Komu naprawdę służy “pomoc” dla Grecji.
Żeby w ogóle choć trochę zrozumieć o co chodzi w przypadku Grecji oraz innych krajów eoropejskich które dostają tak zwaną pomoc z UE, należy się dobrze przyjrzeć kto za to płaci i kto na tym korzysta. Oficjalnie wszystko to jest robione dla “Europejczyków” , cokolwiek to znaczy. Jeśli Jan, John, czy Hans, nie mówiąc już o Dymitrim, Jose, czy Luciano uważają się za Europejczyków, to zapewne mogą sądzić że te wszystkie wykupowania długów greckich są dla ich dobra.
Tymczasem sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. Owszem, ogromna tak zwana “pomoc pożyczkowa” w ostatecznym rozrachunku jest finansowana przez większość europejskich podatników, czyli wszystkich Janów, Johnów, czy Hansów. Jednak ci którzy ją oficjalnie dostają czyli Dymitry, Jose, czy Luciano nie odnoszą z tego żadnej korzyści. Tak naprawdę wszytstkie (lub prawie wszystkie) te pieniądze lądują w kieszeniach właścicieli różnych instytucji finansofych, jak banki, fundusze pieniężne, czy fundusze ubezpieczeniowe.
Najpierw przyjrzyjmy się jaka jest struktura tych instytucji. Otóż generalnie możemy w nich wydzielić grupę właścicieli czyli akcjonariuszy, kredytodawców czyli tych którzy pożyczyli im pieniądze, oraz klientów którzy pozawierali z nimi różne kontrakty. Według prawa korporacyjnego które obowiązuje we wszystkich krajach rozwiniętych, jeśli instytucji zaczyna brakować pieniędzy i może zbankrutować – na pierwszej linii zawsze stoją właściciele, potem kredytodawcy, a na końcu klienci. Czyli, jeśli jakikolwiek bank czy fundusz zbankrutowałby, to najpierw staciliby wszystko właściciele, w następnej kolejności kredytodawcy, i dopiero na końcu jakby tej kasy rzeczywiście było za mało – to wtedy także klienci.
Czyli cały ten krzyk od dawna podnoszony przez głównych europejskich oficjeli jak Merkel, Sarkozy, czy Trichet iż wszystko ma być spłacone co do grosza miał głównie na celu ochronę właścicieli, bo to oni pierwsi by stracili. Są opracowania i analizy poważnych ekonomistów wedłóg których prawie cały ciężar bankructwa Grecji, wtedy gdy to się wszystko ponad dwa lata temu zaczęło, ponieśli by właściciele tych instytucji, w bardzo rzadkich przpadkach także kredytodawcy, a klienci by raczej nic nie stracili. Inaczej mówiąc jeśli jakakolwiek instytucja by zbankrutowała w wyniku niewypłacalności Grecji, to przede wszystkim stacili by wszystko jej właściciele, potem być może w części kredytodawcy, a różni klienci, tacy jak klienci banku którzy trzymają w nim pieniądze czy właściciele polis ubezpeczeniowych, wyszli by bez szwanku. Każda instytucja jak bank czy fundusz musi pod wymogiem prawa trzymać odpowiednie rezerwy, i te powinny w normalnych przypadkach wystarczyć na zodośćuczynienie klientów.
Gdyby Grecji pozwolono zbankrutować od razu gdy pojawiły się problem z wypłacalnością, wtedy koszt tego nie byłby aż tak bardzo wysoki – jakieś kilkadziesiąt miliardów Euro (ponad dwa lata temu koszt bankructwa Grecji został wyliczony na około 40 miliardów). Działania europeskich polityków nie tylko przerzuciły koszty strat od właścicieli na barki europejskich podatników, ale dodatkowo zrobiły całą sytuację nieporównanie gorszą. Kwota kiludziesięciu miliardów Euro urosła w międzyczasie do kilkuset miliardów (obecnie około 300 miliardów), a sytuacja Grecji znacznie się pogorszyła (czyli będzie to kosztować dużo więcej).
Teraz przyjrzyjmy się jak ta tak zwana pomoc jest Grecji dawana. Otóż według obecnego porozumienia dłóg Grecji ma być zmniejszony o około 100 miliardów, a Grecja ma otrzymać około 130 miliardów nowego długu. Jak z tego widać to jest to zwiększenie długu a nie zmniejszenie, a dodatkowo większości z tych 130 miliardów Grecy nawet nie zobaczą – a pójdą one na spłacanie obecnych pożyczkodawców. Czyli tak zwana pomoc na którą składają się wszyscy europejscy podatnicy idzie tak naprawdę do kieszeni właścicieli różnych instytucki finansowych, a Grecy są dodatkowo zadłużani, w nadziei że kiedyś tych podatników spłacą. Czyli jeśli Tusk zobowiązuje się w imieniu Kowalskiego do pomocy dla Grecji, to on w rzeczywistości zobowiązuje się do spłacania greckich długów na rzecz instytucji które Grecji pożyczyły pieniądze. To zamo zresztą dotyczy zresztą Hansa czy Olafa.
