Grzechynia to niewielka wioska położona niedaleko od Makowa Podhalańskiego. Pośrodku gór Podhala, gdzieś na końcu wsi do której wcale nie jest tak łatwo dotrzeć, znajduję się posiadłość. Wiem, wiem, że być może słowo posiadłość kojarzy się nam z niewiadomo jakim luksusem, nie wiadomo z jakim wielkim obszarem ziemskim. Ale jak by nie patrzeć , trzeba powiedzieć, że to miejsce wyróżnia się z pośród niewielu domostw w tamtejszej okolicy. Niepokalanów bo i taka nazwa funkcjonuje jeśli chcemy dotrzeć do gospodarstwa agroturystycznego rodziców ks. Natanka.
Wyrastające z za muru baszty albo jak kto woli powiedzieć wieżyczki warowne , bramy wjazdowe, nadają temu miejscu wygląd starej słowiańskiej twierdzy. Ale i takie znaczenie posiadać to miejsce, ma być twierdzą i schronieniem dla tych wszystkich, którzy w dzisiejszych czasach szukają wyciszenia się, modlitwy i twardego, rzeczywistego spojrzenia na życie chrześcijańskie, na nasze życie. Mur oddziela pustelnie od rzeczywistości, którą trzeba wcześniej czy później pozostawić. Rzeczywistości pędzących samochodów, szybkiego czasu, który tak nieubłaganie nam ucieka, przepływu tysiąca informacji na minutę. Rzeczywistości w której tak naprawdę odgrywamy swoje role, ojca matki syna czy córki. Rzeczywistości w której się niejednokrotnie nie odnajdujemy a oliwy do ognia dolewa projektowany serialowy świat pełen szczęścia, bogactwa i miłości.. Lecz którego jesteśmy tylko widzami i możemy po każdym odcinku powiedzieć sobie jakimi to nieudacznikami jesteśmy. Napis nad bramą główną mówi, że jesteśmy ludźmi wolnymi i nie musimy tam wcale wchodzić.
A po wejściu spotyka nas zupełnie inny świat inna rzeczywistość. Musze powiedzieć, że miałem bardzo mieszane odczucia co do samej pustelni jak i do osoby samego ks. Natanka. Zanim postanowiłem tam się wybrać odrobiłem lekcje. Znalazłem kazania ks. Piotra. Siedziałem nad nimi zastanawiając się gdzie znajdują się te sporne teologiczne kwestie, które tak ochoczo zarzucają mu jego zajadli przeciwnicy. To prawda, że celebracja Mszy Świętej nie odbywa się w przeciągu kilkunastu minut, to prawda, że tematy poruszane przez kaznodzieję nie są łatwe. To prawda, że wielokrotnie zmuszają nas do tego by wejść w głąb siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie czego oczekuje od życia, jak chcę żyć jakimi kategoriami i jakim prawem chcę się posługiwać. Prawem dziesięciu przykazań a może prawem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i wyborem tylko tych zasad, które nie sprawiają mi najmniejszego problemu, a to wszystko co trudne pozostawiam na kiedyś albo na święte nigdy. I kiedy słuchałem tych kazań musze powiedzieć, że nie znalazłem w nich niczego innego czego bym nie słyszał wcześniej od starszych kaznodziejów. Na kanwie tych kazań przypominam sobie mojego księdza katechetę , który przygotowywał mnie do pierwszej Komunii Św. Jak on krzyczał z ambony. Jak prostował ludzi przypominając im o relacjach i obowiązkach względem Boga, Kościoła i ludzi. Ksiądz Natanek przy nim jest jak potulnym barankiem. I tu znów zadałem sobie pytanie. Jakiego Kościoła oczekujemy? Jakich kapłanów nam potrzeba. Takich, którzy nas będą głaskać po główce i mówić „dobrze”, że przyszedłeś do Kościoła na niedzielną Mszę Świętą. Szkodą wprawdzie, że jest to twoja druga Msza w tym roku ale pewnie nie miałeś czasu, rozumiem, a skoro nie masz czasu i jesteś dwa razy do roku to dobrze, że przystąpiłeś do Komunii Św. a że nie masz czasu od kilku lat przystąpić do sakramentu pokuty, rozumiem. Co? od ostatniej spowiedzi żyjesz w