Gross, Ameryka, mafia
29/03/2011
354 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Jestem człowiekiem skrajnie nie poukładanym, nie chodzi nawet o to, że nie sprzątam i nie chce mi się układać książek na półce, sprawa jest poważniejsza. Chodzi o myśli. Myśli moje krążą najczęściej wokół spraw błahych. Skojarzenia powstające w mojej głowie budowane są przypadkowo i większości całkowicie nonsensownie. Jedyny pożytek jaki z tego płynie to fakt, że czasem wymyślę coś co śmieszy moją żonę. Nie zdarza się to jednak zbyt często.
Kiedy zaczynam o czymś myśleć zabieram się za to zwykle nie od tego końca co trzeba, bez „ladu a skladu” jak powiedzieliby bracia Czesi. Myślałem sobie wczoraj po raz kolejny o Janie Tomaszu i tej jego biednej książce, która nie schodzi z półek i pewnie pójdzie na przemiał. Myślałem i myślałem. No i w końcu przypomniałem sobie, ze to co Jan Tomasz napisał w polskiej wersji książki nijak się ma do tego co napisał w wersji amerykańskiej. Nie ma sensu dochodzić dlaczego tak jest, bo to dla wszystkich przytomnych jest oczywiste i winno wzbudzać grozę oraz wściekłość i mam nadzieję, że wzbudza. Nie jest to jednak istotne dla naszych dzisiejszych rozważań. Ważne jest – i ja o tym właśnie zacząłem myśleć od razu – jakie jeszcze dzieła literackie i – co ważniejsze – filmowe pokazywane i publikowane pod tymi samymi tytułami nie były w istocie tym samym. Co takiego inaczej wyglądało w Ameryce, a inaczej w Europie?
Myślałem dalej i tak poprzez Jana Tomasza i jego charakterystyczne usposobienie oraz wyraz twarzy „domyślałem się” do pewnego filmu. Film ten powstał w roku 1984 i nosił tytuł „Dawno temu w Ameryce”. Pamiętacie to prawda? 229 minut solidnego gangsterskiego kina, które powstało na fali wzbudzonej przez inny film zatytułowany „Ojciec chrzestny”. Tyle, że „Dawno temu” nie opowiadało do mafii włoskiej, ale o gangu żydowskim z Nowego Jorku. Niby nic, ale różnica istotna. O ile Vito Corleone jest po prostu szatanem rządzącym Ameryką ze swego małego domku gdzieś na przedmieściu, o tyle żydowscy chłopcy z „Dawno temu” to aspirujące do prawdziwych pieniędzy i prawdziwej władzy obszczymury. Nie da się tego ukryć. Ich zachowania są kabotyńskie ich łapczywość na jedzenie i kobiety żenująca. Ich brutalność wzbudza odrazę, a sposób wysławiania się i elegancja – po prostu śmiech. Trudno ich doprawdy porównywać z bohaterami „Ojca chrzestnego”, którzy są wcieloną grozą po prostu i nikt kto choć raz widział jak Luca Brasi uczy się na pamięć przemówienia, które wygłosi w obecności Dona, nie może mieć do tego żadnych wątpliwości. To samo Michael, jeśli raz spojrzy na człowieka od razu przebiega po tym człowieku dreszcz. A w „Dawno temu” co mamy? Kabotyn Woods i niespełniony amant De Niro szukają ukojenia w ramionach podrzędnych dziwek i poczytują sobie za zaszczyt jeśli jedna z drugą postoi przy nich trochę dłużej niż przy innych. Ich działalność to wygłupy, a kiedy już w końcu Woods decyduje się na okradzenie kolegów i zmianę tożsamości czyni to w sposób nie wywołujący w widzu podziwu czy szacunku, ale przykre zmęczenie jedynie. O tym, że chłopcy są Żydami dowiadujemy się w początkowych scenach filmu, potem to nie jest zupełnie jasne, bo nie pokazują synagog, rabinów, ani nawet sklepów z menorami. W jednej scenie za to widzimy, że ogłupiały od nadmiaru gotówki Woods kupił sobie tron papieski gdzieś z epoki Medyceuszy i zamierza na nim siedzieć w trakcie spotkań z kolegami. Wierzy przy tym w jego autentyczność, co wystawia mu jak najgorsze świadectwo. Jemu i jego zmysłowi handlowemu.
Wszystko to widzimy w Europie oglądając 229 minut filmu pokazanego w retrospekcjach, co zawsze daje dobry efekt i jest zwalczane przez słabych reżyserów, którzy zwykle wolą chronologiczny układ scen. Mówią oni zwykle, że retrospekcje są przestarzałe. Nie prawda. Są najlepsze. Widz amerykański widział jednak coś innego. Widział film w układzie chronologicznym, z którego wycięto większość scen z dzieciństwa i lat sześćdziesiątych. Nie widziałem tego amerykańskiego filmu, ale jeśli ktoś widział to byłoby fajnie, jeśliby się odezwał. Jeśli wycięto większość scen z dzieciństwa i lat 60-tych to co zostało? Lata 30-te i 40-te. Czyli akcja, w której chłopcy strzelają, gwałcą, biją po mordach i zamieniają dzieci w szpitalach. No dobrze, skrócili i po kłopocie. Tylko dlaczego? Widz amerykański nie lubi długich filmów? O ile my możemy się domyślić dlaczego Jan Tomasz wydał w Polsce i w Ameryce dwie różne książki pod tym samym tytułem, o tyle w przypadku filmu nie jest to wcale jasne. Fakt, że Jan Tomasz jest Żydem, a przynajmniej się za takiego podaje, a bohaterowie „Dawno temu” także byli Żydami nie ma tu nic do rzeczy. W Ameryce jest mnóstwo Żydów i wolno ich tam przecież pokazywać, a także pisać o nich i kręcić filmy. Polacy – to co innego.
Może przyczyna jest więc inna, może chodzi o to, że w roku 1984 kiedy film powstał miały miejsce jakieś wydarzenia, które wpłynęły na odbiór tego filmu w Stanach? Nie wiem. Była wtedy sławna olimpiada w Los Angeles, wprowadzono w Polsce nowe prawo prasowe które miało przetrącić kręgosłup wydawnictwom drugiego obiegu, ale pewnie było też coś innego.
Sergio Leone, który nakręcił „Dawno temu” nie miał dobrej prasy w USA, nie zgodził się też na kręcenie „Ojca chrzestnego”, choć mu to proponowano. Coppola był mniej wybredny, wziął robotę i nieźle sobie poczynał. Wszyscy dziś oglądają ten jego film i będą go oglądać dalej. Może po prostu Leone był antysemitą i tak mu jakoś nieszczęśliwie ten film wyszedł? Faktem jest, że miał zabrać się Sergio Leone za kolejną produkcję, której tematem być miała blokada Leningradu, było to w roku 1989. Niestety zmarł przed rozpoczęciem zdjęć.
Zachęcam do rozważań i wyciągania wniosków, bo mój miałki umysł się poddał. Ot, takie rzeczy przypomniały mi się wczoraj wieczorem.