Wiadomo zresztą, że Grecji już nic oprócz prawdziwego cudu nie pomoże. Wylicza się dla pocieszenia naiwnych, że Grecja ma szansę za jakie15 lat dojść do poziomu zadłużenia jakie ma teraz (procentowo w stosunku do dochodu narodowego), a przez te wszystkie lata Grecy mają tyrać jak niewolnicy, by po pierwsze spłacać pożyczkodawców, którzy w międzyczasie przerzucają te wszystkie długi na konto EU (czyli europejskich podatników). No a potem gdy się okaże że jednak Grecy nie są w stanie tego wszystkiego spłacić, to właściele już odbiorą to co jeszcze mogli odebrać, a za wszystko co zostanie zapłacą podatnicy.
Jak beznadziejna jest sytuacja finansowa Grecji pokazują jej ostatnie akcje, przeprowadzone w Grecji przed ostatnią marcową wymianą obligacji. Ażeby móc spłacić niektórych pomniejszych nabywców obligacji krórzy byli odpowiednio zabezpieczeni – ich kontrakty zostały sporządzone pod egidą prawa angielskiego i nie można ich było zmusić by “dobrowolnie” przyjęli cięcia, rząd Grecji zabrał pieniądze z funduszy zdeponowanych w Banku Greckim przez greckie instytucje publiczne. Wiele z publicznych szpitali dowiedziało się o tym dopiero gdy ich czeki okazały się być bez pokrycia. Także sześć z siedemnastu greckich uniwersytetów które miały pieniądze zdeponowane w Banku Grecji jest niewypłacalnych ponieważ rząd Grecji wyczyścił ich konta do zera. Owszem, przedłużyło to agonię Grecji o parę miesięcy (jak dobrze pójdzie), ale ile jeszcze zostało w Grecji instytucji publicznych którym można zabrać pieniądze? Przezorni prywatni obywatele czując pismo nosem masowo wyprowadzają swoje Euro za granicę, zakładając konta czy to w Niemczech czy Szwajcarii. Jak długo jeszcze może to potrwać?
Z tego puktu widzenia zupełnie inaczej wyglądają mylące podlądy że Kowalski zarabiający 400 Euro wykupuje Greka który zarabia 1200 Euro. Albo polski emeryt z emeryturą 250 Euro pomaga greckiemu emerytowi który dostaje co miesiąc 800 Euro. I w jednym i w drugim przypadku to tylko mydlenie oczu. Zarówno grecki pracownik przestanie zarabiać tak dużo (o ile w ogóle cokolwiek zarobi, bo bezrobocie rośnie w Grecji jak na drożdżach), ale też i grecki emeryt niedługo najprawdopodobniej przestanie dostawać emerytyrę w Euro a zacznie w drachmach, za króre już tak dużo nie nakupi. A w międzyczasie polski pracownik i polski emeryt dołączą się do innych europejskich podatników którzy się składają aby właściciele instutucji finansowych doznali jak najmniejszego uszczerbku.
Jak pokazuje przykład Argentyny czy Islandii dla Greków najlepiej by było gdyby Grecja po prostu znakrutowała i wyszła z Euro. Po krótkim zamieszaniu i depresji, połączonej zapewne z inflacją a może nawet hiperinflacją, po roku może dwóch ich kraj zaczął by stawać na nogi, i potem by było już tylko lepiej. Zamiast tego próbuje się zamienić Greków w niewolników długu na długie dziesięciolecia, co zrzesztą i tak nie wyjdzie (i ci co tym sterują dobrze o tym wiedzą). Ale tak naprawdę to przecież chodzi obecnie o to tylko to by jak najwięcej greckich długów przerzucić na barki europejskich podatników, a właściciele różnych instytucji finansowych otrzymali z powrotem jak najwięcej kasy.
A europejscy politycy? No cóż, mają pełne usta frazesów o tym jak robią to wszystko w wielkim pocie czoła dla dobra Europejczyków, gdy w rzeczywistości prawie wszystko jest robione na rzecz właścicieli instytucji finansowych krórzy tymi politykami sterują. Być może jest wśród polityków paru naiwnych którzy w tę całą propagandę naprawde wierzą i to co robią wykonują szczerze, ale i w tym wypadku powinni być wyrzuceni przez swoich wyborców. Być może naiwniak jest lepszy od świadomego oszusta, ale czy jeden albo drugi powinien być w ogóle przedstawicielem świadomych wyborców?