konkubinacie?, o przepraszam „związku niesakramentalnym”, no tak rozumiem. I oto takich rozumiejących księży dzisiaj mamy. Tylko jak pamiętam od swojej młodości nie tak nas uczono. Nie takie zasady obowiązują. Chyba, że coś przeoczyłem, czegoś nie doczytałem. A ks. Natanek ma po prostu pecha. Naraził się, bo mówi o Ojczyźnie, a jaka nasza Ojczyzna jest dzisiaj wszyscy widzimy. „Aby żyło się lepiej” ale dlaczego nie nam. Czemu jesteśmy zredukowani do marginesu, a ci co maja coś do powiedzenia są wywalani poza ten margines. Czemu nie można powiedzieć, że nasz duszpasterz siedzący na tronie w diecezji robi wszystko przeciwko Kościołowi. Czemu nie można wyrazić swojego zdania, swoich wątpliwości. Bo co? jaśnie panujący majestat straci na blasku? Komu służymy ?- Bogu czy ludziom. I my chrześcijanie mamy stawać przeciwko prawdzie? Zmuszać się do naciągania faktów tylko dla tego by poprawnie politycznie wypaść? Ile to w naszej historii na przełomie tych dwóch tysięcy lat mamy przykładów tego, że kapłani, że wierzący oddawali swe życie właśnie za prawdę, za Boga i za wiarę. I dzisiaj to samo czynią. Dzisiaj tak samo jak dwa tysiące lat temu jak dziesięć tysięcy lat temu toczy się walka pomiędzy dobrem a złem. Dzisiaj tak samo jaki wczoraj musimy dokonywać wyborów. Na przestrzeni naszego czasu nic się nie zmieniło. Tylko my jakby trochę mniej wrażliwi jesteśmy. Bardziej krnąbrni, mniej Bogobojni. Właściwie to jak stwierdzili Rosjanie udając się w kosmos, Boga tam nie było. Wiec skoro Boga nie ma w kosmosie to można robić co się nam rzewnie podoba. „Hulaj dusza piekła nie ma” jak mówi nasze stare przysłowie. Tylko nikt nie mówi, że Bóg powinien być w naszych sercach, w każdej chwili, każdego dnia. W każdej rzeczy, którą robimy, w każdym obowiązku, każdej pracy, którą wykonujemy. Wypędziliśmy Boga z naszych serc na tułaczkę, to my stawiamy mu warunki, to my sprawdzamy w naszych kalendarzach kiedy to mamy najbliższy termin i gdzie możemy wcisnąć Pana Boga na jakieś krótkie spotkanie.
A ci wszyscy, niepoprawni którzy mówią o Bogu, nie mają miejsca w naszej chrześcijańskiej rzeczywistości. Dlaczego? Bo są sumieniem wielu? Bo mówią otwarcie o Bożych Przykazaniach, bo mówią, że jak się nie nawrócimy a dotyczy to każdego z nas bez wyjątku, czy to zwykłego człowieka, księdza, biskupa, ministra czy prezydenta, jeśli się nie nawrócimy, jeśli się nie poprawimy, nie wejdziemy do Królestwa Bożego. Czyli ? No właśnie – poprawnie politycznie trzeba by na tym skończyć. …nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego. A ja niepoprawny powiem, że pójdziecie do piekła. Tak wiec, nastało wielkie zakłamanie, wielka samowola. A nawet powiedział bym ostrzej wielka zdrada. Dzisiaj nie bardzo wiadomo, komu z ludzi można wierzyć, komu można zaufać. Tak wielu jest wilków przebranych w owcze skóry. Trochę zostaliśmy pozostawieni sami sobie, ale jeśli poszukamy nasze serce zaprowadzi nas do takiej pustelni jak choćby ta u ks. Natanka. A za murem znajdujemy spokój, ukojenie, czas na modlitwę, czas na przygotowanie się do Mszy Świętej. Czas na spojrzenie we własne sumienie i oddanie Bogu, powierzenie Jemu naszych słabości, naszych upadków. Tam u kratek konfesjonału. I być może przyjdzie nam czasem odejść od wielkiej zadumy, pobożnych medytacji, wielkich rozważań i zwyczajnie w świecie zapędzić kaczki i gęsi do niewielkiego stawiku do kompania, bo i niech to stworzenie będzie czyste na niedzielne świętowanie. A my u boku i we włościach Jezusa Chrystusa Króla Polski możemy się czuć dostojnie i nader bezpiecznie.