Grabarczyk zorganizuje nam wielki cyrk na Euro 2012
17/09/2011
530 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Jakoś nie mogę zapomnieć o moim rządowym faworycie („uwielbiam” też ministerki: Kudrycką, Kopacz i Hall – jest tyle kobiet w polityce, znamienne jest, że Tusk wybrał akurat te; świadczy o jego „dojrzałości” politycznej), ministrze Grabarczyku.
Staje się on już niedościgłym mistrzem w organizacji bajzlu na PKP.
W ostatni piątek miałem nieszczęście przemieszczać się, z mojej rodzinnej Wrześni do Krakowa, przez Warszawę, z pomącą (wątpliwą) PKP. Pierwsza ciekawostka już we Wrześni, w kasie biletowej. Pani była mi w stanie sprzedać bilet i miejscówkę na TLK do Warszawy, ale już system PKP przerosło wydanie czegoś takiego na pociąg z Warszawy do Krakowa – stała odpowiedź: „mnie ma możliwości” (zaznaczam, że zakupu dokonywałem z dniowym wyprzedzeniem). Trudno, odszedłem bezsilny (co ciekawe, poprosiłem o zakup brakującego biletu moich znajomych z Warszawy i udało im się to, bez problemu dnia następnego w godzinach okołopołudniowych!!!). Z duszą na ramieniu (zawsze tak mam jak decyduję się na jakąkolwiek podróż za czasów „geniusza infrastruktury” i to nie zależnie czy jadę koleją czy autem – w tym przypadku polskie bezdroża mogą śmiało konkurować z ukraińskimi; a jeszcze 3 – 4 lata temu różnica była wyraźna) ruszam w drogę.
Oczywiście standard przejazdu typowy: śmierdzące toalety i przedziały oraz wszechobecny bród (a to pierwsza klasa; w kraju cywilizowanym nie załapałaby się nawet na trzecią klasę). No i oczywiście poważne opóźnienie, o którym nikt nie raczy informować. Suma summarum, wylądowałem w Warszawie po odjeździe mojego pociągu do Krakowa. Ale to dopiero początek dzieła ministra Grabarczyka i jego kolejowych pupilków (jak słusznie zauważył jeden z komentatorów, na moim blogu: „powiedzmy bez zdrobnień, Grabarza polskiej infrastruktury”).
Na dworcu ogólny i regularny bajzel. Kolejki do kas na godzinę czekania, do zwrotów biletów, podobnie (mimo, że to z winy PKP nie zdążyłem na przesiadkę, za miejscówkę oczywiście mi nie zwrócą), tłumy ludzi upychające się do zatłoczonych pociągów, zagraniczni turyści z oczami wytrzeszczonymi do granic możliwości – dziwiący się zapewne, dlaczego mieli dojechać do europejskiej stolicy, a znaleźli się nagle w środku wschodniego targowiska. Jednym słowem cyrk na kółkach i kabaret absurdu. A to tylko zwykły piątek na dworcu Warszawa Centralna. I zobaczyłem oczyma wyobraźni dantejskie sceny, jakie rozegrają się tu w trakcie Euro 2012. Na 100% Polska zasłynie w Europie. Zasłynie tak, jak chce tego PO: jako bantustan, gdzieś u zarania cywilizacji.
I jadąc już wreszcie, po odstaniu swego w kolejce jak za Stanu Wojennego za kiełbasą lub kawą (tak to ten okres robi chyba w wyobraźni Donalda Tuska za Irlandię; ewentualnie realna „zielona wyspa”, ale z okresu Wielkiego Głodu i masowej emigracji), „cudownym pociągiem” naszego „specjalisty od infrastruktury”, uświadomiłem sobie, że ten człowiek ma jeszcze czelność startować do Sejmu, z pierwszego miejsca na liście (oczywiście PO, gdyż nikt inny na taką kompromitację by sobie raczej nie pozwolił). Uświadamiam sobie, że Donald Tusk, tak nie szanuje i gardzi obywatelami polskimi, że tego osobnika promuje z jedynki!!! Wtedy stanął mi przed oczyma „Grabarz polskiej infrastruktury” w rządowych ławach w Sejmie, z cynicznym uśmieszkiem na ustach i bukietem kwiatów w ręku oraz drugi raz tryumfujący z uniesionym ku górze kciukiem – każdorazowo przyjmujący gratulacje i gromkie brawa ze strony kolegów z rządu i posłów PO. Ludzka podłość i niema granic.
Zapamiętajmy te obrazki i nasze drogowe oraz kolejowe upokorzenia. Zachowajmy się przy urnie wyborczej, jak rzymska widownia w cyrku (bo to, co robi PO w Polsce to zwykły cyrk) i pokażmy leżącej na arenie Platformie, która potyka się o własne nogi i nie potrzebuje przeciwnika (tu Premier Tusk prawie trafił – PO nie musi z nikim przegrywać, sama przegra ze sobą), kciuk skierowany w dół.
Wykopmy ich z Parlamentu, bo wrócimy do ery kamienia łupanego.
dr Bartosz Józwiak
prezes Unii Polityki Realnej