokalnie łata się częste niedobory i wyłączenia prądu w sieci.
Pod dwoma względami Kuba wciąż korzystnie odróżnia się od swych sąsiadów. Po pierwsze ma nadzwyczajnie skuteczny system obrony cywilnej kraju, dzięki któremu bardzo częste tam i potężne huragany powodują mniejsze straty w ludziach i majątku niż porównywalnie na innych wyspach Karaibów i w USA. Po drugie: na Kubie jest dość bezpiecznie. Turyści mogą bez obaw chodzić do późna w noc po slumsach Hawany i nikt nikogo nie napadnie. Tak było za moich pobytów dawniej, to samo potwierdzają znajomi turyści obecnie. Mówi się, że jest to zasługa państwa policyjnego, ale fakt pozostaje faktem.
Niestety, edukacja i służba zdrowia, którymi jeszcze niedawno Kuba bardzo się chlubiła, szybko tracą swą jakość i dostępność. Do szkół średnich przechodzi mniej młodzieży niż w szczytowym roku 1989. Na wyższych uczelniach pojawiła się nadwyżka humanistów, a znaczne niedobory na kierunkach ścisłych i stosowanych. Śmiertelność okołoporodowa niemowląt nadal spada, ale u matek zaczyna wzrastać. Brakuje leków. Pacjenci muszą coraz częściej przynosić do szpitala swoją pościel. Pojawiają się doniesienia o lekarzach, którzy żądają od pacjentów pieniędzy. W szpitalach i na pogotowiu mnożą się wypadki odmawiania przyjęć.
W swych dobrych latach Kuba zbudowała imponującą kadrę i infrastrukturę medyczną. W roku 2010 w 77 krajach świata (głównie w Wenezueli, ale także w Afryce, na Karaibach i w Ameryce Łacińskiej) pracowało ogółem 37.000 kubańskich lekarzy i specjalistów medycznych kontraktowanych przez państwo. Ponadto Kuba oferuje 20.000 stypendiów na studiach medycznych dla kandydatów z Ameryki Łacińskiej. Studia te i umiejętności kubańskich lekarzy cieszą się dobrą opinią. Co roku na Kubę przyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy dewizowych turystów z USA na operacje chirurgiczne i po inne usługi medyczne, które wciąż mają na Kubie porównywalną jakość, a kosztują zwykle 1/3 tego, co w Ameryce. Prestiż zawodu lekarza jest nadal wysoki, ale kandydatów jest coraz mniej i wydajność ich pracy słabnie. Powodem są głodowo niskie płace. Lekarz rodzinny w Hawanie zarabia równowartość 40$ miesięcznie. Para butów dla dzieci kosztuje 13$.
Raul Castro podjął pewne kroki w kierunku racjonalizacji usług medycznych i edukacji i np. podniósł płace nauczycieli. Jednakże istotną reformą, która mogłaby uratować zasadę państwa opiekuńczego byłoby przejście z subsydiowania produktów i usług na subsydia podmiotowe – osób, które tego potrzebują, a tego Raul nie chce zrobić broniąc zasady równości. Także jego propozycja, aby stopniowo odchodzić od systemu kartkowego (libretas) została odrzucona na ostatnim zjeździe PCC.
Rosnące nierówności społeczne na Kubie najlepiej obrazuje jej podwójna waluta wprowadzona w Okresie Specjalnym. Tzw. peso wymienialne, czyli CUC jest kursem przywiązane do dolara USA i pełni podobną funkcję jak kiedyś u nas złoty dewizowy. Jest stosowane w handlu zagranicznym, turystyce i sklepach dewizowych. Zwyczajne peso kubańskie jest teoretycznie warte tyle samo co CUC, ale jest to gruba fikcja księgowa. W rzeczywistości peso do CUC ma się jak 1:24. Płace Kubańczyków i ceny podstawowe są określane w zwykłych pesos. Przeciętna płaca miesięczna wynosi 454 pesos czyli 19$. Zaopatrzenie w sklepach państwowych jest bardzo marne i większość wartościowych towarów jest dostępna tylko za CUC. Każdy stara się więc pracować albo w sektorze turystycznym, albo w firmach zagranicznych, gdzie płacą dewizami. Ci, co pracują na kontraktach zagranicznych też przysyłają rodzinom dewizy. To jest dziś główne źródło rosnących nierówności społecznych na Kubie. Do tego dochodzi teraz sektor prywatny.
Dobrą miarą nierówności jest współczynnik Giniego stosowany w statystyce jako miara koncentracji rozkładu zmiennej losowej. Zupełną równość wyraża się w nim przez 0, a całkowitą nierówność jako 1. Według badań, których wyniki opublikował kubański magazyn katolicki Espacio Laical współczynnik ten wzrósł z 0,24 w końcu lat 1980-tych do 0,41 w dziesięć lat potem. Późniejsze badania, których jeszcze nie opublikowano uznają, że jest to już około 0,5 czyli prawie tyle, co średnia dla całej Ameryki Łacińskiej (0,53) w roku 2005. Oznacza to, że społecznie i materialnie Kuba nie różni się już wiele od standardu latynoskiego, a tylko nadal ma zamordyzm.
Na Kubie nie ma jeszcze oligarchów i bogaczy, ale jest już sporo ludzi zamożnych: właściciele biznesów turystycznych (hoteliki, restauracje), więksi farmerzy, funkcjonariusze partii i administracji, którzy korzystają z kontaktów. Czasami jedno przechodzi w drugie. Roberto Robaina, b. minister spraw zagranicznych ma luksusową restaurację w Hawanie. Sami bracia Castro zawsze żyli dość skromnie, ale „Habana Libre”, niedawno opublikowana książka o stylu życia uprzywilejowanej elity artystycznej w stolicy Kuby zawiera zdjęcia synów Fidela i Che Guevary. W rozmowach z Kubańczykami czuje się rosnącą frustrację. Ludzie poniżej czterdziestki są już otwarcie krytyczni wobec systemu: „Korzyści mają tylko oficjele. Dla zwykłych młodych ludzi nie ma tu przyszłości. Poświęcać się dla nich nie warto”. Płomień rewolucji gaśnie.
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Nathalie Cardone, śliczna francuska aktoreczka (z ojca Sycylijczyka i matki Hiszpanki) mająca silne ciągoty rewolucyjne, wykonuje słynną pieśń ku czci Che Guevary pt. Hasta siempre, Comandante.